Miałem kiedyś sąsiada, który na skutek wypadku stracił władność swej lewej ręki. Po pewnym czasie, gdy lekarze twierdzili, że z kończyną nie da się już nic zrobić, pogodził się już z tym faktem niepełnosprawności. Twierdził nawet, że gdyby nie kwestia wyglądu chętnie zgodziłby się na amputację chromej ręki. Nie wiem do dziś czy mówił poważnie, ale kilka razy trwał na stanowisku, że owa niewładna i pozbawiona czucia ręka tylko mu przeszkadza i „majta się” niczym przytwierdzony do szyi ciężki łańcuch, albo kula u nogi skazańca.
Polacy wypierają się swego państwa. Część postanawia wyemigrować, reszta tworzy podziemne struktury. Jedni i drudzy na swój własny użytek postanowili amputować majtający się obok nich dawny fragment swojego ciała, który nie tylko jest nieczuły, nie władny, ale i być może zarażony gangreną zadecyduje przeżyciu całego narodowego organizmu. Pytanie tylko czy nie mamy tu do czynienia ze z góry zaplanowanym procesem państwowej erozji, w którym państwo staje się wrogiem obywatela? Czy proces ten nie jest wpisany w szerszą strategię powolnego procesu tworzenia europejskiego cesarstwa? Pytanie tylko czy nadszedł już właściwy czas na zdarcie woalu państwowości i czy targają nami wyłącznie zachodnie żywiły. W tym kontekście tąpnięcie gospodarcze i idąca w ślad za nim wymiana elit nie są czynnikami wpływającymi na odtworzenie naszej wspólnoty i ponowne poszukiwanie przez nią swej tożsamości.
Dawni Słowianie ponoć w sposób naturalny czują awersję do państwa. Nie było im ono do niczego potrzebne. Gdy nadciągało jakieś militarne zagrożenie po prostu łączyli się i wybierali woda zwanego wojewodą, który na czas wojny miał dyktatorską władzę. Czy tak nastąpi i tym razem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj