Antiques Roadshow To program telewizji BBC, który od ponad 40 lat nie schodzi z ekranów. Idea programu jest dość prosta. Na specjalnie zorganizowany festyn gdzieś na brytyjskim zadupiu ludność tubylcza przynosi przedmioty, które wydają im się wartościowe a te poddawane są ocenie przez przybyłych ekspertów – przeważnie pracowników domów aukcyjnych. Eksperci oglądają przedmioty, pomagają odszyfrować ich historię i wycenić wartość. Często banalne „zalegacze” szuflad okazują się być wartymi fortunę dziełami sztuki, a niekiedy na odwrót – uznane za wartościowe pieczołowicie przechowywane pamiątki rodzinne okazują się nic nie wartym badziewiem.
Papierośnica po pradzadku, obraz z nad kominka z chaty praprababki, biżuteria ciotki męża, zestaw startych pistoletów skałkowych czy dziwne butelki. Butelki okazały się być z XVII wieku więc też były sporo warte, bo okazuje się, że są osoby chętne do kolekcjonowania tego typu starodawnych śmieci.
Ciekawe dlaczego program ten nie zyskał polskiego odpowiednika? Odpowiedź wydaje się zasuwać sama. A co nasi lokalsi mieliby pokazać ekspertom? Stare chomąto? Drewniane grabie po dziadku? Sierp tatowy niczym w samych swoich? Ostatnio w jakimś programie historycznym widziałem jak na podwórku u pewnego leciwego dżentelmena natrafiono na wieżyczkę od niemieckiego czołgu zakopaną w ziemi, która stanowiła fundament dla kieratu.
I nie chodzi mi o to, że stanowiliśmy przestrzeń totalnego zacofania. Chodzi o to, że przetrwaliśmy tyle wojen, hekatomb, przesiedleń i grabieży, że jedyne co mogło pozostać po naszych przodkach to my sami. Od kilkuset lat jesteśmy narodem na dorobku, łupionym przez wrogów i muszącym walczyć o wydawałoby się oczywiste prawo do egzystencji. Ostatnimi czasy do potencjalnych zbrojnych łupieżców dołączyli ubrani w drogie garnitury producenci zadrukowanego papieru i obiecywacze życia na czyjś koszt. Za to też przyjdzie nam zapłacić i znów nie zostawimy naszym potomkom żadnych wartościowych przedmiotów. Nie jest wykluczone, że za chwilę będziemy zmuszeni znów udowadniać, że mamy prawo do życia i to nie konieczne jako potencjalni podludzie lub obca klasowo grupa tylko jaki emitenci dwutlenku węgla.
Życie na wyspie miało dotychczas szereg zalet. Niestety życie na wyspie nie uchroni już nikogo przed współczesnymi łupieżcami. Marna to pociecha, że za chwilę wszyscy będziemy mieli na równi przechlapane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj