Rewolucja miała dokonać się w krajach
wysoko uprzemysłowionych. Rosja jako miejsce rewolucji to tak właściwie wypadek
przy pracy. Wypadek bardzo kosztowny i hojnie finansowany przez niemiecki wywiad.
Gdy w 1920 roku rozstrzygnął się pod Warszawą los globalnej rewolucji na modłę
leninowsko - trickistowską dalekosiężny upadek Związku Radzieckiego był w
istocie także już przypieczętowany, choć trwał on jeszcze 70 lat dzięki terrorowi
i niewolniczej pracy. Nie udało się wywołać globalnej rewolty i przekształcić kapitalizm w komunistyczna utopię. Utopię, która dokonuje się i
dopełnia właśnie na naszych oczach. Ale jak wiadomo utopia jest niemożliwa i
wcześniej czy później przyniesie klęskę, więc nie ma innego wyjścia. Musi być
ona jedynie środkiem do wprowadzenia terroru na użytek tych, którzy
sponsorowali powstanie ideologii i chcieli jej realizacji czyli wielkiego
kapitału, którego głównym wrogiem jest wolny niezależny człowiek.
Tak więc model 1.0 komunistycznej
rewolty poległ na przedpolach Warszawy 100 lat temu, a chodziło w nim o to, aby
rozniecony nieco przez przypadek w kraju chłopskim płomień rewolucji przenieść do
miejsca, w którym powinna ona była pierwotnie wybuchnąć. Po spustoszeniu i grabieży
w pierwszym etapie zrodziłby się inny totalitarny kapitalizm z władzą i
własnością jedynie w rękach tych, którzy emitują pieniądz. Jaką to wściekłość musiała
wywołać ta bitwa, skoro z niepojętych dla ówczesnych strategów nowego porządku
świata przyczyn pochód otumanionych chłopskich synów z Rosji zatrzymali polscy
chłopscy synowie, którzy poczuli się przede wszystkim Polakami i ... wolnymi
ludźmi. Podobnie musieli czuć się apologeci nowej rewolucji na zachodzie, gdy
okazało się, że protestujący pod szyldem Solidarności w PRL robotnicy
zapraszają na teren zakładów pracy księży i organizują tam msze. Od tamtej pory,
czyli od lata 1920 nigdy nam nie wybaczono „wbicia noża w plecy światowej
rewolucji” i być może dlaczego tragiczne późniejsze losy naszego narodu były
tylko pochodną walki pod Warszawą?
Jakich sił i środków należało użyć aby
nasze przedwojenne elity przekonać do zawarcia sojuszu z Anglosasami, którego
stawką była biologiczna likwidacja sporej części narodu? Przecież ich sojusznicze
zapewnienia były jedynie sposobem na zyskanie czasu potrzebnego na
przygotowanie się na konflikt z Hitlerem. Potem zatrzymaliśmy pochód Armii Czerwonej
niczym w roku 1920 wywołując Powstanie Warszawskie, dzięki któremu alianci na
zachodzie zyskali czas na zajecie części Niemiec i potem powstała RFN, bo w
przeciwnym razie nie jest wykluczone że "wyzwoleńczy pochód" dotarły
do Francji. Czy właściwą ceną za powstanie RFN było życie tysięcy dzieciaków, którzy jako dorośli ludzie potrzebni byli nowej Polsce? Za owe ofiary krwi
zapłacono nam oddaniem w ręce Stalina, a o powstańcach warszawskich jako
protoplastach powojennych Niemiec nie pamięta chyba nikt. A być może nie była
to zdrada lub niewdzięczność lecz kara za rok 1920 i jednocześnie upewnienie
się, że poprzez wytępienie elit ten "naród wariatów" więcej żadnego
numeru w pochodzie rewolucji już nie wytnie? Przecież na zachodzie czerwona
rewolucja miała i nadal ma całe rzesze zwolenników.
Powtórzę jeszcze raz: jestem przekonany
o tym ze komunizm jest ideologia niezbędna wielkiemu kapitałowi do przejęcia
ostatecznej władzy nad światem i stworzenia pierwszej w jego historii globalnej
dyktatury. To tylko propagandowy i ideologiczny fortel ogłupiający gawiedź,
której z łaski elit pozwoli się żyć i oddychać żywiąc się ich niewolniczą
pracą. W sytuacji zagrożenia ze strony Chin jako alternatywnego przyszłego
lidera świata proces wdrożenia na zachodzie totalitaryzmu jako szybkiego źródła
przewagi w gwarantującego kumulacje wszelkich zasobów nagle przyspieszył. Wielki
kapitał czy właściciele maszyn do druku pieniędzy postanowili zrobić to samo co
ZSRR po przegranej Bitwie Warszawskiej: wprowadzić terror jako jedyne źródło konkurencyjnej
przewagi. Czy poddamy się propagandowym pułapkom i totalitarnym zakusom zewnętrznych
i rodzimych totalniaków bez względu na ich partyjną i ideologiczną
przynależność? Czy zachowany naszą wspólnotę i odbudujemy niezależny elity? Być
może tak. Być może ten cud się dokona tak jak 100 lat temu, gdy nam Polakom
dzięki własnej samoorganizacji i wpojonym wartościom udało się zatrzymać proces
budowy globalnego totalitaryzmu, za co cenę płacimy do dziś. Mam nadzieje, że
uda nam się ponownie tym razem ostatecznie dokonać rozkładu sił wroga. Ale czy
wystarczy nam sił? Czy zło z którym przychodzi nam walczyć nie pokonało nas
ostatecznie atomizacją, emigracją i pozbawieniem ekonomicznych podstaw
egzystencji?
Chyba nie, bo Polak jeszcze niespełna
trzy wieki temu była synonimem wolnego człowieka. Dlatego ludzie innych nacji
przybywali tu i z dumą przyjmowali miano Polaka. Teraz w wielu krajach na
świecie toczy się właśnie walka o integralność. Każdy pretekst żeby ją złamać
jest dobry: ustawa zabraniająca hodowcy zwierząt, obcięcie głowy nauczycielowi
przez islamskiego łajdaka, zaduszenie murzyńskiego przestępcy i aktora porno
przez policjanta. Wszystko jest dobre, aby w sytuacji ekonomicznej dewastacji
rozhuśtać emocje. Jeśli przetrwamy jako wspólnota i polskość będziemy pojmować
jako utkwioną w naszej kulturze i korzeniach wolność - wygramy i to wcale nie kolejną
bitwę jak ta warszawska ale ostateczną wojnę o normalny świat.
Patrzmy na nasze
problemy z globalnej perspektywy, bo tylko na poziomie globalnym rozstrzygną
się nasze losy i jasne są inspiracje. Możemy być jednak w procesie walki o
ostateczna hegemonię języczkiem u wagi. Oby tylko szala sprawiedliwości przechyliła
się ostateczne we właściwą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj