Dan Ariely na konferencji Ted promował kiedyś
swoją książkę, w której próbował wyjaśnić to czy mamy tak właściwie wpływ na własne decyzje. Generalnie
rzecz dotyczy mniej lub bardziej skomplikowanych mechanizmów manipulacji. Oto
na przykład mamy biuro podróży i chcemy sprzedać jakiemuś frajerowi wyciekę do
Rzymu. Dajemy mu więc trzy opcje: Wycieczka do Paryża za 300 Euro, wycieczka do
Rzymu też za 300 Euro i wycieczka do Rzymu za 300 euro, ale bez porannej kawy w
hotelu. Jaką opcję wybierzemy? Oczywiście wycieczka do Rzymu z kawą wydaje się
bardziej atrakcyjna do Rzymu bez kawy i ludzie nie biorą nawet pod uwagę tego,
że mogli mieć ochotę pojechać do Paryża. Ludzie generalnie nie chcą podejmować
decyzji, gdy wymaga ona do nich odrobiny wysiłku. Obserwacja ta niestety
sprawdza się także i w bardziej poważnych kwestiach. Dan Arley posłużył się
przykładem lekarzy, którzy mają zdecydować o przeszczepie biodra pewnego
delikwenta. Nagle dostają informację o leku, który może wyleczyć pacjenta bez
konieczności cierpień i operacji. Po zasileniu w taką wiedzę większość lekarzy
decyduje się wypróbować lek. Jest jednak druga grupa medyków, która została postawiona przed taką
alternatywą lecz dowiaduje się, że na rynku pojawiły się dwa nowe leki, dzięki którym pacjent nie
będzie musiał cierpieć. Lekarze mają wybrać między dwoma specyfikami i wybierają…
operację.
W Sejmie pojawiają się dwie ustawy dotyczące aborcji: jedna –
lewacka – ma dokonać złagodzenia przepisów aborcyjnych, druga - prawacka - zakazać
całkowicie aborcji. Zwolennicy pierwszej przedstawiają wizję cierpienia kobiet,
troski o ich brzuchy ich śmierci w nielegalnie dokonywanych aborcjach.
Zwolennicy zaostrzenia przepisów mówią o tym, że człowiek jest człowiekiem od
momentu poczęcia i że zabijanie bliźnich jest nieludzkie. Dodatkowo projekt
pro-liferów w lewackich mediach dostaje stratus rządowego i pojawia się też informacja
o tym, że kobiety będą trafiać do więzień za samą próbę dokonania zabójstwa na własnym dziecku. W rezultacie oba projekty trafiają
do kosza. Ktoś zapyta: po co to całe zamieszanie? A no po to, że ci, którzy
rozpętali całą manipulację uzyskali taki efekt: przez najbliższe lata prawo nie
będzie zmieniane. Manipulatorzy osiągnęli zatem plan minimum. I o to chodziło
od początku. PiS staje się przy tym w oczach wielu prawicowych środowisk
ugrupowaniem niewiarygodnym, a to, że droga do wymazania tego morderczego
procederu wiedzie przez zmianę sumień, a nie przepisów nie ma tu żadnego
znaczenia. Szkoda, że tak wielu ludzi nabrało się na tę sztuczkę. Ważne żeby dzielić
i rządzić. Przepis jest prosty: jeśli chcesz aby ludzie zaakcentowali to na czym ci zależy, przedstaw im skrajną, mniej atrakcyjną wersję owego rozwiązania i daj im wybór. Ludzie wybiorą święty spokój.