Gdy patrzę na ulice i drogi, to przypomina mi się bajka Andersena o gościu, który był tak biedy, że sprzedał swój cień. Na płotach, drzewach i wszędzie gdzie się da wiszą gęby do wynajęcia. Ale tylko na pozór jedyne co ma cała ta wesoła gromadka do sprzedania to ich podrasowany w fotoszopie wizerunek. Choć tu także jak w owej bajce chodzi o przetrwanie, bo stołek w samorządzie to nie tylko dieta, ale i posadka dla szwagra mikrocefala, który się do żadnej roboty nie nadaje. No i szpan we wiosce... W tym roku ścisk straszliwy. Jak w każdym cyklu wyborczym prawdziwymi "wygrywami" są firmy reklamowe, bo czy się kandydat dostanie czy nie, płotki, plakaty, banery idą na pniu. Ale na pozór cała maskarada świadczy o kurczeniu się przestrzeni na rozsądny zarobek. Im większe tego typu kurczenie – tym ścisk tupiących po liche zaszczyty jeszcze większy. A wszystko w sytuacji, gdy gołym okiem widać, że realna władza coraz bardziej oddala się od Nadwiślańskiego Kraju. A to wujek Joe wzywa na dywanik, a to rząd mówi, że w spawie „zielonego ładu” i ukraińskiego zboża "będzie interweniował w Brukseli", co jest już jawnym dowodem na to, że sam z siebie nic nie może i nawet nie próbuje tego ukrywać. Tak więc na naszych oczach władza rządowa stała się samorządową. Więc być może dla przyzwoitości należałoby zlikwidować Urzędy Wojewódzkie, bo skoro mamy samorząd kraju, samorząd województwa, samorząd powiaty i samorząd gminy, to po co przedstawicielstwo samorządu krajowego na poziomie regionu? Za jednym zamachem pasowałoby jeszcze przy okazji likwidować powiaty, które są nie wiadomo po co. Znaczy wiadomo, bo w reformie Buzka chodziło o zrolowanie długów szpitali. Teraz nikt się już długami nie przejmuje, bo gdy wszyscy poszli w jasyr to długi niewolników przejął ich właściciel. Innymi słowy nawet niewola nie zwalnia z zasad pragmatyzmu.
Dla wielu niezorientowanych odkryciem będzie być może fakt, że prawdziwe szranki odbyły się już jakieś dwa miesiące temu, gdy układano listy wyborcze. Miejsca na nich dzielą się na te biorące i te pozostałe. O te pierwsze na listach partii toczy się ostra walka na noże i siekiery. Te pozostałe zasiedlają hobbyści, społecznicy lub lizusi potencjalnej władzy dla których start w wyborach to deklaracja lojalności czyli chleb w urzędzie lub szkole na następne lata. Analogia do szlachty gołoty, która przybywała na sejmy po to, aby odebrać należny jej jurgiel nasuwa się sama. Dla wielu - w tym i dla mnie - już od dawna stało się jasne, że PRL był chociaż tańszy w obsłudze... Ale z żołądkiem się nie dyskutuje. A pozostali? Musi być naprawdę źle, gdy cała masa ludzi sprzedaje swoją mordkę tylko po to, aby… No właśnie, po co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj