Nasza klasa polityczna w całości nie zdała egzaminu przed którym postawił je naród. Przyczyną oblania politycznej matury przez niemal wszystkich jest brak elementarnej wiedzy o tym jak to się wszystko kręci. Ci, którzy nawet się już połapali, dalej tkwią w sidłach swej własnej propagandy. Minął krótki czas od wyborów do Parlamentu Europejskiego, napinania się kandydatów i ich obietnic. Tym czasem od dawna wiadomo, że PE nie wiele może. Co więcej, jako jedyny demokratyczne wybranym organem władzy nie ma wpływu na wybór nawet Komisji Europejskiej. Wystarczy sięgnąć choćby do Wikipedii aby się o tym przekonać. Można tam przeczytać, że Przewodniczącego Komisji Europejskiej „wybiera Rada Europejska, stanowiąc większością głosów, uwzględniając wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego”. To Przewodniczący, a skład Komisji? Czyni to także rada, lecz w porozumieniu z Przewodniczącym „ustala listę komisarzy”, „postępując według sugestii państw członkowskich”. Następnie Parlament Europejski, przesłuchuje kandydatów na posiedzeniach odpowiednich Komisji. Jakich komisji i kto w nich zasada? Wikipedia milczy. Ale potem Rada Europejska zatwierdza skład komisji. Pojawia się w takim razie pytanie: Co to jest Rada Europejska i kto ją wybrał? Rada Europejska „składa się z głów państw lub szefów rządów państw członkowskich, oraz jej przewodniczącego i przewodniczącego Komisji Europejskiej”.
Czyli ma się tak do demokratycznego ciągu legitymizacji władzy jak pięść do nosa. Jak w starym dowcipie o Stalinie, który wziął na ręce dziecko, a przecież wszyscy wiedzą, że mógł zabić, czyli nie jest taki zły, Rada Europejska łaskawie „uwzględnia” wyniki wyborów do PE, zaś sama nie ma z nimi nic wspólnego. Zatem ciąg demokratycznej reprezentacji jest urwany i nic na to nie poradzimy. Innymi słowy ludy tubylcze wybierają europosłów, zaś rząd unii wybiera prezydium komitetu centralnego złożone z wojewodów. I wszystko jest o.k., bo to stary, sprawdzony sowiecki sposób wyboru władz. Gdy dodamy jeszcze wyborcze progi i mafijne, zakulisowe szulerstwo na listach wyborczych komitetów, uzyskujemy pełny obraz europejskiej postdemokracji.
Ale nasi figuranci nie korzystają pewnie nawet z Wikipedii, o której można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest niepopularna i niepowszechnie dostępna. Czy znalazł się choć jeden rodzimy polityk, który powiedział ludziom, że nie warto jest w ogóle iść i głosować na kandydatów do PE, bo to hucpa i zmarnowanych czas? Czy ktoś wezwał do bojkotu tych wyborów? Nikt, bo byłoby uznany za antydemokratycznego oszołoma i wyklęty z elitarnego klubu figurantów.
Tym czasem Unia się wali. Oczywiście tego rodzaju misterne i wielkie konstrukcje nie rozpadają się od razu, ale proces wydaje się postępować i być nieodwracalny. W tej sytuacji nasz główny problem polega na tym, że nie mamy planu „b”. Tylko nasze elity postawiły wszystko na jedną kartę. Ci którzy jeszcze do niedawna pomrukiwali o nieopłacalności europejskiej integracji, czy o niekorzystnych dla nas zmianach w samym charakterze i ustroju wspólnoty odeszli z polityki lub znaleźli się na jej marginesie. Zjawiska te zbliżają nas niestety bardziej do państw typowo kolonialnych. A tym czasem pogrążona w chaosie wspólnota będzie musiała się znów opierać na rozmywających się w tej chwili państwowych strukturach. Oczywiście państwa „poważne” zadbały, o ochronę swych interesów czyniąc fasadę nie ze swoich struktur tylko z unijnej ideologii. Czy u nas w ramach propagandy sukcesu, lenistwa i jedynie słusznej linii zakłada jakikolwiek inny wariant? Wszystko wskazuje na to, że w perspektywie najbliższych lat, przy słabnącej gospodarczej pozycji, galopującym zadłużeniu, szwankujących systemach, będziemy musieli podjąć trud wymiany elit. Czy dojdzie do tego w sposób pokojowy, czy jednych figurantów nie zastąpi kolejna uzyskująca nową legitymizację ich grupa? To się okaże.
O ile rozpad Związku Radzieckiego był procesie w dużej mierze kontrowanym przez zachowujące rzeźwą ocenę sytuacji „prawdziwe jego elity”, o tyle Unia, walić się będzie w sposób niekontrolowany. Chyba, że na tym właśnie opiera się cały plan, gdyż wprowadzenie protektoratu państw poważnych nad niepoważnymi nie można niestety wykluczyć. Bez względu na scenariusz procesu europejskiej implozji zdjęcie fasady państwowości jest u nas już wyłącznie kwestą czasu.
Co zatem pcha naszych „polityków” do kłamstw czy bicia sędziami w złej europejskiej sprawie? Nie sądzę, że wyłącznie chęć władzy i zysku z a wszelką cenę. Bardziej chodzi tu o elementarny brak wiedzy. Z doświadczenia wiem , że osoby głupie są także nieetyczne. A gdy dodamy do tego dość powszechny u nas zjawisko braku udziału w życiu publicznym większości obywateli i ich podatność na manipulację, dowiemy się, dlaczego Polski nie opłaca się już podbijać dywizjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj