W mediach przed świętami zawrzało. Jedna z tzw. feministek w telewizyjnym wywiadzie oświadczyła, że jest w ciąży i że panuje aborcie i to w wigilię. No i się zaczęło. Medialne apele. Nawet Gazeta Wyborcza ustami pani Wielowiejskiej – słynącej ze swego postępactwa doniosła, że to przegięcie. Pani Wielowiejska stwierdziła, że poczuła się jak "oszołomka". I tu akurat miała rację. Tak poczuło się wielu.
Paradoksalnie nikt ostatnio nie zrobił tyle dla propagowania idei obrony życia co pani Bratkowska, która to właśnie postanowiła zaszlachtować swoje nienarodzone dziecko niczym wigilijnego karpia. Ta bowiem nieszczęśnica postawiła wszystko na ostrzu noża i teraz każdy z nas musi się opowiedzieć czy jest "oszołomem" czy jednak postępowcem "i popiera, ale". Pani B. udowodniła wielu ludziom, że nie ma żadnego "ale". Dwóch wizji świata: takiej przyzwalającej na zabijanie dzieci i nie przyzwalającej po prostu nie da się pogodzić. Tu nie ma kompromisu, tak jak nie ma sytuacji w której moneta staje na sztorc. Albo więc zostajesz oszołomem kierujesz się mimo wszystko chrześcijańską wizją świata, w której zakłada się bezprecedensową ochronę życia, albo pozwalasz na rzeź niewiniątek w imię barbarzyńskiego i nieludzkiego pojmowania wolności zaprzeczając przy tym temu, co nazywamy człowieczeństwem. Pani B. z racjonalnej i bezdusznej zapowiedzi swego czynu uczyniła ideologiczny manifest trafiając do sumień wielu ludzi. Brawo – dziewczyno. Szkoda tylko twojego dziecka. Być może jeszcze przejrzysz na oczy? Wypada się tylko modlić.
Konsekwencje owego bezkompromisowego ostrego wyboru można odnaleźć w „Nowym Wspaniałym Świecie” Huxleya, który przewidział tam rezerwaty dla oszołomów. Powstaną więc być może rezerwaty dla katoli? Kto wie? Mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo być może postępactwo zatoczy koło i w końcu pojmie, że ich ścieżka prowadzi donikąd, że każde moralny wyjątek od reguły powoduje, że ginie cywilizacja, a my stajemy się stadem świń. Postępowi liderzy wiedzą doskonale, że ich idea ma sens tylko wtedy, gdy kroczą dzielnie z wysoko podniesionym sztandarem i zwalczają ciemnogród. Być może właśnie wtedy, gdy go ostatecznie pokonają zrozumieją, że ta cała wielowiekowa eskapada nie miała najmniejszego sensu? Zaczynają to powoli pojmować ludzie w Zachodniej Europie, tak do szpiku skażonej lewacką demagogią, że mającą już problem z określeniem dalszego kierunku marszu. "Wszak wszystkie cele zostały zdobyte, a my dalej jesteśmy nieszczęśliwi". "Gdzie jest nadzieja i szczęście?" - pytają. A tym czasem jest ono w tym żłobie.
Mam nadzieję, że dzięki feministom takim jak pani B. nasze społeczeństwo nie będzie miało takich dylematów, a neobolszewicki korowód w końcu ustanie zanim oddamy ostatnią barykadę. Ktoś w końcu musi dać świadectwo i nauczyć niewyskrobane jakimś cudem dzieci postbolszewików mówić pacierza.
Wiem, że to mało optymistyczny post jak na nadchodzące święta. Ale mam nieodparte wrażenie, że właśnie teraz dokonuje się swoisty cud, zadarcia maski obłudy z mamiącej wiele dusz i umysłów nieludzkiej ideologii. To nadzieja, którą można porównać jedynie z narodzinami Pana.
Życzę wszystkim zdrowia i nadziei na lepszy świat, którego naprawę winniśmy zacząć od nas samych. Innej drogi nie ma, a betlejemska gwiazda niechaj będzie jej drogowskazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj