poniedziałek, 19 sierpnia 2013

SF

Wczoraj mój starszy synek zapytał: „Tato, a gdyby żyli na Ziemi kosmici, czy mieli by takie same prawa obywatelskiej jak ludzie”?
Zastanowiłem się przez chwilę. Przecież żyją na ziemi grzyby podejrzewane przez niektórych badaczy  o to, że jako pierwsze organizmy na ziemi przybyły z kosmosu. Jakoś nikt nie kwapi się o nadanie im obywatelskich praw. Mój synek założył najwyraźniej, że kosmita musi być inteligentniejszy od człowieka lub na takim samym poziomie rozwoju. A co z lemowskim inteligentnym oceanem? A co z faktem zaniku praw obywatelskich? To za skomplikowane. Postanowiłem improwizować.
- A wyobraź sobie kosmitę, który składa się z trzech części: ma głowo tułów, część pokarmowo trawiącą i wydawniczą. Te trzy części potrafią funkcjonować niezależnie od siebie lecz dopiero po dobraniu się w trójkąt tworzą w pełni rozwinięty organizm. Co więcej, środkowa część rodzi tylko jeden z podzespołów, który porzuca. Gdy kompletny organizm spotka na drodze jakiś nowszy podzespół, porzuca ten straty. To zapewnia im długowieczność. Gdy zaś spotkają się dwa kompletne osobniki, mogą zamieci się na dowolne części. Komu zatem przyznać obywatelskie prawa? Albo niech taki kosmita dokona morderstwa. Kogo posadzić do więzienia? Dane części, czy wszystkich, którzy z nich korzystali? Wyobrażasz sobie śledztwo w takiej sprawie? 
Młody popatrzył na mnie z ukosa, westchnął tylko i poszedł sobie. Fajny temat na opowiadanie – pomyślałem. Ale jak mówił klasyk: „życie stawia przed nami wiele niespodzianek”, a najlepsze SF pisze same życie.
Oto wyobraźmy sobie następującą fantastyczno – naukową scenkę:
Żona pewnego znanego polityka rządzącej partii w pewnej bananowej republice gdzieś na zachodnim wybrzeżu Afryki, prowadzi firmę wyspecjalizowaną w dokonywaniu obliczeń terenowych z satelity. Dziwnym trafem wygrywa ona zlecenie na takowy pomiar. Po czy okazuje się, że tak właściwie, to wszystko jest do bani, bo owa profesjonalna firma korzysta z serwisu Google Maps, a wyniki jej prac są typowym „Misiem” al’a Bareja. Co wtedy robi ów polityk? Informuje społeczeństwo o tym, iż tego typu zagrywka była celowym działaniem rządu mającym na celu wprowadzenie w błąd wrogów narodu. Chodziło o to, że dlatego wszystko jest nieścisłe i niejasne, aby w przypadku militarnego konfliktu pociski nieprzyjaciela nakierowywane satelitarne na podstawie owych lipnych satelitarnych map chybiały w prawdziwe obiekty, ratując w ten sposób życie milionów obywateli. Nie ma bowiem jak z własnych porażek uczynić celową polityką. Żadna bowiem armia na świecie nie przyzna się do tego, że ucieka przed wrogiem, a prędzej do tego, że spieszy zająć lepsze obronne pozycje pozwalające na rychły kontratak. 
SF jest zatem bliżej niż nam się wydaje. Przyszło nam żyć w czasach, gdy możemy wybierać nie między prawdą a fałszem, lecz między blagą z domieszką prawy lub totalną blagą. George Orwell powiedział kiedyś, że „Ludzie mogą być szczęśliwi tylko wówczas, gdy nie założą, iż celem życia jest szczęście.” – miał rację. Szczęście to efekt uboczny małych i dużych zwycięstw. Szczęście to nowa wiedzie po porażce. To wreszcie bliscy i najbliżsi, a porażka pozwala nam odróżnić bliskich i najbliższych od całej reszty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj