sobota, 22 września 2012

Opary


Myślałem, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. I znów „życie stawia przed nami wiele niespodzianek”. Oto pewien mieszkaniec Pakistanu uczestniczył w antyamerykańskiej demonstracji, na której postanowiono dokonać rytualnego spalenia flagi tego kraju. Ów nieszczęśnik nawdychał się oparów wydzielanych przez płonącą tkaninę i umarł. Od razu pewnie pojawiła się spiskowa teoria o tym, że był to celowy zabieg CIA, która zatruwa sprzedawane w Pakistanie gwieździste sztandary, a ów nieszczęśnik został natychmiast uznany za męczennika. W końcu sztachnąć się takim syfem, to dopiero coś. Amy Winehouse wymięka. Można powiedzieć, że nieszczęśnik zatruł się oparami demokracji. Podobnie jak Polacy, którzy zaczadzili się swojego czasy okrągłostołową ściemą i stracili kontakt z rzeczywistością. Nauczono ich niczym mieszkańców Korei Północnej, że żyją w kraju wiecznej szczęśliwości, na zielonej wyspie, która rozwija się tak szybko i tak wspaniale, że jeszcze chwila, aż rozpłyniemy się w tej naszej nirwanie. Na razie wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście rozpływamy się nie tylko jako kraj ale także jako naród. Dobija nas niż demograficzny bo młodzi, którzy wyjechali za chlebem wolą rozmnażać się gdzie indziej, a powąchawszy opartów innej demokracji nawet nie zamierzają wracać. Za chwilę pozostaną u nas tylko funkcjonariusze systemu i ci, którym już się nie opłaca budować gdzie indziej życia od początku. Właścicielami masy upadłościowej zostaną banki, które ponoć przejęły przez ostatni rok rekordową liczbę nieruchomości od ludzi niepotrafiących wyrobić na kredyty wywołane ich marzeniami o własnym "M". Ale to nie wszystko. Pozostali w kraju muszą liczyć się ze wzrostem obciążeń wynikających nie tylko z konieczności utrzymania niezdolnych do wyjazdów starców i inwalidów, ale także z bagażem stadionów i innych wodotrysków władzy, która postanowiła sama sobie udowodnić, że jednak krainą szczęśliwości jesteśmy. 
Może przestaniemy przeżerać w bezsensownie przeregulowanym systemie owoce własnej pracy? Może w końcu postanowimy rozłożyć ów system wewnętrznej okupacji? Może pognamy agenturę? Aby tak się stało musimy jako zbiorowość pojąć, że indywidualny sukces będzie trudny albo niemożliwy w kraju skolonizowanym. Czasami trzeba upaść i sięgnąć dna, aby się podnieść. Dno jest wtedy nie tylko trampoliną ale i punktem odniesienia. Aby tak się jednak stało potrzebne jest rozwianie zasłony dymnej składającej się z zatruwających nasze życie opartów propagandy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj