Całość przypomina słynną klasyczną przypowieść o Icku, kozie i rabinie. Dla tych, którzy nie znają szybkie wprowadzenie. Icek miał w domu ciasno. Poszedł do rabina, a ten mu poradził, aby kupił kozę. Gdy ten tak uczynił, przyszedł po kilku dniach i powiedział, że jest jeszcze ciaśniej i do tego śmierdzi. Wtedy rabin polecił sprzedać mu kozę. Icek tak uczynił i natychmiast poszedł do rabina z gratulacjami, bo zrobiło się tyle miejsca, że hej i do tego już nie śmierdzi jak wcześniej.
Nagle postanowiono podrasować nieco dobrze funkcjonującą maszynkę korporacyjnego kapitalizmu i wprowadzono opcje menażerskie. Czyli: słuchaj gości – mówią udziałowcy do prezesa spółki – jak zwiększysz przez parę lat wartość akcji, to damy ci nie tylko sowitą pensję, ale i udział zyskach. Jak to zarobisz twoja sprawa. No i zaczęło się wprowadzanie kóz. Ideologizacja biznesu, przenoszenie produkcji do tanich krajów i cała masa wszelakiego kurestwa przy których praca dzieci w kopalniach XIX Anglii była sielanką. Kulminacją były pandemiczne szybkie geszefty na dużych pieniądzach. Zrobiło się dość ciasno i niewygodnie więc znalazł się rebe, który wyprowadził śmierdziucha z ciasnego mieszkania i wszyscy odtańcowują właśnie wesołego oberka. Niby dobrze, ale w wyniku korporacyjnych sztuczek i ideologicznie napompowanych geszeftów padła cała masa małych firm. Rynek nie lubi próżni. W miejsce małych i średnich podmiotów zaspokajających wcześniej potrzeby konsumentów, które nie wytrzymały obciążeń, ideologizacji skutkującej wzrostem biurokracji weszły korporacje. Między innymi, na skutek lepszego dostępu do narzędzi cyfrowych miały i mają bowiem one niższe koszty. Tak więc na skutek „operacji koza” korpo przejęły kolejną połać rynku, a zarządzający nimi menażerowie dostali swoją dolę. I tego nie odwróci żadna kontrrewolucja, tak jak nie przywróci do życia milionów rodzinnych interesów. „Odpauperyzowanie” klasy średniej w epoce cyfrowej wydaje się niewykonalne. Jakiś Trump musiał powrócić, bo gdyby tego nie zrobił ludzie w USA mający zagwarantowany prawnie dostęp do broni byliby skłonni przewrócić cały system do góry nogami, a tak dalej pokładają weń wiarę niczym Icek w mądrość rabina. Każdy bowiem złożony system manipulacji musi zawierać także element kontestacji do uwiarygodnienia całości. Cieszmy się zatem mądrością etapu i wyprowadzeniem kozy, ale po całej operacji poza poczuciem ulgi dalej pozostaną kozie bobki na dywanie w salonie.
Inną kwestię jest to, że być może wzrost nastrojów patriotycznych to zła wróżba. Po ataku Niemiec na ZSRS Stalin dość szybko przywrócił nie tylko w Armii Czarowniej pagony i popów modlących się z żołnierzami w okopach, ale przede wszystkim ideę obrony ojczyny. Ludzie nie chcieli ginąć za wrogi im system, ale za ojczyznę już bardziej. Armia USA nie poszłaby do boju w obronie ideałów tęczowej rewolucji, ale w obronie ojczyzny już także nieco bardziej. A to, że będą ginąć za rynki zbytu, szlaki handlowe czy naftowe pola to już zupełnie inna sprawa. To wszystko wróży, że z uwagi na powyższe w Europie spodziewane jest rychłe odejście do neolewicowych frazesów, bo kto chciałby umierać za ideały tęczowej rewolucji? Mała to jednak pociecha, choć zejście z drogi ideologicznej utopii w przypadku Europy da nam złudne - ale zawsze – poczucie ulgi, które poczuł Icek sprzedając cuchnącą kozę.
Zaskakujące, jak różnymi drogami można dojść do tych samych wniosków. Jak zawsze kapitalny wpis. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń