wtorek, 10 kwietnia 2012

Kraj spadających samolotów

O ile dwa lata temu można było mieć złudzenia, że to wszystko to ironia losu, o tyle teraz już nawet nie wypada tak myśleć. Po improwizowanej medialnej propagandzie i kolejnych sypiących się jak domki z kart „pewnych teoriach” dochodzimy do sytuacji, gdy wiemy na temat tej narodowej tragedii coraz mniej. O ile mało komu dwa lata temu przeszło przez usta słowo „zamach” o tyle w tej chwili świadome działanie grup i jednostek wydaje się być jednym z niewielu racjonalnych wyjaśnień całej sytuacji. Cała sprawa z biegiem czasu coraz bardziej odsłania dramat naszego figuranctwa i fasadowość państwa w którym przyszło nam żyć. 
Pozostaje kwestia wspólnictwa i motywów. A tych może być co najmniej kilka. Po pierwsze realna możliwość dekonspiracji agentury, po drugie zbytni pośpiech nowego szefa NBP w kwestii wzięcia pożyczki z MFW, której ten znajdujący się na pokładzie TU 154 M, jakoś wziąć nie chciał. Wreszcie konieczność zacieśnienia bilateralnej współpracy naszych strategicznych partnerów, którzy nie mogli sobie pozwolić na to, że tak jak w 1920 na przeszkodzie połączenia sił postępu stanie jakaś nikomu nie potrzebna Polska. Tym razem jednak nie o ideologię ale o geszefty i rurę na dnie Bałtyku chodzi. Jedno jest pewne. Między decyzją a realizacją czas był dość krótki, gdyż nie zdołano dostatecznie przygotować frontu ideologiczno - propagandowego. Ale co by nie mówić, to przecież nie pierwszy samolot z Polskim przywódcą na pokładzie, który dziwnym zrządzeniem losu nagle uległ katastrofie... Tamtym nikt szczególnie się nie interesował przez przeszło pół wieku, więc dlaczego miałoby by być inaczej i w tym przypadku?
Biorąc pod uwagę jednak, że czas niwelując naciągane hipotezy i zasłaniając fakty tak naprawdę coraz więcej odsłania, nie wykluczone, że za następne dwa lata pozwoli nam już pełną piersią wysnuwać do niedawna niewygodne domysły i artykułować oskarżenia. Z czasem przybędzie kolejnych wątpliwości i kolejnych ekshumacji.
Vilfredo Pareto mawiał, że historia to cmentarzysko elit. Mieliśmy wiele już tego rodzaju cmentarzysk w naszej historii. Nie raz mieliśmy też stada maruderów i cmentarnych hien, a mimo wszystko przetrwaliśmy jako wspólnota. A ucisk i zniewolenie jeszcze bardziej nas integrowały. W tej chwili walka toczy się o świadomość i o sumienia. Zmiana programu nauczania historii nie jest tu przypadkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj