niedziela, 26 maja 2013

Zmasowany atak na nasze mózgi

Dziś deszczowa i wreszcie leniwa niedziela. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów włączyłem telewizor i pobiegałem pilotem po kanałach. Gdy znużył mnie ten przedziwny rytuał postanowiłem włączyć radio. W jednym i drugim przypadku natknąłem się na kulturalne audycje, gdzie w sposób bezpardonowy lansowano tzw. „gejowską literaturę” i „gejowską dramaturgię”. Po raz pierwszy od dawna przekonałem się, do jakiego stopnia przeciętny zjadacz chleba poddany jest homoseksualnej indoktrynacji. Samo pojęcie literatura gejowska jest sprzeczne z polityczną poprawnością, ale to przecież nie przeszkadza piewcom nowego porządku świata. Pewnie na tym polega wyrównywanie, aby tworzyć nowe gatunki i premiować tych, którzy w normalnej literackiej rywalizacji stanowiliby margines. Przypomina to znane z PRLu punkty za pochodzenia dawane dzieciom z wiejskich i robotniczych rodzin, nie tylko po to, aby pomóc tym środowiskom w intelektualnym rozwoju, ale przede wszystkim po to, aby osłabić wpływy dawnej inteligencji, której dzieci na studiach miały pod górkę. Przy okazji do uniwersytetów trafiały miernoty i obniżał się poziom nauki, ale to przecież „efekt uboczny”. Podobnie lansowanie utworów tylko dlatego, że ich autor lub autorka posiada jakieś seksualne preferencje w istocie jest tym samym. Skutkiem jest powolny, ale systematyczny upadek. 
W księgarniach i na książkowych portalach króluje wydany po latach sekretny dziennik Gombrowicza pt. „Kronos”. Zachwytów co niemiara. Komuś zależy bardzo, aby czytelnicy zachwycali się wyznaniami o męskiej prostytucji i owrzodzonych jądrach autora. To coś, co może przypominać notatki na publicznym szalecie dokonywany pisakiem przez jakiegoś zboczeńca połączony ze zbiorem „żółtych karteczek” na lodówce, lansowane jest jako odkryte dzieło. I nie ważnej jest to, że umniejsza to doniosłość dzienników Gombrowicza. W pochodzie do nowego poza kasą dla wdowy po pisarzu nie liczą się takie szczegóły. W polityce przez wiele tygodni naprawdę istotne kwestie przesłaniała wizja wprowadzenia związków partnerskich, co tak naprawdę nie podoba się nawet znacznej części rządzącej koalicji.
Patrząc na to wszystko nie można odnieść wrażenia, że ktoś koordynuje tą propagandę i kulturową rewolucję, której celem jest zmiana społecznych stosunków i rozwalenie tradycyjnej rodziny, a wiec zmiana nas w stado poddających się indoktrynacji świń. Burza na morzu nie może trwać wiecznie. Miejmy nadzieję, że nasz okręt przetrzyma i tę neobolszewicką nawałnicę.

EDIT
Co ciekawe, w podobny sposób pomyślał o tym co się dzieje dziś Terlikowski, tylko nieco z innego punktu widzenia. http://www.rp.pl/artykul/628874,1013440-Terlikowski--Czy-zagraza-nam-komunizm-.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj