Oglądając telewizję można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Na przykład tego, że istnieją wyspy „Falklandy Malwiny”, a nie Falklandy lub Malwiny w zależności od tego jak nazywają te okruszynki na mapie strony konfliktu. Można się też dowiedzieć z jednej z reklam, że istnieje coś takiego jak „lecznicza nikotyna”. Oznacza to być może, że nikotyna jako taka dzieli się na leczniczą i tę chorobotwórczą. Za chwilę zatem tabuny palaczy będą być może domagać się od producentów papierosów, aby produkowali tylko te zawierające tę leczniczą odmianę trucizny. Jest możliwy także i inny scenariusz. Mianowice po długotrwałym procesie prania mózgów i wmawianiu ludziom, że coś takiego jak lecznicza nikotyna jednak istnieje, owi producenci fajek zaczną sprzedawać takie produkty. Będzie to doskonałe usprawiedliwienie do podniesienia cen, a więc i akcyzy. Udało się z globalnym ociepleniem uda się być może i z tytoniem.
Przez wiele lat wszyscy z prawa i z lewa przekonywali nas o tym, jakie to finansowe korzyści odnosi nasz umęczony kraj z członkostwa w Eurosojuzie. Widza na ten temat była tak powszechna, że tylko szaleniec mógł powątpiewać w słuszność tej idei. Byli i są jednak tacy, którzy obserwując jak to naprawdę działa, dochodzili do dość interesujących wniosków. Było to jednak i jest wołanie na pustyni, bo przecież obywatele owładnięci chęcią pozyskiwania owych unijnych środków (które tak naprawdę nimi nie są) nigdy nie przyjmą do wiadomości faktu, że za te dobrodziejstwa płacą tak naprawdę chociażby w cenie benzyny. Pisałem już o tym kiedyś, więc nie chcę się powtarzać. W każdym razie, zaskoczyła mnie ostatnio lapidarna informacja, która ukazała się w Rzeczpospolitej. Okazuje się, że na każde otrzymane Euro „unijnych dobrodziejstw” - 61 Eurocentów wraca do krajów starej piętnastki w formie kontaktów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż mechanizm kolonializmu wpisany w unijne programy w formie zasady BAT (Best Available Techniques) jest powszechnie znany i sprowadza się on do stwierdzenia: „obiecujemy dać ci kasę jak kupisz nasze maszyny”, jednak co innego przykuwa tu uwagę. Otóż sam fakt, że tego rodzaju informacje wychodzą z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego – dotychczas twierdzy euro-matołków. Czy mamy zatem do czynienia z szczeliną w pękającym murze propagandowych dogmatów? Być może tak. Biorąc po uwagę fakt, że pokazanie nam przez Niemców i Francuzów właściwego nam miejsca przy europejskim stole zostało przez rząd odebrane jako nasza strategia, a miotanie się pod publiczkę staje się częścią naszego codziennego życia kabaretowo politycznego, można zatem domniemywać, że rząd – jak to już wyraził nawet sam pan Premier – stanie się teraz nieco eurosceptyczny. Dlaczego nie? Tego przecież jeszcze nie było. W końcu nowa narracja po kolonizacji także będzie wymagała powołania hordy nadzorców zanim czas i demografia nie dokona tego, co przy próbie wcześniejszej euro-integracji usiłowały dokonać zbrojne oddziały.
Prawdę być może powiedział także kilka dni temu również pan Minister Zdrojewski, który pytany o ratyfikację ACTA wyznał, że ten dokument nawet jeśli nie zostanie ratyfikowany przez Polskę i tak będzie obowiązywał, bo przyjmie go Unia Europejska. I tak zaglądając przez powstałą szczelinę w murze propagandy można od czasu do czasu zobaczyć świat tuż za nim. Przemysł rozrywkowy zatem, podobnie jak propagandziści od nikotyny gubią się czasami w zeznaniach. Nie podobna tylko poznać, czy to głupota czy celowe działanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj