Czy jeśli życie to forma istnienia białka, to samochód to forma istnienia blachy?
Wszyscy żyjemy i wiemy, że żyjemy, ale brak temu pojęciu jednej spójnej definicji. Czy w ogóle trzeba definiować życie skoro jest ono nam dane? Być może żywy organizm podejmując próbę zdefiniowana życia popełnia logiczny błąd błędnego koła?
Trwają ciągle dyskusje nad istnieniem lub nieistnieniem Boga. Nie potrafimy w sposób racjonalny określić jego istoty. Ale kwestia życia jest dla nas oczywista, a mimo w określeniu jego istoty czujemy się tak samo bezradni. Być może w braku określenia pojęć podstawowych takich jak: życie, rzeczywistość, świadomość wyraża się nasza bezradność? Ciężko pyszałkowatemu z natury człowiekowi przyjąć do wiadomość świadomość własnych ograniczeń. Coraz więcej jest na nią mniej lub bardziej oczywistych dowodów. Być może nadeszła pora, aby przestać zatem określać siebie wedle renesansowej utopii jako pępek świata? Ale jeśli nie człowiek, to kto ma być w centrum? Bóg? Na to nie zgodzą się ci, którzy ustawili tam człowieka. Trwamy więc w cywilizacyjnym paradoksie: pasowałoby nas zdjąć z piedestału boskiej i wyjątkowej istoty, ale kogo tam ustawić? Może zatem nie ustawiać nikogo? Ale się nie da, bo coś musi być praprzyczyną. Postępowcy nie zaaprobują powrotu do dawnego porządku, więc będą musieli niedługo wymyśleć nową formę gnozy, w której będzie coś na kształt boga, ale nie nazwanego bogiem. Będziemy mieli być może w perspektywie najbliższych wieków coś na kształt chrześcijaństwa, ale bez chrześcijaństwa. Po co więc to zamieszanie, gdy wystarczy pozostać przy starym systemie pojęć i znaczeń? Tylko co wtedy robiliby rewolucjoniści? Gdy opuszczą sztandary przestaną być rewolucjonistami, utracą pozycję i swój sens istnienia, która nie tkwi w ładzie lecz w chaosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj