Współczesny świat obfituje w paradoksy. Jednym z ostatnich tego typu jest sprawa Snowdena - byłego pracowania amerykańskich służb specjalnych, który wyjawił światu tajemnicę totalnej inwigilacji, jaką rząd amerykański realizuje w oparciu o szereg internetowych korporacji. Tenże Snowden - natychmiast okrzyknięty narodowym zdrajcą - "koczował" przez kilka tygodni na moskiewskim lotnisku, po czym poprosił o azyl polityczny w Rosji. Paradoksem jest fakt, że kraj rządzony przez byłych czekistów staje się ostoją wolności i ochrony praw człowieka. Pamiętamy przecież niedawną sprawę słynnego aktora francuskiego Gérard'a Depardieu, który w akcie protestu wywołanego polityką fiskalną swych rodzimych i współczesnych komunistów, postanowił uzyskać spokojną przystań także w kraju byłych radzieckich komunistów. Tak więc w wymiarze medialnym Rosja staje się krajem bliskim ideału, podobnie jak związek radziecki wydawał się takim krajem dla lewicujących intelektualistów na całym świecie. Rosjanie jedną rzecz opanowali do perfekcji - propagandę. Mistrzostwo w tej dziedzinie jest niezachwiane niezależnie od systemu. Bo czy przecież jeszcze za czasów carów, francuzy intelektualiści nie puszczali oka w ich kierunku? Czy prasa zachodnia w okresie międzywojennym nie rozpisywała się o zaletach życia w kraju szczęśliwości robotników i chłopów? Inna sprawa, że jedni i drudzy byli przez rosyjską władzę za to sowicie opłacani. Inną obserwacją, choć może się wydawać odrobinę oczywistą, jest fakt, że Rosja to kraj ciągłości. Widać wyraźnie, że zmiana władzy po rewolucji, podobnie jak ta po pieriestrojce nie dokonała się w sposób natychmiastowy, a całe państwo zachowało swoją rację stanu.
Objawami totalitaryzmu w świecie wojen informacyjnych są próby narzucenia jednego sposobu myślenia.
U nas - jak przystało na kraj wielopoziomiowo uzależniony proces ten jest szczególnie widoczny w monokulturze medialnej i forsowaniu przez nie licznych jedynie słusznych poglądów. W USA proces ten wydaje się bardziej złożony. Można się spierać i mieć różne poglądy, ale tabu pozostaje tabu. Widzę dwa obszary nieprzekraczalnej granicy: - amerykańskie demokratyczne państwo prawa oraz świętość globalnej amerykańskiej polityki monetarnej. Oba zagadnienia wydają się stanowić tabu, bezdyskusyjną przestrzeń amerykańskiej nieomylności i hegemonii. Jednocześnie dla wielu ludzi, także w USA oczywistym staje się, że owa demokracja to wyłącznie fasada, która teraz przybiera także postać neosocjalistycznej utopii. O ile godzono się na rządy pewnej oligarchii, wychodząc z założenia, że jeśli wybory miałby coś zmienić należałoby ich zakazać, o tyle pozostała jeszcze przestrzeń gospodarczej aktywności, w której mógł się realizować każdy w myśl zasady: the sky is the limit. W tej chwili, przy realnej likwidacji klasy średniej w tym kraju, nie wydaje się to takie oczywiste. Przepojone ideą konwergencji Brzezińskiego amerykańskie elity zatraciły już możliwość rozróżniania kapitalizmu od socjalizmu. Tak więc może się okazać, że w świecie, z którego wyparto poczucie jak i zrozumienie prawdziwej wolności, Rosja może wydawać się jej fatamorganą. Atrakcyjną także ze względu na powszechny w tej chwili na zachodzie proces powolnej likwidacji klasy średniej, co jest skutkiem, a być może przyczyną, a nawet celem wywołanych kryzysowych procesów. Coraz większy soft – totalitaryzm na zachodzie w konfrontacji ze wschodnią ułudą gospodarczej wolności? Nie zmienia to faktu, że wolność została nam być może ostatecznie ukradziona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj