Od samego początku kibicowałem rządowi pani Szydło, podobnie jak panu Dudzie w jego drodze do prezydentury. Nikt nie zakładał, że po dojściu do władzy PiSu Polska zmieni się od razu w krainę wiecznej szczęśliwości. Puki co, władze nieźle manewrują statkiem i unikają wielu koralowych raf i min głębinowych stawionych tu i ówdzie. Z irytacją przyjmuję jednak socjalny charakter rządowej polityki. PiS zdaje się sypać cukierkami, których nie ma. Mam nadzieję, że to jednak taktyka, a nie strategia. Potrzebna jest niemal od zaraz strategia szybkiego wzrostu, który można osiągnąć tylko poprzez zdecydowane podniesienie koniunktury gospodarczej. Bowiem bez alternatywnych działań względem całego systemu redystrybucji publicznej kasy (zwanego unijnymi funduszami) nie będzie realnego rozwoju, bo nie po to są te fundusze. Wszystkie polityki rozwojowe rządu oparte są na redystrybucji pieniędzy. Jest tak, że to nie są plany rozwoju, tylko plany pozyskiwania i "przetrwaniania" kasy podatników, która w praktyce jest cholernie droga i nieefektywny. Jednak aby wywołać realne mechanizmy wzrostu potrzeba realnej zmiany paradygmatu i w praktyce odejścia od dławiących nasz rynek, a często nam narzuconych regulacji. Wiele można zrobić także na poziomie lokalnym. Tak jak wielkie projekty biznesowe nie powstają na ogół w branżach opanowanych przez korporacje, lecz tuż obok, tak samo rząd powinien pozostawić wolną rękę przedsiębiorcom w kreowaniu nowych produktów i usług wypierających zewnętrzną konkrecję z polskiego rynku i pozwalających na eksport nowych dóbr. Powinien nadejść czas bycia „sprytnym” i to nie w sposób zadekretowany, ale oddolnie i wcale nie z patriotycznych pobudek, ale z chęci indywidualnego zysku obywateli.
Tymczasem rząd wydaje się być w kwestiach gospodarczych rządem kontynuacji, a nie przełomu. Ma dodatkowo tendencję do iście socjalistycznego załatwiania wszystkiego własnymi rękami i za pożyczone pieniądze. Mam głęboką nadzieje, że na prawdziwe reformy przyjdzie czas po okresie utrwalania władzy. Ten czas musi nadejść niezwłocznie, bo zegar tyka w zastraszającym tempie.
Jeśli prawdziwe są pogłoski o tym, że Amerykanom nie tylko udało się odwrócić skłonność Niemców do przyjaźni z Rosjanami, ale także przypomnieć gdzie ich miejsce, to w sensie geopolitycznym rządy PiS dla Amerykanów przestają być potrzebne, a to oznacza utratę ochronnego parasola i że czasu jest naprawdę mało. Trzeba za wszelką cenę przekonywać nową amerykańską administrację (każdą z potencjalnych) o tym, że USA ma interes w wsparciu procesu konsolidacji państw europy środkowej, co będzie skutecznym sposobem na niemieckie tendencje do urywania się z amerykańskiej smyczy. Musimy ich przekonać, że mają w tym interes, a nie prosić o pomoc, bowiem sami ustawiamy się w marginalnej pozycji wioskowego burka kulącego ogon przed każdym kto odważy nam się spojrzeć w oczy. Pora skończyć z dławiącym nasze elity od czasów śmierci Piłsudskiego „kundlizmem”. Propozycja roli „amerykańskiego bezpiecznika” dla Niemiec zabezpieczyłaby w dużej mierze naszą suwerenność i dała czas na trwałą integrację naszego kawałka kontynentu. Ktoś słusznie zaznaczył, że albo Polska będzie liderem, albo nie będzie jej wcale. Bądźmy więc wreszcie liderami tej karawany i przestańmy oglądać się na szczekające psy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj