Kilka lat temu na potrzeby organizacji pewnej rodzinnej uroczystości, postanowiłem wynająć lokal gastronomiczny. Pojechałem na miejsce i omówiłem warunki. Pani, z którą je ustalałem podsunęła mi projekt umowy, którą po uzupełnieniu o dane podpisałem. Pani z restauracji zrobiła to samo. Już miałem wychodzić, jednak coś mnie tknęło i rzuciłem jeszcze raz okiem na umowę. Nie chodziło o jej treść, ale o zasadnicze kwestie formalne.
- Czy wie pani, że ta umowa jest nieważna? - powiedziałem.
- Jak to? Dlaczego? - odparła pani nie ukrywając zaskoczenia.
- Ona jest ważna pod warunkiem, że nazywa się pani Jan Kowalski i jest pani prezesem tej firmy, ale to raczej nie możliwe, bo podpisała się pani jako Anna Nowak pod samą umowa. Proszę popatrzeć na sam początek umowy jest tu napisane, że firma jest reprezentowana przez Jana Kowalskiego prezesa zarządu, więc nie jest pani stroną tej umowy, a więc całość jest nieważna.
Chwila milczenia. Kobieta nie ukrywała irytacji. I po co parafki na każdej ze stron, po co papier firmowy, jak kwestia była tak oczywista i nieprofesjonalna, że wypadało tylko spuścić oczy ze wstydu. Wychodząc zapytałem panią czy wszystkie umowy też tak podpisuje. Nawet nie próbowała odpowiadać. Wyszedłem i w drodze do samochodu dopiero pojąłem o co chodziło tak naprawdę. Co, jeśli umowa miała być nieważna?
Nieważność umowy dotyczy obu stron. Ja jako klient właściwe mailem w umowie dwie kwestie: opłacenie rachunki z zaliczką i zobowiązanie do pokrycia ewentualnych strat. Reszta to już odpowiedzialność restauracji: czas, menu, jakość, schludność, obsługa, bezpieczeństwo, dane osobowe i tak dalej. Przychodzi klient, płaci i wychodzi z... nieważną umową. Już zapłacił. Jak coś będzie nie tak ze strony restauratora, to klient ma umowę, która... z banalnego powodu nie daje mu żadnych praw, bo tak naprawdę jej nie zawarł. Może irytacja pani była spowodowana nie tym, że przyłapałem ją na braku profesjonalizmu, ale tym, że w ogóle zauważyłem cały proceder? Kto by pomyślał, że w pewnych sytuacjach nieważność umowy działa na korzyść jednej ze stron i tą stroną wcale nie byłem ja. Zapłaciłem, coś poszło nie tak, chcę zwrotu kasy, a przepraszam na jakiej podstawie? Jak ci się nie podoba to jazda do sądu. Wychodzi więc na to, że czasami dobrze jest udać kretyna niczym żołnierz z filmie CK Dezerterzy, który będąc Czechem udawał Hucuła, który nie rozumie co się do niego mówi. Być może zatem, to co dzieje się w naszym kraju nie wynika wcale z głupoty, ale z zamierzonego działania. Lepiej niech lud tubylczy musieli, że przy władzy są debile, a nie jawna agentura, bo wtedy zacznie się organizować w jakieś Armie Krajowe, albo inne ZWZty. Być może kwestią jest jeszcze bardziej skomplikowana?
Oficerowie prowadzący nie dają wytycznych, które do tej pory były jasne i klarowne, bo nie wykluła się jeszcze w ośrodkach władzy realna linia polityczna. Po prostu w sytuacji załamania się gospodarczego w Niemczech i wygraniu wyborów przez Trumpa nie wiadomo jakie wydawać wytyczne dla obszarów zależnych. Trudno bowiem oczekiwać od konia pociągowego, który całe życie otrzymywał sygnały od furmana, aby nagle wiedział, gdzie ma jechać, jak sam furman zgubił drogę. Tego typu okresy jednak nie trwają zbyt długo. W tej chwili najprawdopodobniej oficerowie prowadzący zaczynają sami się irytować, że w wyniku braku wytycznych upada cała teatralna dekoracja polskiej suwerenności, a przecież w scenografię do spektaklu zainwestowano tyle, że jeszcze może się przydać. Przyda się więc w najbliższym czasie jej odświeżenie i pobudzenie wiary w autentyczność Matrixa.
Większość ludzi ma to jednak gdzieś. Ściskają w garści nieważne, puste deklaracje i traktują je jako pewnik. Od wartości pieniądza począwszy, na obietnicy emerytur skończywszy. Tymczasem być może czeka nas konfiskata prywatnych majątków, bo przecież bestia chce odsetek od kredytów... Na początek jednak już teraz idą państwowe lasy, a potem kto wie? Jakoś tubylcom wmówi się kolejną mądrość etapu. Wypadki pandemiczny-szczepionkowo-maseczkowe nauczają, że można z ludźmi zrobić wszystko, a ci dla obrony swojej dziupli z Neflixem wyrzekną się wszystkiego. Szkoda, że wciąż tkwimy w starych wyobrażeniach o suwerenności, gdy tymczasem z kategorii skolonizowanych przeszliśmy niemal niezauważalnie w kategorię niewolników, a być może za chwilę staniemy się elementem zbędnym. W pewnym szwedzkim sklepie z meblami przekonano klientów do tego, że sami wezmą z pułki, przewiozą i zmontują sobie szafę. I klient jest z tego faktu niezmiernie zadowolony, bo jeszcze zje klopsiki. Być może w tej chwili grono fachowców głowi się jak przekonać ludzi, aby sami weszli do dołów z wapnem i z uśmiechem na twarzy strzeli sobie w potylicę. Bowiem optymalizacja musi być i trzeba wyciągać wnioski z wcześniejszych nieudanych prób wyhodowania nowego człowieka i pozbycia się tych, który nie spełniają kryteriów na neołagierników.
Zasadniczy problem ze stanem nieustalonym w jakim tkwimy i tkwią w nim nasze „atrapoekity” jest taki, że nie wiadomo czyim wasalem będziemy. Wyjaśni się to jednak już w krótce.