„Za mojego życia Polska kilkakroć stanęła na głowie i fiknęła kozła, zapadała się w przepaść lub wznosiła na szczyty megalomanii, tonęła w rozpaczy lub dla odmiany w narkotycznej euforii, zmieniała ludność, terytorium, ustrój, ideały, zapominała o swej historii - albo przeciwnie, upajała się nią do szaleństwa, rzucała się na armaty z patykiem, kiedy indziej zaś wiała co sił przed cieniem wroga na ścianie, słowem robiła, najdziwniejsze rzeczy w tym rzeczywiście bardzo osobliwym punkcie Europy, gdzie państwa, narody, tradycje, elity i środowiska arcy bywają ruchome, dają się tasować i przesuwać jak karty czy fiszki w grze. Ludzie mojego pokolenia widzieli już bardzo rozmaite Polski - ale zawsze mające ze sobą nieuchwytnie wspólnego, tak właśnie, jak mieszanki kolorów i kształtów w kalejdoskopie, ulubionej zabawce mojego dzieciństwa: nie ma tam dwóch jednakowych układów, a jednak wciąż wraca w nich wspólność. Czary, ale całkiem realne!
Na przestrzeni krótkiego czasu więcej tu u nas zmian, odmian, przemian, wymian, zamian niż w niektórych miejscach ziemi przez całe tysiąclecia, a jednak ciągle trwa tutaj ta sama Polska. Na czym to polega? Nie wiem, a raczej nie całkiem wiem, jednakże wiedzą o tym dobrze Polacy rozsiani po całym globie, którzy wędrując z miejsca na miejsce w poszukiwaniu tego, czego nie zgubili, zawsze w końcu tęsknią do tego miejsca mało na pozór określonego i nawet zgrzytając zębami na tutejsze ciągłe, a nader rzadko mądre, zmiany, jednak wciąż marzą o tym, by zawitać choćby na trochę nad ową niezmienną rzekę Wisełkę. Zapomnieli biedacy o owym starym filozofie, co powtarzał, że nie da się wstąpić dwa razy do tej samej rzeki. Ale przynajmniej dobrze, że powtórzyć się to daje...
Co do mnie, to tkwię w tej rzece od lat kilkudziesięciu, do szału doprowadza mnie jej zmienność, więc szukam tego, co niezmienne, boć to w końcu to samo miejsce w przestrzeni. Znaleźć niezmienność w tej zmienności, nieruchomość w ruchomości, trwałość w ciągłej kruchości, to przecież swego rodzaju sztuka. I tu muszę się pochwalić, że mnie się po trochu udała. Przypadek także odegrał tu swą rolę, lecz któż powiedział, że należy się wyrzec pomocy przypadku i że ta pomoc się narodom czy jednostkom nie przysłużyła? Przysłużyła się nie raz i to jeszcze jak! Lepiej nawet niż logika i konsekwencja. […]”
Fragment tekstu Stefana Kisielewskiego pt. „Kalejdoskop nieruchomy czyli polska chata skąpa” stanowiącego wstęp do zbioru „Felietony pod choinkę”, będącego numerem dodatkowym nr VII miesięcznika Res Publica, lipiec 1987 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj