czwartek, 14 listopada 2013

Na smutno

Pisać mi się nie chce. W ogóle ostatnimi czasy coraz mniej mi się chce czegokolwiek. Może to kwestia wieku i świadomości, że i tak nic to nie zmieni, nawet jeśli ktoś to przeczyta? Pogląd to nie tylko mój. Oto nie tak dawno temu na podobne „odkrycie” wpadł mój przyjaciel, który nie tak dawno temu zrobił habilitację. Tak się biedaczek starał przez te wszystkie lata czytał, pisał i wykładał, że gdy osiągnął niemal szczyt naukowej kariery stwierdził, że już mu się nic nie chce. Ja mam podobnie choć nie robię jakiejkolwiek kariery. Ze mną było tak, że im bardziej się starałem coś osiągnąć, tym bardziej dostawałem po dupie. Gdy więc przestałem systemowo się starać, mam przynajmniej święty spokój. Tym bardziej, że czasy nastały ostatnio podłe. Medialni akwizytorzy, bo już nie dziennikarze zachęcają do walki z faszyzmem, choć mało kto zadaje sobie pytanie co ten termin znaczy. Pomieszanie pojęć i tandetne pranie mózgów tryumfuje, a ludzie na ogół nie wiele rozumiejący w poczuciu przynależności do elity powtarzają niczym mantrę wklepane im do głów poglądy. Pod wieloma względami jest gorzej niż w PRL, w którym propagandowy kod władzy był czytelny dla każdego i nie wytrzymywał konfrontacji z rzeczywistością. Dziś Ci, którzy są ofiarami systemu po prostu stąd wyjeżdżają w poczuciu, że to ich osobisty problem, a nie systemowy brak pomysłu elit na ten kraj. Chyba, że taki jest właśnie pomysł: rozpuścić ten naród niczym cukier w herbacie, zdemoralizować i ogłupić do reszty. Na placu boju pozostaje jeszcze garstka cwaniaków i gnid, które zawsze próbują się ustawić w każdej sytuacji. W końcu w warszawskim getcie też była elita szmalcowników żyjących z nieszczęścia swych współbraci. Przychodzi mi do głowy jedna z ostatnich scen filmu Kornblumenblau, który był próbą przedstawienia realów w obozie koncentracyjnym. W scenie tej pod gradem bomb ucieka obozowa elita. Na placu pozostaje tylko jeden z kapów zalewający się łzami. Tu był kimś. Nasz podział i wywołane nim skundlenie nie polega zatem na jakiejś prostej ideologicznej klasyfikacji lub przypisaniu konkretnym stronnictwom gotowych zestawów poglądów. Nie ma on też nic wspólnego z medialną ich salsą czyniącą z wszelkich idei tylko woal zasłaniający zredukowaną do granic absurdu rzeczywistość. Polska dzieli się być może na tych, którzy załapali się na beneficjentów systemu i na tych, którzy przez ów system są dojeni. Marksistowska dychotomia? Być może, ale gdy dodamy do tego kolonialny klientelizm z jego pseudo modernistycznym propagandowym zacięciem przysłaniającym tylko ruinę gospodarki, być może dojdziemy do wniosku, jak bardzo udało się nas zniszczyć, podzielić i omamić.

2 komentarze:

  1. i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
    on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania Z.H. keep going betacool

    OdpowiedzUsuń
  2. i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
    on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj