wtorek, 14 sierpnia 2012

Wakacje unplugged

Koniec kanikuły przywitał mnie słotą, jakoby nie bo płakało nad losem tych którzy musieli wracać do roboty. Aklimatyzacja trwa, skutki odstawienia komputerowego były dotkliwe, ale po powrocie wszystko zaczyna wracać do normy.

W polityce chyba tez wszystko wróciło do kanikułowej normy. Zakłócenia w wakacyjnej nirwanie wywołane aferą taśmową w PSL minęły. Wystarczyło, że „niezależna prasa” zaczęła pisać o licznych przypadkach kumoterstwa w Partii, a już było po temacie. PSL przyparty do ściany będzie teraz wprowadzał podatek dochodowy dla rolników rękami nowego ministra rolnictwa. Oznacza to, że partia chłopska rozpoczęła właśnie sama ze sobą grę w rosyjską ruletkę. Tego typu zabawa ma to do siebie, że wcześniej czy później musi nastąpić strzał. Pozostało tylko trwanie i cieszenie się, że tym razem akurat iglica rewolweru trafiła po raz kolejny na pustą komorę.

Z relacji dawno nieżyjących komuchów wynika, że w latach pięćdziesiątych w Polsce poza oficjalnym rządem istniał ten prawdziwy, złożony z kilku nie rzucających się w oczy aparatczyków i radzieckich rezydentów. Odnoszę wrażenie, że po kilkudziesięciu latach przerwy taki „organ koordynacyjny” znów funkcjonuje. A może nigdy nie przestał działać? „Gdy masz za słabą opozycję to stwórz jej karykaturę” - wydaje się głosić jakaś moskiewska instrukcja. Oto w tym samym czasie w Polsce i Rosji pojawiają się Pussy Riot i chłopaki od Palikota, w równie debilny sposób próbujący naśmiewać się w religii. Przy tego typu „akcjach” zarówno Nasze Słoneczko jak i wnuk ochroniarza Lenina wydają się być nie tylko prawdziwymi konserwatystami, ale także ostoją i gwarantem poszanowania tradycji. Zbieg okoliczności? Może.

Ostatnio „niezależne media” zaczęły także czepiać się młodego Tuska, który pracuje na wielu etatach. Psycholodzy już dawno zauważyli, że polityk posiadający jakąś słabość jest bardziej wiarygodny, bardziej ludzki i bardziej wzbudza sympatię. Przecież nie można być bardziej sympatycznym od Prezesa. No ale fachowcy potrafią uruchomić tkwiące w nim jeszcze rezerwy sympatii. Bo prezesa musisz kochać czy ci się to podoba czy nie. W przeciwnym razie prąd zużywany na zasilenie TVNowskich nadajników, kamer i reflektorów zostałby zmarnowany, a nic tak nie boli rasowego bolszewika jak marnotrawstwo. Poza tym „kino (a więc i TV i YT) to najważniejsza ze sztuk” i najskuteczniejsza broń wymierzona w siły reakcji.

Pomysłów bazujących na wskazanej wyżej psychologicznej prawidłowości jest jeszcze kilka. Gdy echa „synowskiej burzy w szklanice wody” zamilkną już całkowicie, może okazać się za chwilę, że w rodzinie Prezesa zostanie wykryta afera korupcyjna. Oto okaże się, że jego córka przyjęła w prezencje od zagorzałego miłośnika tatusia rasowego szczeniaczka. Przez tydzień wszystkie gazety rozpisywać się będą jakie to naganne i złe. W końcu TV wystąpi sam Prezes i w powie, że wszystkie służby specjalne i dziennikarze śledczy mogą odebrać mu wszystko, ale nie pozwoli aby „dziecku” odebrać jego przyjaciela – owego słodkiego pieska, który umila jej vipowską niedolę. Historia ta zruszy do twego stopnia miłośniczki telenoweli o niewykrystalizowanych poglądach, że po raz kolejny słupki notowań „przewodniej siły narodu” powrócą do najlepszych czasów. Nie wymyśliłem tego „numeru” wymyślili go jakieś pół wieku temu PRowcy R. Nixona. Ale jak ściągać to ściągać. Przecież to tylko telewizyjny matrix i telenowela. Musiałem pojechać na wakacje unplugged aby się po raz kolejny o tym przekonać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj