Ktoś pytał jak oceniam wyniki wyborów. Gdybym miał spróbować dokonać ich oceny, to według mnie doskonale całą sytuację ilustruje je stary dowcip z PRLu, w którym baca przychodzi do siedzimy PZPR w Zakopanem i oświadcza, że chętnie zapisze się do partii. Towarzysze mocno podekscytowani, pytają co skłoniło go do takiej decyzji. Na to baca zaczyna swą opowieść:
Wracam ci ja z hali do chałupy głodny jak pies i widzę, że moja baba śpi z jakimś chłopem. To ja idę do córki. Mówię od progu: "zobacz córko matka śpi z gachem". Patrzę, a córka też śpi z jakim chłopem. To ja staje w progu chałupy i mówię: "to ja wam teraz ku.wy wstydu narobię".
Rzecz w tym, że spora część z baców dopiero po wyborach zdała sobie sprawę co zrobiła. Przecież wszyscy w miarę rozgarnięci wiedzieli, że PO ciągnie do komunistów, a PiS nie ma koalicyjnej zdolności bo skutecznie likwidował wszelkie zalążki niezależności poza swym obozem. Stara i nowa komuna, której sojusz można spokojnie nazwać "daleko od szosy" natychmiast dogadała się z PO miast całkowicie nowej jakości wróciło stare. I teraz zacznie się cyrk.
Dlaczego w oczach wyborców PiS tak nagle podupadł wizerunkowo? Za dużo było żon w spółkach skarbu państwa, sióstr na lewych etatach, szwagrów powpychanych gdzie się da i zwykłych przewałek na kasę, tak bezczelnych, że nawet starym komunistom, którzy tworzyli miliardowe mechanizmy przewału grantów było po prostu u wstyd. Nie to, że komuniści wszelkiej maści byli wcześniej w tych zawodach lepsi. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Tylko oni nie szli do wyborów w hasłami odbudowy i naprawy państwa. Według mnie PiS najbardziej stracił na chorobie zwanej C19. Ślepa realizacja głupot płynących zza oceanu doprowadziła do tak wielu nieszczęść, że aż trudno je zliczyć. Najgorsze jednak było to, że PiS z ruchu odbudowy państwa zmienił się w strukturę mafijną, w której frakcje jawnie lub otwarcie zwalczały się na śmierć i życie rywalizując o dostęp do fruktów. Rywalizacja ta pochłonęła je tak bardzo, że zapomnieli o ideałach. Ale wyborcy o tym pamiętali, bo zaważyło to na ich życiu i wybrali jak wybrali nie do końca pojmując, że nowy rządzący będzie tym, który wyrazi zgodę na likwidację państwa.
Ale to i tak by nic nie zmieniło. Wszystko co miało być przyklepane zostanie przyklepane jak dotychczas. PiS w polityce zewnętrznej szczególnie od przejścia steru władzy przez Morawieckiego różnił się od PO tylko tym, że groźnie ruszał palcem w bucie, zaś PO próbował sobie i innym wytłumaczyć, że afirmacja aprobaty dla decyzji zmniejszających nasza suwerenność jest cool i trendi. Tylko, że nic nie jest cool i trendi.
Zasadniczy problem polega na tym, że nie mamy wpływu na własny los o czym większość uczestników demokratycznej zabawy po prostu nie wie. Za chwilę UE przeprowadzi desperacką i bezczelną próbę likwidacji państw narodowych i wiadomo jak to się skończy. Tylko zaczęło się to już w momencie podpisania Traktatu Lizbońskiego o czym pisałem na tym blogu dawno temu, więc wiadomo było co się gotuje. I teraz bezczelna próba federalizacji UE nie byłaby możliwa bez wiedzy i zgody amerykańskich służb specjalnych. Ameryka po prostu potrzebuje europejskiej armii z milionem żołnierzy na konflikt z Chinami, a to w tempie ekspresowym są tylko w stanie przeprowadzić Niemcy, więc dano im wolną rękę. No i hulaj dusza. W Niemczech występują dwa polityczne nurty. Odwieczna silna pokusa sojuszu z Rosją dla budowy układu euroazjatyckiego to pierwszy z nich. Drugi to amerykański protektorat wymuszający określone zachowana i ślepe wykonywanie poleceń. Do niedawna Niemcy miotali się między tymi dwoma nurtami paląc nieco głupa i na tym paleniu zarabiając pieniądze. Z jednej strony polityka przyjaźni z Rosją gwarantowała im tanie surowce, z drugiej strony bezpłatna obecność US Army gwarantowała bezpieczeństwo. Niskie koszty pozwalały na rozwój gospodarki, produkcję wciąż tego samego topornego chłamu i powolne podbijanie terytoriów zależnych między innymi przez tzw. fundusze europejskie.
Teraz nasz sojusznik zza oceanu postanowili trochę namieszać , bo w obecnej sytuacji straszak na Niemcy w postaci przyzwolenia na międzymorze jest niepotrzebny.
Nie wiadomo tylko, czy skomunizowana Europa jest świadoma tego, że właśnie na starcie przegrała wyścig, w którym bierze udział. Po wysłaniu „europejskich sił stabilizacyjnych” na front i ponownym spustoszeniu Europy projekt wspólnego rynku od Lizbony po Władywostok i tak będzie bez sensu i ten "półwysep na północy" jak Europę nazywał Mao stanie się w istocie tylko zapyziałym kalifatem. Dlaczego? Bo Chińczycy myślą na swój sposób pragmatycznie. Kto będzie chciał kupić ich chłam na spustoszonym i pozbawionym czegokolwiek półwyspie?
No i masz baco placek. Czy jakikolwiek wybór w tej sytuacji coś zmienia? Czy mięso armatnie pójdzie bronić ojczyzny czy europejskich idei nie ma znaczenia. Pójdą nasi chłopcy ginąć z flagami korporacji na sztandarach jeśli będzie taka mądrość etapu i propagandowy przekaz dnia. Dla ich bielejących na polach kości nie będzie miało to najmniejszego znaczenia.
P.S.
W sytuacji gdy wszyscy - za wyjątkiem komunistów - powinni myśleć o utworzeniu rządu ocalenia narodowego nowopowstała koalicja próbuje uklepać jakiś program, bo do tej pory jedynym ich celem było odsunięcie PiSu od władzy. Miejsce nieudolności zastąpi chaos. No chyba, że w sejmowej zbieraninie znajdą się ludzie, którzy mają jeszcze trochę oleju w głowie i potrafią oprzeć się podszeptom agentury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj