Na jednym z odwodzonych przeze mnie blogerskich portali jakiś dureń zamieścił nową porcję zdjęć ze Smoleńska, które podobnie jak pierwsza porcja wyciekły całkowicie przypadkowo. Jak wiadomo bowiem, w Rosji wszystko dzieje się spontanicznie, a po upadku komunizmu kwitnie wolność słowa. Zdjęcia są makabrycznie. Można odnieść wrażenie, że ktoś postanowił znowu wstrzyknąć nam pewną dawkę wkurzenia. Jeszcze kilka takich przecieków, a nasz społeczny organizm uodporni się na tę substancję. Jeszcze chwila i kolejne trotylowe rewelacje nie będą robić na nikim wrażenia. Czym więcej będzie wątpliwości i kolejnych faktów, tym coraz bardziej będą one ginęły w kolejnych emitowanych przez media i „niezależnych rosyjskich blogerów” pokładach smoleńskiego pultp fiction. Mądrale nazywają to dezinformacją. Ma ona jednak wyrafinowany charakter. Oto jednym istotnym faktom towarzyszy cała masa mniej istotnych sensacyjnych publikacji. Nie chodzi o to, że są one fałszywe, lecz w owym potoku ginie nie prawda lecz istotność. Dzięki temu przekaz dla wielu zaczyna być banałem, a każda dyskusja przypomina rozmowę robotników przy budowie Wierzy Babel. Potem przy rodzinnych spotkaniach padają słowa: „o co tak właściwie chodzi, jaka jest prawda?” Rzecz nie rozgrywa się bowiem już o prawdę, lecz o rząd dusz oraz trwały podział i rozbicie wspólnoty.
Mam ciągle przed oczami koszmarny obraz, którego wcale nie zamierzałem oglądać. Marność, kruchość ludzkiego życia i losu, ale i nadzieja na odrodzenie i zbawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj