poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Prawda czasu – prawda ekranu, czyli czym jeszcze różni się lewica od prawicy?

O wczorajszej prowokacji w warszawskim kościele św. Anny wiedzą już chyba wszyscy. Ale nie wszyscy zdają sobie sprawę co ona, a właściwie jej mistyfikacja tak naprawdę przed nami odsłania. 
Gwoli blogerskej ścisłości przypomnę tylko, że w czasie oczytania listu Episkopatu Polski o aborcji kilka kobiet wyszło ze mszy w tym kościele. Fakt ten został opisany przez nieśmiertelną niczym Lenin Gazetę Wyborczą jako reakcja katoliczek na ów list. Jednak już niemal od razu pojawiły się wątpliwości dotyczące całego zajścia. Choćby to, że „spontaniczne wyście” filmowane bowiem było z kilku kamer w jakości HD, posiadało profesjonalny dźwięk i sprawny montaż. Oczywiście GW uzyskała zgodę na filmowanie i tu nagle taki zbieg okoliczności, który żywcem przypomina wizytę byłej żony u byłego męża w towarzystwie tragarzy. Akurat w tej świątyni, w czasie akurat tego nagrywania taka spontaniczna reakcja. 
I oto nagle ktoś zobaczył, ktoś rozpoznał, ktoś skojarzył „i cały misterny plan wpi.du”. Okazało, że to byli przebierańcy, jak w piosence o chłopcach radarowcach Rosiewicza. Były to nie żadne katoliczki ale aktywistki feministycznych ruchów, które wielokrotnie dały się nagrać w czasie różnych demonstracji. Po raz kolejny się okazało, że w Internetach nic nie ginie, a jeśli nawet już to na pewno  niewiele.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej całej tej hucpie. Jeśli była ona realizowana na serio, to wykazała się wyjątkową amatorszczyzną. Ktoś wpadł na pomysł, ktoś nie zrozumiał, zrobił, nie przemyślał, zadzwonił do kumpla, co ma kumpli i kamerę, a jedynymi babami, które chciały wziąć udział w całej zadymie były stare bojowniczki lubiące się masturbować na świeżym powietrzu – jak w wywiadzie dla pyty.pl oświadczyła jedna z aktywistek bodaj rok wcześniej. Nie mogę się oprzeć analogii do Misia Barei, w którym jak powszechnie wiadomo jedynymi, którzy mogli w danej chwili wystąpić w roli dzieci z nagonki były stare zarośnięte chłopy kłócące się o kasę. No bo skąd wziąć katoliczki, które wyjdą z kościoła? „Pani Krysiu, ten facet co tu był jest potrzebny! Wyszedł, potrzebny jest.” – krzyczy w Misiu jakiś filmowy czynownik, po czym w następnej scenie zamiast Stacha Palucha wchodzi do pokoju Wesoły Romek. Tak mogło być i w tej sytuacji. Nie zawsze "język giętki wypowie to, co wymyśli głowa"… 
Co wyłania się z tego całego zamieszania? Panika, brak koncepcji i profesjonalizmu. A o czym to świadczy? A no o tym, że dobrze przygotowani specjaliści od dezinformacji albo zmienili front, albo państwa z Czerskiej nie stać już w tej chwili na ich usługi. Wraz z utratą politycznych wpływów nastąpiła utrata kasy, a więc i odfrunął profesjonalizm. Czego to dowodzi? A no tego, że po stronie sił postępowych poza garstką zamroczonych nie ma realnego oddania sprawie. Jak będzie kasa, to pogadamy. Kasy nie ma – łap kogo popadnie i improwizuj. 
Możliwe są dwa typy organizacji: oparta idei i interesie. Co innego posiedzieć w sieci lub ze znajomymi przy kawie, a co innego zmontować taki numer, do którego potrzeba jest nie tylko cała struktura i oddanie ale i parę złotych choćby na zapłacenie specjaliście od dezinformacji za reżyserię całości. Jak widać w kościelnej prowokacji zabrakło jednego i drugiego. Bez gotówki lewica ginie. Zaś prawica? Zawsze będzie opierać się na wolnych elektronach, które będzie łączyć lub odpychać ideowa siła. Ale jest to struktura niezatapialna, bo siedząca głęboko w sercach, a nie w kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj