Wszystko zaczęło się od wpisu sprzed dwóch i pół roku, który umieścił na swym blogu czcigodny Toyah. Opisał on w nim historię z pewnego telewizyjnego programu w którym wystąpiła „szara myszka” o fenomenalnym głosie. Wyszła i zaśpiewała, że opadły szczęki. Zachwyceni jurorzy, prowadzący i rozentuzjazmowana publika. Oczywiście zdenerwowanej rodziny nie pominięto w sprawnym montażu tej sztampowej produkcji opartej na licencji. Jednym słowem to co ludziska przed telewizorami lubią najbardziej: historii Kopciuszka. Ową dziewoją była niejaka Marta Osińska. Super. Tylko wystarczyło zagooglać aby dowiedzieć się, że owa pani to nie żadna amatorka, ale zawodowiec z branży. Nim wystąpiła w owym telewizyjnym programie miała za sobą już kilka nagranych płyt, współpracę z całą plejadą zawodowców oraz wiele zagranicznych występów. Ale jaki odsetek telewidzów używa wyszukiwarki?
Ale jak wiemy historia lubi się powtarzać.
Na kilka miesięcy przed parlamentarnymi wyborami nowy twór zaistniał na polskiej lewicy. Ale partia „Razem” bo o niej mowa, nie przebijała się do powszechnej świadomości. Dopiero debat na tydzień przed wyborami pozwoliła zaistnieć ugrupowaniu i jej liderowi. I wtedy okazało się, że pan Adrian, który wygłosił kilka banałów został okrzyknięty „mesjaszem lewicy”, „nową twarzą” i „liderem na którego polska lewica czekała od dawna”. Okazał się także dla niej nadzieją, która nie dźwiga na swym grzbiecie ciężaru PRL, ani afer III RP związanych z SLDowiskim „betonem”. Adrianek z brodą to nowe, niezależne od palikowego cyrku oblicze „nowej lewicy”. Ach ileż było cmokania i zachwytów. Szczególnie w gazecie mającej nie wiedzieć czemu wybory w nazwie. A tu podobnie jak w przypadku zawodowej szansonistki udającej Kopciuszka wystarczyło proste googlanie aby dowiedzieć się, że pan "blond el comandante" to nie żaden debiutant, tylko stary aparatczyk związany od lat z młodzieżówką Unii Pracy, której szefował i z gazetą z wyborami w tytule, do której pisywał. Po co to wszystko? A no po to, że ludzie lubią historie o Kopciuszku. Więc jak je lubią to trzeba im je dać. Pan Adrianek co prawda do sejmu się nie dostał, ale osiągnął dwa mniejsze taktyczne zwycięstwa: po pierwsze dostanie subwencję z budżetu na działalność, a pod drugie, to dzięki niemu koalicyjka Millera i Palikota do Sejmu nie weszła. To dość dużo jak na pierwszy raz. Był też i efekt uboczny całego zamieszania: bezprecedensowe zwycięstwo PiSu.
Aż trudno uwierzyć w zbiegi okoliczności. Jak nie dało się PiSu pokonać przez osiem lat wszelkimi sposobami, a on rósł w siłę, postanowiono go pokonać dając mu władzę absolutną i to w sytuacji totalnego rozkładu państwa, jego finansów, systemu emerytalnego administracji i demografii. Zdaniem „graczy” znających ciągoty prezesa i części jego drużyny jest mało prawdopodobne, że dokona on realnej reformy kraju uwalniając jego gospodarczy potencjał. Ich zdaniem PiS skoncentruje się czyszczeniu PO i wyjaśnianiu Smoleńska. Jeśli więc na przykład za rok czy dwa okaże się, że ZUS jest niewypłacalny, na pewno nie będzie to wina lewicy wszelakiej lecz PiSu właśnie. Nie ważne będą wtedy cyrki przy OFE, makabryczne złodziejstwo dokonywane na funduszach emerytalnych przez całe dekady, czy strukturalne wręcz błędy samej idei przymusowych ubezpieczeń. Wtedy wszyscy przypomną sobie o brodatym Kopciuszku, który wejdzie na polityczną scenę wezwany refrenem piosenki z filmu Bagdad Cafe, a sam PiS rozpłynie się w odmętach społecznego niezadowolenia. Plan pokrętny ale prawdopodobny. Tym bardziej, że to jedyny możliwy plan dla lewicy, salonu i zaprzyjaźnionych mediów. Możliwy jest jednak tylko wtedy, gdy PiS zachowa się przewidywalnie, a nie w sytuacji gdy postawi wszystko na jedną kartę i dokona tego co niemożliwe: stworzy normalne państwo z prawdziwą gospodarką, odda pod sąd złodziei i aferzystów, a przy okazji zreformuje samo sądownictwo. Wreszcie uwolni media i zwalczy gospodarczy kolonializm. Innymi słowy jeśli PiS chce przetrwać i pokrzyżować plany cybernetykom musi stać się główną partią antysystemową z prawdziwego zdarzenia, która dokona niemożliwego także na arenie międzynarodowej integrując naszych sąsiadów tworząc i stając się geopolitycznym podmiotem.
Jak tego dokonać? Ano wystarczy sprawić aby ludzie mogli się znów bogacić i nie zabierać owoców ich pracy. Trzeba też zatroszczyć się o to, aby nikt z zewnątrz nie rościł sobie praw do ich majątków. A wszystko to musi być oparte na solidnym informowaniu społeczeństwa o kolejnych działaniach i realnej sytuacji. Jeśli to nie stanie się dla PiS priorytetem „macherzy od losu” wygrają tę rozgrywkę i będzie ona ostatnią, bo przez następne dekady nie pojawi się już kolejna szansa na zmianę czegokolwiek, a Polska rozpuści się jak cukier w herbacie.
Jaki jest morał bajki o Kopciuszku? Nikt nie podzielił lewicy tylko po to aby przegrała. A jeśli PiS został we władzę „wrobiony” to tylko po to, aby ponieść przy jej sprawowaniu ostateczną klęskę. Chyba, że jest sprytniejszy i potrafi być nieprzewidywalny a więc zdolny do szybkiej zmiany celów i sojuszy.
Kluska z skądinąd fajna, ale czy nie chodziło o klęskę w ostatnim akapicie ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam J.
Dzięki. Już poprawiłem.
Usuń