Robi się coraz ciekawiej. Za przestępstwo będzie uznawana kradzież powyżej tysiąca złotych. Oznacza to, że cała masa drobnych przestępstw tak naprawdę nimi nie będzie. Ma to znaczenie finansowe, bo ryzyko ewentualnych „wykroczeń” polegających na przywłaszczeniu mienia w sklepach zostaną i tak przeniesione na klientów w formie ubezpieczeń lub monitoringów. W grę wchodzi także, a być może przede wszystkim kwestia etyczna i demoralizacja społeczeństwa. Innym wynalazkiem ostatnich miesięcy jest pomysł odpowiedzialności obu stron transakcji za niezapłacony podatek VAT. Jeśli płatnik VAT wykiwa urząd skarbowy w świetle szykowanych regulacji odpowiedzialność za niezapłacony podatek przechodzi na jego kontrahenta, który mu wystawił fakturę. Rzecz jasna, istotą propozycji jest wyeliminowanie fałszywego nabijania kosztów. W efekcie otrzymujemy zborową odpowiedzialność w naturalny sposób sprzeczną z Konstytucją, wywołującą przede wszystkim spadek wzajemnego zaufania i przyhamowanie oficjalnego obrotu gospodarczego, który naturalną koleją rzeczy przeniesie się do szarej strefy. Ale nie wpadajmy w panikę. Przecież nic się złego nie dzieje. Ewentualne drobne „wałki” na VATcie nie będą przecież przestępstwami, tylko wykroczeniami. Nawet ewentualna odpowiedzialność za niewinność będzie łagodna. A może nawet anonimowa, gdyż rząd zamierza wprowadzić możliwość nadawania dzieciom bezpłciowych imion i ich zdrobnień. A wszystko w ramach chorej ideologii gender, kolejnego marksistowskiego mutanta, zakładającego istnienie płci kulturowej jako kolejnej bariery ograniczającej równość jednostki.
Tak więc nie dość, że będzie można kraść i nie ponosić za to odpowiedzialności, będzie można nadać sobie fikuśne imię. Po co to wszystko? A no po to, aby doprowadzić do zaniku społecznych i tradycyjnych więzi, podnieść nieufność, anonimowość jednostki w społeczeństwie i w efekcie doprowadzić do jego atomizacji. Staniemy się niezdolną do buntu masą jednostek. Być może już taką masą jesteśmy? To co nie udało się tradycyjnemu komunizmowi jego odpowiednik w postaci politycznej poprawności sączony nam przez system prawny załatwi jak należy. Zmiany niewinne lecz systematyczne przypominają robotę wykonywaną przez korniki w pniu starego drzewa. Niby korniki małe, dziurki niewielkie, lecz po kilku pokoleniach korników pień drzewa przypomina sito, a najmniejszy podmuch wiatru doprowadzi je do upadku. Praca korników w pniu naszego drzewa z nieznanych mi przyczyn nagle przyspieszyła. Próżno szukać trucizny lub dzięcioła. Najgorsze jest jednak to, że podobnym robactwem zarażone są i sąsiednie drzewa, które w przypadku wichury nie przejmą na siebie jej uderzeniowej fali. Proces wydaje się być nieodwracalny, gdyż brak wiatru nie oznacza, że drzewo nie runie.
Gdzie zatem nadzieja? Masowo obalone spróchniałe pnie stają się często pokarmem dla znajdujących się w glebie nasion, które czekają tylko na odrobinę światła, aby zacząć kiełkować. Miejsce starego – zastępuje młody odrodzony las. Wtedy robactwo i zgnilizna są tylko narzędziem w jego powstawaniu. Mało to optymistyczne, ale jedyna nadzieja w nasionach kiełkujących w żyznej glebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj