Złowrogi konronowirus był i przepadł choć nie jest wcale powiedziane, że nie wróci. Gdzieś pochwali się medialni fachowcy, mądrzy naukowcy i specjaliści do straszenia. Cały ten koszmar kosztował życie wielu setek tysięcy Polaków – głównie na skutek paraliżu służby zdrowia. Trzeba było przedsięwziąć nadzwyczajnie działania: ubrać wszystkich w maseczki, pozamykać wszystkich w domach i torpedować propagandą. Koszty: testy, szczepionki i tarcza antykryzysowa. Testy już nie są potrzebne, szczepionki też nie ale za jedne i za drugie trzeba zapłacić sowite rachunki, nawet w sytuacji, gdy zamówione produkty są już niepotrzebne.
Po koronce nadeszła wojna. Polski rząd i sami Polacy ofiarowują bezgraniczną pomoc nie tylko przyjmując uchodźców, ale dając im wikt, opierunek i dach nad głową. Wymieniamy im walutę po dobrym kursie, ale co najważniejsze wspieramy ich w sprzęcie bojowym i pomocy finansowej. Za chwilę pojawią się kolejne koszty związane z rozbudową armii i koniecznością zwrotu tego po co w kolejce stoją już nowi bezprawni właściciele. Jako dodatkowy koszt wojny można potraktować po części inflację i galopujące koszty nośników energii.
Ile to kosztuje? Dużo kosztuje. Są na to pieniądze? Nie, nie ma.
Pytanie zatem: czy przy rozdętym socjaliu i „barokowej” strukturze państwa nie dochodzimy do skraju przepaści? Tak oczywiście. Czy gotowi jesteśmy na katastrofę finansów państwa? Jak znam życie i realia – pewnie nie.
Kolejne pytanie zatem jakie warto postawić to: czy jest to zbieg okoliczności, nieudolność i niekompetencja przy jednoczesnym deficycie w życiu politycznym prawdziwych mężów stanu, czy jest to celowe działanie nastawione na rozmontowanie organizmu państwowego w obecnym kształcie?
Nowy porządek nie wyłoni się w sposób cudowny. Po prostu, sami pozbawimy się za chwilę możliwości wpływu na własny los. „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy” – mówi guru nowego porządku. „Za dużo emitujesz CO2 – szejm on ju” – mówią piewcy nowej ideologii potencjalnie usprawiedliwiającej przyszłe globalne ludobójstwo. Być może mądrość etapu jest w tej chwili taka, że trzeba się zadłużać, ale nie na „gadżety” jak do niedawna – tylko na sfinansowanie „bezdyskusyjnych palących potrzeb”. Do podpisywania kolejnych weksli państwo jest jeszcze potrzebne i odnoszę wrażenie, że trwa ono tak długo dopóki ktoś trzyma w rękach długopis i dopóki jest coś co można jeszcze zastawić. A potem?
Żyjemy jakby nie było nic 'potem'. Coraz bardziej na kredyt, w modelu abonamentowym. Nowocześni niewolnicy.
OdpowiedzUsuń