Nie wiem gdzie o tym ususzałem lub przeczytałem ale historia ta wryła się w moją pamięć dość głęboko. Być może przytoczę ją nie nazbyt ostro i precyzyjnie za co proszę o wybaczenie. Otóż od XVIII wieku udoskonalano technologię produkcji kauczukowej gumy. Wraz z nowymi rozwiązaniami technologicznymi znajdowano szereg nowych zastosowań tej substancji. Wszystko zaczęło się o nieprzemakalnych płaszczy i kapturów, a potem dołączały inne produkty. W Brazylii, która przez wiele dekad była monopolistą w produkcji naturalnego kauczuku wyrosły całe miasta oparte na tym przemyśle. I nagle pod koniec pierwszej dekady XX wieku pewien Niemic odkrywa przełomową technikę produkcji syntetycznej gumy. Okazuje się, że ów materiał jest wytrzymalszy od naturalnego, bardziej odporny na niskie temperatury i idealnie nadaje się do produkcji napełnianego powietrzem ogumienia. Co robią wtedy właściciele plantacji drzew kauczukowych i całego systemu przetwórni? Mają trzy wyjścia:
- kupić u nicestwić nowopowstałą technologię,
- udać, że nic się nie dzieje i spokojnie czekać aż ich biznes upadnie a oni pójdą z torbami,
- zrobić tak, aby wyjść „cali na biało” i ocalić jak najwięcej z czekających na rychły upadek przedsiębiorstw.
Nie trudno się domyślić, że postanowili pójść trzecią drogą. Rozpoczęto wielką akcję promującą kauczuk jako materiał przyszłości. Znajdywano coraz to nowe zastosowania tej substancji łącznie z gumą do żucia. Rzecz w tym, że wszyscy na świecie byli przekonani o tym, że bez kauczuku nic się nie da, a kto nie wierzy niech spada na drzewo – najlepiej kauczukowe. Dla każdego drobnego ciułacza stało się jasne, że inwestycja w kauczuk to pewnik nad pewniki. Tak się złożyło, że właściciele kauczukowego biznesu chętnie sprawiali poprzez giełdę udziały swych świetnie prosperujących jeszcze biznesów, do czasu gdy stało się jasne, że to lipa bez przyszłości. Nim nie mięła dekada maluczcy zostali z nic nie wartymi papierami, a właściciele kauczukowego biznesu wyszli z tego biznesowego modelu z walizkami pełnymi pieniędzy. Między czasie światu przytrafiła się I Wojna Światowa potęgująca zapotrzebowanie na syntetyczny materiał.
Obecnie świat zgłupiał na punkcie OZE, wszyscy wiedzą, że to przyszłość i nie bądź pan kiep. Czy jednak w perspektywie ostatnich odkryć i eksperymentów związanych z fuzją izotopów helu nie jest to akcja przypominająca tę kauczukową? Przecież w technologie OZE zainwestowano fortuny, a nie po to się inwestuje aby stracić. Niech maluczcy i frajerzy kupują to co za chwilę bezużyteczne niwelując straty tych wielkich. Czy rozpętana wojna na Ukrainie i gazowa zadyma nie może być czymś podobnym? Przecież jeśli hel będzie niewyczerpalnym paliwem przyszłości nikt za chwilę od Rosjan nie kupi nawet złamanego decymetra sześciopiennego gazu. Lepiej więc wykorzystać go jako broń dopóki jest to jeszcze możliwe.
Czy nie po to wciska nam się w tej chwili technologie jądrowe, aby wyrwać ile się da? Być może one będą także za chwilę bezużyteczne? Czy w podobny sposób wciśnięto ludzkości „cudowne preparaty” na grypę? Nie wiem. Wiem natomiast, że masowe pranie mózgów charakterystyczne dla postkapitalizmu pozwala na robienie wielkich bezczelnych interesów niczym rodem z kreskówki „Jak ukraść księżyc”.
Jak mawia Stanisław Michalkiewicz, państwa dzielą się na poważne i pozostałe. Państwa poważne, mają wywiad, kontrwywiad, służby specjalne i potrafią oddziaływać poza swoje terytorium. Mają coś jeszcze centra studiów strategicznych, których analizy „uodparniają” na PR-owską i lobbystyczną propagandę. Państwa pozostałe takich instytucji nie mają więc są ślepie, albo najwyżej krótkowzroczne w swych strategiach. I można im wcisnąć wszystko jak Indianom paciorki, albo frajerom kauczukowe wizje bogactwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj