Na naszych oczach opada właśnie kurtyna. I nie chodzi wcale o to, że państwo jest z dykty, bo tu nie chodzi o murszejące państwo i jego instytucje, które istnieją w różnych wcieleniach chyba tylko siłą przyzwyczajenia. Nie chodzi też o niemoc rządzących, których nie ważne w jakim politycznym wcieleniu zmiecie za chwilę globalny chaos. W samej istocie właśnie o ten chaos chodzi. Chodzi o drzemiące od wielu dekad problemy i towarzyszący im również uśpiony bunt. To on właśnie wydaje się właśnie teraz wyciekać pod byle pretekstem. Wydaje się, że od pewnego czasu mamy do czynienia z testowaniem społeczeństw jak daleko realna władza może się posunąć. Polityka emigracyjna, walka z terroryzmem, czy z covidem – wszystko po to aby wmówić ludziom, że dla ich dobra system musi odebrać im następne połacie wolności. Czarni, tęczowi, za chwilę łysi i leworęczni. U nas „chwyciło na aborcję”, choć nie jestem pewien czy to paliwo ma potencjał. W każdym razie ważne aby ludzie zaprotestowali co stanie się pretekstem do kolejnego zakręcania śruby. Ciężko bowiem jest społeczeństwom przyzwyczajonym do indywidualizmu i demokratycznego pseudo rozpinania nagle zaordynować wojskowy dryl i nakazać umierać w imię obcych im idei. Czy dojdzie do militarnej konfrontacji między USA a Chinami. Wiele na to wskazuje choć chwiejące się imperium nie ma już czasu na dalsze odwlekanie konfrontacji. Gdy w USA do władzy dojdzie republikański prezydent może być już „po ptokach” i paradoksalnie nastanie „święty spokój”. Państwo to na dekadę lub dwie zajmie się swoimi sprawami, a my zaczniemy mieć więcej interesów w Rosji i w Chinach niż za morzem. Upadną też złudzenia na naszą suwerenność. Pogodzimy się ostatecznie z rolą skubanej ze wszelkich stron kolonii i części naszych elit będzie z tym do twarzy bo jedyne co potrafią to służyć obcym interesom. Co więcej, części naszego społeczeństwa także ten układ będzie odpowiadać, ale taki mamy klimat. Zaordynują nam zatem wszelkie postępowe wynalazki nie okupanci czy kolonizatorzy ale rodzimi capo i nie ważne jaki będą mieli szyld na sztandarach. Na tym polega urok prowincji, że nie wiele się zmienia, bo co to to za różnica czy będą łupić nas rody bankierskie czy Komunistyczna Partia Chin i jej agendy?
Co wypada w tej sytuacji czynić? Trzeba zacząć budować alternatywne struktury, szukać nisz przetrwania a przede wszystkim jak nauczał Nicolás Gómez Dávila: zachować „bezsilną jasność umysłu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj