W powieści
Vladimira Volkoffa „Montaż” z 1982 r. wysłany na zachód przez
KGB dysydent, ma stworzyć nowy ruch idiologiczny - nową jakość w
zachodniej polityce. Wcześniej dokonał on nieudanego zamachu na
Breżniewa i spędził dekadę w psychuszce. Gdy trafia do Francji,
udziela wywiadu jednej z gazet. Warto się z nim zapoznać. Oto
on:
„Pytanie: —
Panie Kurnosow, z pewnością orientuje się pan, z jakim trudem
przychodzi nam ustalić pańską tożsamość. Czy zechce pan
potwierdzić, że to właśnie pan próbował zastrzelić Breżniewa?
Odpowiedź: —
Potwierdzam to.
Pytanie: — W jaki
sposób przystąpił pan do dzieła?
Odpowiedź: —
Miałem szwagra milicjanta, pijaka. Zabrałem jego mundur i pistolet
maszynowy. Kosztowało mnie to dwa litry wódki. Mój szwagier był w
stanie uniesienia (śmiechy).
Pytanie: — Czy
można zapytać, jakim motywem kierował się pan przystępując do
zamachu?
Odpowiedź: —
Można. Byłem przekonany, że wystarczy zniszczyć zwornik
sklepienia sowieckiej katedry, by zawaliła się całość.
Pytanie: — Już
pan tak nie myśli?
Odpowiedź: — Nie.
Komunizm to rak, któremu tego rodzaju zniszczenie w niczym nie
przeszkadza.
Pytanie: —
Dlaczego zmienił pan zdanie?
Odpowiedź: —
Ponieważ stałem się inteligentniejszy. Po zamachu uznano mnie za
wariata i umieszczono w zakładzie psychiatrycznym,
gdzie pozwolono mi czytać wszystkie książki, jakich tylko
zażądałem. Pozwoliło mi to udoskonalić moją kulturę polityczną
i jaśniej zobaczyć rzeczy. Jeśli zna pan Borysa Godunowa, wie pan,
że stanowi to część rosyjskiej tradycji. Tam tylko szaleńcy
widzą jasno.
Pytanie: — Jak się
panu udało przemycić na Zachód najpierw fragmenty pańskiej pracy,
a potem całość?
Odpowiedź: —
Naiwność tego pytania jest równie wielka jak impertynencja w nim
zawarta.
Pytanie: — W
zasadzie był pan dość dobrze traktowany. Czym pan to sobie
tłumaczy?
Odpowiedź: — Na
początku było rzeczą korzystną dla reżimu przedstawić mnie jako
szaleńca, bo tylko wariat mógł się targnąć nażycie państwowego
dobroczyńcy numer jeden. Później ludzie z KGB zorientowali się,
że posiadam pewne wykształcenie polityczne i pomogli mi jeszcze w
jego poszerzeniu. Podobnie lekarze hodują bakterie. Marksizm uważa
się za teorię naukową. Marksiści są
przekonani, że za każdym razem, gdy spełnione zostają pewne
warunki, prowadzi to do określonych następstw. To, że się
dostałem w ich ręce, było dla nich niezłą gratką. Mogli odtąd
studiować in vivo funkcjonowanie umysłu kontrrewolucyjnego.
Pytanie: — Pańscy
strażnicy wiedzieli, że niektóre partie pańskiej książki
przedostały się na Zachód. Czy nie zaostrzyli wtedy kontroli?
Odpowiedź: —
Oczywiście. Założyli kraty na moich oknach, przesłuchiwali moich
pielęgniarzy, innych chorych, przeszukiwali moją celę. Nigdy nic
nie znaleźli.
Pytanie: — Czy ta
nieudolność nie wydaje się panu podejrzana?
Odpowiedź: —
Nieudolność w ZSRR nigdy nie wydaje się czymś dziwnym i
podejrzanym.
Pytanie: — Co
sprawiło, że stał się pan wojującym antykomunistą?
Odpowiedź: —
Komunizm, rzecz jasna. Ale i pewien epizod z mojego życia, o którym
nie chcę publicznie mówić.
Pytanie: — Co pan
myśli o Zachodzie?
Odpowiedź: —
Zachód stanowi zaledwie część świata, a świat kręci się wkoło
jak wiewiórka w swoim bębnie. To koło to demokracja silniejsza niż
faszyzm, faszyzm silniejszy niż komunizm, komunizm silniejszy niż
demokracja. Myślę, że trzeba wyjść z tego koła.
Pytanie: — Mogłoby
się wydawać, że nie wie pan o tym, iż to komuniści pokonali
faszystów.
Odpowiedź: —
Nieścisłość. To Rosjanie zwyciężyli Niemców. Wyczuwam w pana
głosie sympatię prokomunistyczną i radzę panu przeczytać
ponownie przemówienie Stalina z 9 maja 1945.
Pytanie: — Co
myśli pan o socjalizmie?
Odpowiedź: —
Mógłbym panu odpowiedzieć słowami Władimira Bukowskiego: „Jeśli
chcecie zamienić wasz kraj w gigantyczny cmentarz, wstąpcie w
szeregi partii socjalistycznej”. Ale wolę zacytować
Puszkina. Zna pan naszego Puszkina? Napisał on bajkę, która
zaczyna się mniej więcej tak: „Trzy młode dziewczyny przędły
przy oknie późnym wieczorem. «Gdybym była carycą», powiedziała
jedna z nich, «wydałabym ucztę dla wszystkich chrześcijan
świata». «Gdybym to ja była carycą», powiedziała jej siostra,
«utkałabym płótna dla całego świata». Obie one okazały
się następnie najgorszymi łotrzycami: nie zawahały się przed
zdradą cara, który stał się ich szwagrem, przed morderstwem ich
siostry carycy i siostrzeńca carewicza. Fragment ten porównać
można do kuszenia na pustyni w interpretacji Dostojewskiego, w
legendzie o Wielkim Inkwizytorze. Oto co Rosyjska prawda i ja sądzimy
na temat socjalizmu.
Pytanie:— Nie
jestem pewien, czy dobrze pana zrozumiałem. Co chciała zrobić
trzecia siostra?
Odpowiedź: —
Trzecia siostra mówi: gdybym była carycą, dałabym carowi syna
bohatera. Widzi pan, na czym polega różnica. Ta Kordelia chce
osiągnąć coś realnego, naturalnego i pożytecznego. Coś na miarę
jej możliwości. Dwie pozostałe, socjalistki, marzą. I marzą o
dobrach materialnych, które nie zasługują nawet na to, żeby o
nich marzyć.
Pytanie: — Panie
Kurnosow, oszust, który podszył się pod pana nazwisko,
wypowiedział bardzo negatywne sądy na temat dysydentów. A pan? Co
pan o nich myśli?
Odpowiedź: — Oni
są różni od nas. Pochodzą z sowieckiej elity i dlatego też nie
są reprezentatywni dla narodu rosyjskiego. Ale są wśród nich
przyzwoici ludzie.
Pytanie: — Kogo ma
pan na myśli, mówiąc „my”? Czyżby nie uważał się pan za
dysydenta?
Odpowiedź: — Nie.
Wasz Diderot powiedział: „Dysydenci prześladowani staną się
prześladowcami, kiedy uzyskają przewagę”. Nie jestem
potencjalnym prześladowcą. Dysydent po rosyjsku oznacza
„który-myśli-inaczej”. Ja nie myślę inaczej. Ja myślę jak
wszyscy ludzie zdrowego rozsądku. Nie jestem dysydentem, jestem
Rosjaninem, który próbuje konsekwentnie i organicznie traktować
swoją rosyjskość. Być Rosjaninem, być Francuzem — to nie
ideologia, to konkretny fakt.
Pytanie: — Czy
uważa się pan za rosyjskiego nacjonalistę?
Odpowiedź: —
Jestem świadom tego, że słowo „nacjonalista”
ma na Zachodzie
pejoratywny wydźwięk. Jesteście w tym mocni, żeby nadawać
pejoratywne znaczenie słowom, których sens nie jest wcale
negatywny. „Nacjonalista”, „Murzyn”, „Żyd”... Mamy tu do
czynienia ze smutnym faktem dewaluacji lingwistycznej. Końcówka
ista w słowie „nacjonalista” z trudem oddaje tak konkretną
rzeczywistość jak naród. Każda ideologia, prawicowa czy też
lewicowa, która pociąga za sobą gwałt na rzeczywistości, jest
diaboliczna w swojej istocie.
Pytanie: — Co pan
przez to rozumie?
Odpowiedź: —
Rewolta Lucyfera nie jest rewoltą zła przeciwko dobru, lecz dobra
przeciwko istnieniu.
Pytanie: —
Powróćmy na ziemię, jeśli pan pozwoli. Czy jest pan faszystą?
Odpowiedź: —
Faszyzm jest formą socjalizmu, faszyzm jest abstrakcją. Oto dwa
powody, dla których nie jestem faszystą.
Pytanie: — Mówi
się, że istnieją w Rosji ruchy monarchistyczne, na przykład
Ogurcowa. Czy jest pan monarchistą?
Odpowiedź: — To
nie ja jestem monarchistą, to Rosja jest, zawsze była i
prawdopodobnie jeszcze długo będzie monarchią.
Myślę, że
jedynym sposobem powstrzymania sowieckiego ekspansjonizmu
ideologicznego jest uznanie imperialistycznej natury Rosji, ściśle
związanej z określonym i ograniczonym terytorium.
Pytanie: — W pana
książce robi pan aluzję do pewnego typu teokracji. Czy mógłby
pan to sprecyzować?
Odpowiedź: —
Rządy społeczeństw opierają się na dwóch za-sadach. Jedną z
nich jest prawomocność, drugą wymogi życia praktycznego. Na
ulicznym skrzyżowaniu niezbędny jest policjant — oto wymóg życia
praktycznego. Ale ten policjant nosi mundur — oto prawomocność.
Prawomocność jest zawsze irracjonalna: prawo boskie, zasada
dziedziczności, wybory powszechne, losowanie nie wypływają z
przesłanek racjonalnych i właśnie dlatego stają się źródłem
prawomocności. Dobrze wiadomo, że syn geniusza może być kretynem.
Wiadomo też, że więcej jest imbecyli niż ludzi inteligentnych, i
to wszystko nie ma znaczenia, ponieważ inteligencja nie ma tu nic do
rzeczy. Prawomocność
republikańska bazuje na braku koherencji, tak jak prawomocność
monarchiczna na absurdzie. Potrzeby życia praktycznego dyskutuje się
punkt za punktem, ich ewolucja odbywa się stopniowo, poprzez
adaptację. Natomiast prawomocność może być ujmowana tylko
globalnie — tak albo nie. Będąc chrześcijaninem myślę, że to
dobrze, żeby irracjonalność prawomocności była irracjonalnością
chrześcijańską. Nie oznacza to, że chrześcijanie muszą
organizować państwo ziemskie na wzór niebiańskiej Jerozolimy.
Potrzeby praktyczne wciąż dają o sobie znać. Sformułowanie
„chrześcijański książę” zawiera w sobie sprzeczność, co
wcale nie oznacza, że należy je odrzucić.
Pytanie: —
Dostojewski także opowiadał się za teokracją. Czy teokracja nie
została nieco nadwerężona w waszym kraju?
Odpowiedź: —
Rosja ma powołanie Chrystusowe. Proszę pamiętać, co się stało z
Chrystusem. Jego apostołowie wierzyli, że wyzwoli królestwo
Izraela. Faryzeusze również w to wierzyli, i bojąc się, że nie
będzie w nim dla nich miejsca, ukrzyżowali króla. I dlatego
właśnie, że został ukrzyżowany, mógł stworzyć swoje prawdziwe
królestwo, którego faryzeusze nie umieli sobie wyobrazić. To już
nie jest felix culpa, tylko felix error. Podobnie Dostojewski, który
myślał, że Rosja ocali świat przez teokrację.
Tymczasem
doprowadzi ona do tego przez męczeństwo.
Pytanie: — Kto to
są według pana faryzeusze?
Odpowiedź: — Więc
to jednak prawda. Zachód nie uświadomił sobie jeszcze tego, co tak
jasno tłumaczą ludzie w rodzaju Knupfera i Chestertona!
Pytanie: — Co oni
tłumaczą?
Odpowiedź: — Że
to lichwiarze są faryzeuszami naszych czasów. Że kapitalizm
zachodni i sowiecki komunizm są jak nagonka, która pcha zwierzynę
na polanę, gdzie czekają już strzelcy.
Pytanie: — Kto
jest zwierzyną?
Odpowiedź: — Wy.
Pytanie: — A
myśliwi to kto?
Odpowiedź: —
Widzę, że przeczytał pan moją książkę dość nieuważnie.
Przypomnę więc jej zasadnicze punkty.
Początkiem wszystkiego jest
kredyt, czyli lichwa. Nie bez powodu średniowieczny Kościół
potępiał oprocentowane pożyczki.
To one umożliwiły powstanie
nowoczesnego społeczeństwa, a wcześniej przeprowadzenie rewolucji
przemysłowej. Nie wiem jednak, czy możemy być dumni z tych
osiągnięć.
Instytucja kredytu wiąże się z powstaniem banków.
Nawet banki funkcjonowały jeszcze jako tako, póki spełniały
funkcję agencji wymiany i kredytu. Niestety, wkrótce przyznano im
prawo wypuszczenia własnego pieniądza; banki nie biły monet i nie
drukowały banknotów, lecz udzielały pożyczek na sumy, których
wcale nie posiadały. Proszę nie mieć złudzeń: czek bankowy,
który otrzymuje pan jako pożyczkę, jest w 80% bez pokrycia. To już
nie jest sprawa z bankiem, to sztuczka prestidigitatora. Banki jednak
nie poprzestają na tym. Nie tylko uzurpują dla siebie przywilej
państwa, emitując pieniądze, ale też pożyczają te
nie-istniejące pieniądze, ten wiatr, instytucji państwa,
uzależniając od siebie całe narody. Czy wiadomo panu, że do
niedawna Anglia spłacała bankowi Rotszyldów pożyczki zaciągnięte
w okresie wojen napoleońskich?
Niewątpliwie dla
państwa będzie to szokiem, szokiem dla waszego cynizmu, jeśli
powiem, że cały system bankowy jest nie-moralny. Proszę wziąć
pod uwagę wasze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością,
słusznie zwane też anonimowymi. Wiecie państwo, że operują one
sumami dziesięciu- i dwudziestokrotnie przewyższającymi ich
kapitał. Jeśli osiągają zysk, wszystko dobrze, jeżeli jednak
bankrutują, kto płaci? Wierzyciele. Akcjonariuszy nikt nie
konsultuje w sprawie ryzykownych poczynań zarządu. Póki otrzymują
oni dywidendy, nie mają powodów do niepokoju. Czy to jednak
moralne, aż tak dalece zrzec się własnej odpowiedzialności? I
jaki związek zachodzi między agentem giełdowym, kupującym czy też
sprzedającym jedną milionową cząstkę wartości kopalni miedzi
równie obojętnie, jakby nakładał czy zdejmował pantofle, a
czarnym górnikiem, który nadwyrężą własny kręgosłup,
czołgając się w tej samej kopalni, z kilofem w ręce?
Proszę jednak nie
sądzić, że jestem pryncypialnie przeciwny prywatnej własności
kopalń; jest ona dopuszczalna, jako że ktoś zakłada takie
przedsiębiorstwo, ktoś musi nim zarządzać. Sprzeciwiam się tylko
temu, by praca ludzka była przedmiotem gry, podobnie jak w waszym...
jak się to nazywa? (Psar podpowiada:
„Monopolu Loteryjnym”).
Wróćmy jeszcze do
banków. Znajdują się one w rękach ludzi, których nazywam
Lichwiarzami. Fakt, że nagromadzili oni tak wielkie zyski, kryje w
sobie pewną hybris, wynika z jakiegoś fatalizmu. Zaczęli
przybierać na wadze, nie potrafią się zatrzymać.
Wiecie państwo
lepiej ode mnie, że władają oni w sposób prawie absolutny Europą
i Ameryką Północną. Wiecie, że dążyli do de-kolonizacji, jako
że młode i mało doświadczone narody, posiadające bogate i słabo
wykorzystane zasoby surowcowe, stają się dla nich łatwiejszym
łupem, oferują im zyski większe niż to było możliwe, gdy ich
terytoria zarządzane były przez narody lepiej rozwinięte,
zagarniając dla siebie sporą część dochodu. Ja jednak chcę
państwu pokazać przede wszystkim to, co stało się w Rosji.
Carska Rosja nie poddawała się operacjom Lichwiarzy, była też od
nich o wiele mniej zależna niż pozostałe kraje Europy. Wskaźnik
zadłużenia publicznego w przeliczeniu na jednego mieszkańca w roku
1908 wynosił we Francji 288 punktów, a w Rosji tylko 58,7. W 1914
roku 83% tego zadłużenia zostało spłaconych dzięki dochodom
państwowych kolei żelaznych. W roku 1912 wskaźnik opodatkowania
wynosił w Rosji 3,11, podczas gdy we Francji 12,35 i 26,75 w
Wielkiej Brytanii. W roku 1913 rezerwa rosyjskiego złota opiewała
na 1550 milionów rubli, podczas gdy w obiegu znajdowało tylko 1494
milionów rubli papierowych. W tym samym czasie frank francuski miał
tylko około 50% pokrycia w złocie. Jednocześnie wzrost gospodarczy
Rosji osiągał wówczas takie rozmiary, że jeden z francuskich
ekonomistów skomentował to w następujący sposób: „W połowie
stulecia Rosja zdominuje Europę politycznie, ekonomicznie i
finansowo”. Produkcja przemysłowa rosła w Rosji w skali 3,5%,
podczas gdy w Stanach Zjednoczonych o 2,75% i 1% w Wielkiej Brytanii.
Widzicie więc państwo, że Lichwiarzom nie brakowało powodów do
niepokoju. Dodajmy do tego, że w roku 1912 prezydent USA Taft
stwierdził, iż ustawodawstwo socjalne Rosji było „bliższe
doskonałości” niż w jakimkolwiek kraju demokratycznym. Jeżeli
więc praktyka pokazywała, że państwo rządzone w sposób nie
demokratyczny, lecz, jak byście wy powiedzieli, teokratyczny, umiało
rozwiązać problemy, przed którymi kapitulowali Lichwiarze, ich,
Lichwiarzy, władza nad światem gospodarczym była zagrożona.
To,
co się dalej wydarzyło, nietrudno było przewidzieć. Wiadomo
powszechnie, że niemiecki bankier, Warburg, przyznał
Leninowi
poważne subsydia finansowe. O wiele mniej znany jest fakt, że
Warburg miał brata, założyciela systemu amerykańskiej Rezerwy
Federalnej i że ten brat także subwencjonował rosyjskich
rewolucjonistów, posługując się jako pośrednikami amerykańskimi
bankierami Ruhnem, Loebem i Shiffem. Jednocześnie Trocki przyznawał
się chętnie, że otrzymał znaczną pożyczkę od finansisty,
członka brytyjskiej partii liberalnej.
W rezultacie Rosja
carska wyeliminowana została z walki i ZSRR został klientem
Zachodu. Pierwszą sowiecką fabrykę samochodów zbudował Ford
(chociaż w Rosji przedrewolucyjnej produkowano już własne modele
samochodów). Doradcą Stalina w okresie kolektywizacji był
Campbell. Nie mówiąc już o tym, co dzieje się w chwili obecnej.
Rosjanie śpiewają: „Dzieci, rzućcie szkołę, pijcie
Coca-Colę!”, a państwo wydaje rezerwy swego złota, by wyżywić
lud. Lecz to należy do mniej obrzydliwych aspektów wspólnictwa,
łączącego kapitalistycznych Lichwiarzy z ich sowieckimi dogami.
Załóżmy, że ZSRR staje się państwem takim samym jak inne:
zobaczmy, jak bardzo zmniejszyłaby się wtedy władza Lichwiarzy nad
światem zachodnim. Wy boicie się tak bardzo ZSRR, że szukacie
opieki w ramionach Lichwiarzy, krzycząc „babciu!” Ale to nie
jest wasza babcia, to złośliwy wilk, który ostrzy sobie zęby,
żeby was lepiej zjeść, moje dzieci.
Sądzicie państwo,
że wszystko to jest wymysłem? Proszę przyjrzeć się, w jaki
sposób USA, będące całkowicie we władaniu Lichwiarzy, traktowały
swego głównego wroga podczas ostatniej wojny i po jej zakończeniu.
Zamiast czekać, aż ZSRR upadnie i potem rzucić się na osłabione
Niemcy, Amerykanie włączyli się do walki w sam czas, by uratować
rozsypujący się reżim komunistyczny. To rosyjski żołnierz,
powtarzam, pokonał żołnierza niemieckiego, lecz system
marksistowski ocalony został przez amerykańskie dostawy materiału
wojennego. Gdy Mołotow zaproponował w zamian za te dostawy pewną
liberalizację systemu, Roosevelt odrzekł, że nie widzi takiej
potrzeby.
Churchill domagał się, by inwazja Aliantów dokonała
się w Grecji, lecz Amerykanie byli zwolennikami desantu we Włoszech.
W rezultacie Rumunia, Bułgaria, Czechosłowacja, Węgry, Albania i
ta Polska, nad którą teraz Zachód wylewa krokodyle łzy, wydane
zostały Sowietom. I obok nich Niemcy! Czyż nie jest symboliczny
podział Niemiec, tej kury znoszącej złote jajka, po-między dwóch
wspólników? Jedno udko dla ciebie, jedno dla mnie. Wiecie też
państwo o tym, że tysiące Rosjan, pragnących uciec przed
komunizmem, zostało przemocą załadowanych do wagonów i ciężarówek
i oddanych Sowietom. Przez kogo? Przez Anglików i Amerykanów.
Ale nie ma nigdy
tragedii bez elementów komicznych: na procesie norymberskim kaci
sowieccy zasiadali obok sędziów wyznaczonych przez kraje Zachodu.
Amerykanie nie pomogli Chinom w ich desperackiej walce z komunizmem,
wydali je w ręce komunistów. CIA popchnęła Węgrów do rewolty, w
wyniku czego siły wolnościowe tego kraju zgniecione zostały przez
Armię Czerwoną.
I proszę też sobie
przypomnieć, jak harmonijnie, w jakiej zgodzie, Moskwa i Waszyngton
— dwa groźne głosy z dwu końców świata — nie pozwoliły wam
zaprowadzić porządku w świecie arabskim!
Lecz najbardziej
wstydliwy przypadek to Kuba. Jak to możliwe, żeby jakikolwiek kraj
tolerował pistolet wymierzony we własne podbrzusze? Lecz Castro
zdobył władzę korzystając z pomocy Amerykanów, i w taki sposób
pistolet został nabity ślepym nabojem. Oczywiście Amerykanie
udawali później, że stoją po stronie emigrantów kubańskich i
rozmyślnie doprowadzili do fiaska inwazji w Zatoce Świń. Tak,
rozmyślnie: proszę sobie przypomnieć, że lotnicza osłona
operacji została odwołana na osobisty rozkaz prezydenta
Kennedy'ego. A gdy Sowieci, którzy od czasu do czasu próbują
zrzucić jarzmo nałożone na nich przez Lichwiarzy, próbują
naprawdę nabić kubański pistolet, ten sam Kennedy sprawia, że
muszą z podkurczonym ogonem wrócić do domu. Widzicie państwo,
Chruszczow, ze wszystkimi swymi wadami, był prawdziwym Rosjaninem,
który zabiegał o niepodległość dla swego kraju. Wystarczyło
jednak, by Rockefeller wybrał się na wakacje — wakacje, mój Boże
— na Krym, by Chruszczow dostał wymówienie.
Czy wiecie państwo,
że Roosevelt oświadczył, iż Indochiny po wojnie nie powinny
pozostać we francuskich rękach? I czym są Indochiny w chwili
obecnej? Amerykanie prowadzili tam co prawda wojnę, lecz bardzo
uważali, by jej przypadkiem nie wygrać. W tym celu wynaleźli nawet
specjalną metodę: eskalację.
Jakie są w tej
chwili dwa wielkie mocarstwa nuklearne? Które z nich ofiarowało
bombę drugiemu? Tak, nie całkiem jawnie, za pośrednictwem
szpiegów, których zechciano nawet później posadzić w krześle
elektrycznym, tym nie mniej fakt pozostaje faktem: gdyby tylko
Amerykanie mieli bombę, kto grałby rolę wilkołaka na użytek
Lichwiarzy?
A kto, całkiem
niedawno, podzielił między siebie świat w Helsinkach? I co stąd
wynikło dla ludów ZSRR? Jeszcze okrutniejsze represje, gdyż układ
helsiński miał takie oto znaczenie:
„Wszystko w porządku, wasza
rola jest jasno określona, róbcie tak dalej”.
A co dzieje się w
Afganistanie? Jeden ze wspólników po-sługuje się gazem i
napalmem, drugi nie pozwala swym sportowcom wziąć udziału w
olimpiadzie.
Posunę się jeszcze dalej. Nie przekonuje mnie sposób,
w jaki Reagan szczerzy zęby, a Breżniew pokazuje pazury, gdy mowa o
Polsce. ZSRR szuka pretekstu, żeby nie musieć dokonywać inwazji
Polski, a USA próbują odzyskać swój nadwyrężony prestiż.
Ten
pies rozumie się z tym kotem jak dwaj złodziejaszkowie w dzień
targowy...”
Vladimir Volkoff,
Montaż, 1982, s. 333