niedziela, 31 grudnia 2023

Szczęścia w nieszczęściu czyli objawienia na koniec roku

Powstaliśmy w 1918 jako państwo głównie dzięki woli USA. Nie chcę tu wchodzić w historyczne wywody ale to jasne oświadczenie Prezydenta Wilsona sprawiło, że sprawę polską zaczęto traktować poważnie. Ten kto rozpalił ponad 100 lat temu ów płomień może bez problemu go zgasić, co w dużej mierze i tak ma już miejsce, a my żyjemy tylko w przeświadczeniu, że wszystko trwa i się nie zmienia. Sprawy jednak federalizacji Europy, zbierania zapasów na wojnę i sunącej niczym lodołamacz globalnej rewolucji bolszewickiej przybrały ostatnimi czasy na sile i nie wiadomo jakie przyniosą skutki.

Ale ten kto rozpalił, może zgasić. Tak samo jak ten, kto sieje wiatr... Bo życie niesie za sobą całą masę paradoksów (i nie zawsze jest tak jak się chce. Myślę, że w najbliższym czasie może dojść do kilku paradoksalnych zaskoczeń i paradoksów.

Pierwsze dotyczy… rozpadu Niemiec. Współczesne Niemcy zszyte fastrygą rozwoju i dobrobytu zaczynają mieć kłopoty. Do tego dochodzą „goście” witani tak chętnie niecałą dekadę temu. To wszystko może uruchomić w tym ogłupiałym do cna społeczeństwie samoobronne siły odśrodkowe. Może się okazać, że w państwie zajętym tłumieniem ruchów niepodległościowych Europy nagle taka Bawaria ogłasza niepodległość. 

Drugi paradoks dotyczący masowego najazdu mieszkańców Afryki do Europy także może przynieść szereg zaskoczeń zarówno nam jak i architektom tego bałaganu. Może nagle okazać się, że spora część przybyszy to … katolicy zapełniający w Europie opustoszałe kościoły. Nic oczywiście nie będzie już takie samo, ale nie będzie też takie jak wymyślili sobie to inicjatorzy zamieszania. Gdy w czasie "rewolucji solidarności" do Polski przybywali "zachodni intelektualiści", a tak naprawdę marksizujący propagandziści, nie mogli zrozumieć jak to jest, że w kraju szczęśliwości robotników i chłopów strajkują ci pierwsi i ci drudzy. Jak już pojęli to intelektualne wyzwanie to nie mogli zrozumieć jak to jest, że w strajkujących w fabrykach robotników wspierają księża. Nagle okazało się, że w zaburzenia w łonie rewolucji wchodzi kontrrewolucja.

Jako cywilizacja nie radzimy sobie z paradoksami w czym wyspecjalizowana jest cywilizacja chińska. Być może dlatego wydaje się ona nam w wielu miejscach nielogiczna, pokrętna i nie jasna. Nasze nieszczęście naszą rewolucję organizują marksiści wychowani w cywilizacji zachodniej więc jest dość prawdopodobne, że potkną się o własne nogi i tym jest nadzieja, bo gdyby robili to co chińscy mielibyśmy prawdziwy problem.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie tylko zmarnowaliśmy ostatnie trzydzieści lat, ale także, że zbyt pochopnie dobieramy sobie sojuszników, ale w demokracji nie liczy się rozsądek tylko wypadkowa przesądów.

***

Najlepszego wszystkim w Nowym Roku. Niech nam się wiedzie w zdrowiu i w otoczeniu przyjaciół.

piątek, 29 grudnia 2023

Pimpuś ma nowy tablet

I co z tego, że stary był jeszcze dobry i reagował na dotknięcia nosem? Nie miał przecież powłoki do gryzienia o smaku wołowiny i nie nadawał się do aportowania. Za tymi przełomowymi innowacjami idą przecież świetne aplikacje symulujące uciekającego bażanta albo sygnalizujące chęć wyjścia na dwór. Nowy tablet jest po prostu bajeczny. Odpowiednio ułożony sam rozpoznaje swoje zadania. Potrafi poprzez wibracje symulować drapanie po brzuchu. Nie jest to gadżet tani, ale niezbędny, bo Pimpek byłby bez niego nikim na spacerze. Wąchałby podogonie zapachy innych psów, a tak może zająć się tylko sobą. Oczywiście gdy się stęskni może zadzwonić albo polizać moją fotografie. Może też na spacerze robić swoje fotki, które potem będę udostępniać innym właścicielom psów okolicy. Można je też umieszczać na specjalnym portalu z psią twórczością i zdobywać nagrody. Ponoć pojawili się już właściciele, którzy do twórczości swych podopiecznych podchodzą profesjonalnie i mają wielu fallowersów. Dynamikę przyznawania lajków można rzecz jasna zamienić na punkty rabatowe w Makdogu. Do tego wodoodporności i psia prognoza pogody. Innymi słowy: same przydatne funkcje i kupa frajdy.

W zeszłym miesiącu Klemensowi kupiłem dostęp do platformy streamingowej dla kotów. Od tamtej pory siedzi przed monitorem, na którym widać łąkę. Od czasu do czasu przemknie tam jakaś mysz albo przeleci ptaszek. Synchronizacja jeszcze nie działa prawidłowo ale dostawcy usługi zapewniają, że wersja 2.0 będzie kompatybilna z monitorem i będzie miała pełną sygnalizację zwrotną opartą na AI. Ale już teraz, gdy Klemens się znudzi przełącza sobie na symulator stawu w którym łowi ryby. 

Dla siebie zamówiłem nowego smartwatcha z funkcją predykcji chęci na sernik. To bardzo nowatorska technologia i dostępna dla wybranych. 

Czym byłby współczesny świat bez tych osiągnięć czyniących go lepszym?


(Imiona zwierząt zmienione w związku z przepisami RODO)

czwartek, 28 grudnia 2023

Języczek u wagi

Jak to się stało, że mamy taki rząd i taką koalicję? Kto o tym zdecydował w sensie socjologicznym a nie cybernetycznym? Jest wiele teorii i głosów. Według mnie istotny udział w tym procesie mieli hipoteczni hobbiści.

Któż to taki? To hobbiści jak u Tolkiena uwielbiający swoje norki jednak z tą różnicą, że wzięli na nie kredyt hipoteczny. To ludzie w wieku lat trzydziestu paru, którzy przyjechali do dużych miast robić karierę. Z uwagi na to, że nie mieli dachu nad głową musieli kupić jakąś dziuplę od dewelopera oddając za nią spora część swych przyszłych dochodów. Potrzebują więc trzydziestu lat świętego spokoju, stabilnej pracy i tego aby nikt broń Boże nie przeszkadzał im w gromadzeniu przeróżnych gollumich skarbów w tym najważniejszego jakim jest ich notka. HH chcą świętego spokoju, stabilności jaka by nie była. Wszystko ma być tak jak było, a że było tak jak było przez ostanie trzydzieści lat więc niech będzie tak przez trzydzieści następne. HH są cisi, pokorni, nie podskakują, nie walczą o sprawę, bo to może wpłynąć na utratę ich niewolniczej posady a wtedy żegnaj norko. Poszli więc zagłosować za ową stabilnością, bo ktoś im powiedział, że za tym głosują. Dotychczas tego nie robili bo nie wiedzieli, że wpływa to na ich norkę - jedyne miejsce w którym czują się bezpiecznie. Mamy kochać Niemców i ich UE bo tylko ta miłość gwarantuje stabilność niewolniczej pracy, a więc lęk przed utratą norki staje się mniejszy. 

Rzecz jasna nie wszyscy posiadacze norek i kredytów to HH. Nie mam nic przeciwko hipotecznym Hobbitom natomiast mam wiele przeciwko integracji ich potrzeby z politycznymi wyborami. Bo to tak jak z miłośnikami krewetek: jedni je lubią - drudzy nie. Tym czasem w głosowaniu w konkursie na najlepsze danie z krewetek przeważający głos oddali ci, co są na nie uczuleni.

Nagle jednak nastąpił przełom hipoteczni hobbiści szybko pojęli, że popełnili błąd, bo za chwilę trzeba będzie wiele norek dla Hobbitów uchodźców, którzy nie zamierzają brać kredytów a jednak mieszkać gdzieś muszą. Następne wybory wygra więc ten, kto im wmówi, że ich norki przejmą przymusowo przesiedleni. Chyba że do następnych wyborów tak się stanie... Generalnie nie da się ukryć, że pośpieszne ruchy nowej - starej władzy mogą wybić nie tylko Hobbitów ze stref komfortu. Zasada: po mnie choćby potop nie wróży dobrze stabilności więc poparcie za chwilę stopnieje bezpowrotnie, tylko jakie to ma znaczenie w świetle rewolucyjnych faktów?

piątek, 8 grudnia 2023

Prawda

Jestem jednostką nasłuchowo - obserwacyjną z zasobem pamięci podręcznej gwarantującej funkcjonowanie systemu i zapis wybranych segmentów dźwiękowo - obrazowych. 

Z czasem zasób pamięci się kurczy. Do dyspozycji pozostają tylko nie podlegające defragmentacji strzępki wrażeń. Wypaczają się też same sygnały wizji i fonii na skutek powolnego ale postępującego nieprzerwanie zużycia interfejsów. Funkcje mobilnościowa i analityczna także z czasem stają się częściowo dysfunkcyjne. Naturalna entropia postępuje, jednak zgromadzone strzępki danych w swej masie przekładają się na ogólny obraz otoczenia. Na ile jest on jednak skutkiem kreacji wyimaginowanej rzeczywistości, a na ile odbiciem tej obiektywnej - pozostaje wciąż kwestią otwartą. W każdym razie inne jednostki nasłuchowo - obserwacyjne z którymi zachodzą w interakcje notują podobny obraz otoczenia więc stąd wypływa przekonanie, że otaczający mnie świat istnieje naprawdę. Co więcej, dzięki temu przekonaniu w moich obwodach pojawia się zarys koncepcji samej prawdy. Zgodność i wypadkowa zarejestrowanych danych zewnętrznych z procesami obróbki, przeglądu, archiwizacji i magazynowania tych już posiadanych tworzą prawdę. Jaką więc prawdą będzie się posługiwać dana jednostka analityczno - nasłuchowa zależy od tego jakie obrazy i dźwięki długotrwałe docierają do niej, gdyż te gromadzone na bieżąco muszą być zgodne z tymi zapisanymi. To wszystko. Prawda więc to nic innego jak constans - jednakowość danych bez zakłóceń.

poniedziałek, 20 listopada 2023

Wszystkie inwestycje: te duże i jeszcze większe

Już mistrz Bułhakow nauczał, że "rękopisy nie płoną". Wiedział co pisał, bo gdy po tym jak po jednej z rewizji radziecka bezpieka skonfiskowała jego dziennik, bezskutecznie przez wiele lat domagał się jego zwrotu. Gdy w końcu jego lamenty zostały wysłuchane i odzyskał notatki - spalił je. Po dekadach upadła radziecka wersja komunizmu i kto by się spodziewał, że w przepastnych archiwach NKWD badacze odnaleźli maszynopis pamiętnika. Przed zwrotem dzielni funkcjonariusze polecili równie dzielnym maszynistkom przepisać manuskrypt. I tak na początku lat dziewięćdziesiątych świat poznał zapiski Bułhakowa. Pytanie czy do kategorii niepłonących rękopisów można zaliczyć weksle? Wiele wskazuje na to, że tak. 

Mniej więcej w tym czasie gdy skonfiskowano pamiętnik Bułhakowa, a więc dokładnie sto lat temu w Moskwie odbyła się wystawa rolnicza, na którą przebyła z Palestyny delegacja tamtejszych farmerów. Przewodził jej przodujący farmer David Ben Gurion. Ponieważ rolnicy z Palestyny mieli szerokie koneksje zarówno w świecie finansjery jak w pierwszych szeregach komunistycznych rewolucjonistów szybko ubito interes: kredyt wysokości 900 milionów dolarów na wsparcie rozwoju państwa z dyktaturą robotników i chłopów. Kredyt miał być spłacony w latach 1948 – 1954, a w przypadku jego niespłacenia farmerzy z Palestyny przejmą na własność Krym – zwany od tego czasu Nową Kalifornią, bo przecież gospodarować na nieurodzajnych piaskach pustyni nie sposób. I wszyscy byliby zadowoleni: syjoniści mieliby upragnioną ojczyznę, zaś farmerzy wszystkich krajów o rewolucyjnych poglądach – radziecką republikę farmerską. Międzyczasie się trochę pokićkało, bo kto przewidział coś takiego jak II Wojna Światowa? Ale jak wiadomo – weksle nie płoną i kredyt oddać trzeba. Gdy przyszedł czas spłaty sprytny Chruszczow przekazał Krym Ukrainie, która była podmiotem prawa międzynarodowego jako jedna z radzieckich republik. Tam według Chruszczowa należałoby kierować wszystkie farerskie roszczenia. Wcześniej kwestia zwrotu kasy była wielokrotnie podnoszona przez różnych wpływowych polityków zachodu. Nawet Stalin chcąc pokazać, że traktuje poważnie farmerskie roszczenia wysiedlił z Krymu tamtejszych autochtonów ludności tatarskiej. Dziś pewnie także przewija się w tle i obie strony konfliktu rosyjsko – ukraińskiego pewnie prześcigają się w tym kto dopnie starego kontraktu. 

Po latach względnej stabilność dziś widać, że narodowi farmerów przydałaby się jakaś nowa cicha przystań. Wydaje się, że „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”, które obecnie ma miejsce tylko odroczy to co nieuchronne i oczywiste: na pustyni nic nie urośnie, a wypite studnie głębinowe nie od razu napełnią się wodą. Pora więc poszukać nowego terytorium na rolnicze i społeczne eksperymenty. Ale trzeba postąpić tak, aby zjeść ciastko i mieć ciastko, bo przecież w przestrzeń w Palestynie zainwestowano masę pieniędzy, a nie po to się inwestuje aby stracić. Są inwestycje krótko i długofalowe i na pewno w tych drugich nie chodzi o szczęście ludzkości lecz o jeszcze większe pieniądze.

Być może zamieszanie w strefie gazy jest po to, aby stworzyć przestrzeń do budowy Kanału Ben Gubiona: inwestycji konkurencyjnej do Kanału Sueskiego? Wtedy inwestowanie w państwo farmerów w Palestynie i „ostateczne rozwiązanie” mają jakiś biznesowy sens. Lud farmerski w Nowej Kalifornii eksploatuje ludy tubylcze, zaś jego wojskowa ekspozytura w Palestynie pilnuje nowego kanału i co za tym idzie 20% ruchu statków handlowych na świecie. O tym pochodzących m lat sześcioustnych ubiegłego wieku o pomyśle przypomniano sobie właśnie po ataku Hamasu na kochający pokój lud farmerski. Z pewnością powstał znacznie wcześniej i z krymską inwestycją łączy go nie tylko nazwisko protoplasty państwa w Palestynie. 

I nagle okazuje się, że dalekosiężne inwestycje mają jednak swój sens. A co z innymi tego typu inwestycjami? Ktoś przecież zainwestował w Marksa i jego ideę zrobienia z ludzi stada świń. Po prawie dwóch wiekach inwestycja ta po różnych mniej lub bardziej nieudanych przymiarkach zaczyna po woli przynosić swe biznesowe owoce. A inwestycja w przemysł holocaustu zmuszająca zachód do bicia się w piersi czy w globalne ocieplenie zmuszająca kraje zachodu do poczucia odpowiedzialności za los planety czego wyrazem są opłaty za emisję CO2?

Pozbawieni własnej woli i rozumu „zachodni ludzie radzieccy”, krymsko - ukraiński raj na ziemi i sanatorium dla wojska pilnującego kanału w Palestynie? Do tego globalna fabryka w Chinach opłacana papierkami emitowanymi przez FED… To może się udać, choć może to ostatnie przybrać już wkrótce wersję elektronicznych impulsów z czasem tracących na wartości... Dla zachowania suwerenności nie jest wcale potrzebny hymn czy konstytucja lecz realna sprawczość, wola, której podporządkowują się inni. A najlepszym niepłonącym papierem wartościowym jest długofalowa inwestycja w idę: w wielki niematerialny projekt, który pozwala kierować sumieniami innych, a więc sterować czyjąś sprawczością. Wszystkie wielkie materialne inwestycje są tylko skutkiem inwestycji w idee.

poniedziałek, 13 listopada 2023

Oczywista potrzeba

A być może w tej całej maskaradzie chodzi tylko o jedno: aby potencjalnych antykorporacyjnych buntów niewolników nie tłumiła lokalna policja czy wojsko, bo te łatwo przyłączyły by się do protestujących lecz siły stabilizacyjne przywiezione z innego kraju. Polskie zamieszki na przykład tłumiłby grecki legion, a w tym samym czasie "polskie wirusy" tłumiłyby potencjalne bunty gdzieś w Skandynawii albo na Półwyspie Apenińskim.

Wszystko wskazuje na to, że po fazie duraczenia i demoralizacji przechodzimy nieubłaganie do fazy terroru, a takowa możliwa jest tylko i wyłącznie w sytuacji, gdy powstaną siły ten terror sprawujące ale  niezależne od dotychczasowych więzi tak narodowych, kulturowych czy religijnych. Stąd być może pilna potrzeba ściągnięcia do Europy armii socjalnych janczarów pod pretekstem uchodźców mających rozwiązać problemy demograficzne. Gdy zniknie socjal część z nich dostanie propozycję rozpoczęcia kariery w Europejskich Siłach Stabilizacyjnych, gdzie priorytetem nie będzie wcale znajomość lokalnej kultury. Wręcz przeciwnie. Do tłumienia Powstania Warszawskiego Niemcy skutecznie używali Własowców i Ukraińców, więc teraz bez problemu użyją też Irakijczyków czy Syryjczyków, o mieszkańcach Czarnej Afryki nie wspominając. Nasi także z pełnym oddaniem stawali po stronie postępu wyrzynając buntowników na Haiti czy w Hiszpanii. Było to co prawda dawno, ale sprawdzone mechanizmy są niezmienne.

Oczywiście wcale tak być nie musi, ale poważne państwo tym różni się od innych, że planuje i przygotowuje się na różne ewentualności. Czy ktoś na naszym łez padole zakładał, że UE złamie zasady w oparciu, o które funkcjonuje i jawnie zacznie przekształcać się w twór totalitarny? Jeśli nie, to także scenariusza fazy terroru nikt nie weźmie poważnie. A przecież w sytuacji powszechnego zmniejszenia poziomu życia, automatyzacji wspierającej ludzi z rynku pracy, czy powszechnego zaniku klasy średniej poziom frustracji społecznej wzrośnie niewyobrażalnie. Potrzeba zatem podołania Europejskich Służb Bezpieczeństwa stanie się oczywistą potrzebą.

sobota, 11 listopada 2023

Czary mary i nie ma państwa

I cyk, grono cwaniaków od dawna przygotowywało plan federalizacji Europy i de facto dokonania na jaj ustroju zamachu stanu, a u nas w kraju na prowincji była cisza jak makiem zasiał. A to covid, a to Ukraina, a w cyrku zwanym PE śniły już się sny o potędze. I co zostało z napinania mięśni naszych umiłowanych przywódców? Co zostało z rodzimych snów o potędze? Gdzie państwowe myślenie? Przecież wątek planu rozbiorowego powinien być naczelnym elementem kampanii wyborczej, aby lud tubylczy wydział o co w istocie idzie gra.  

Mam jakieś przeczucie, że nie pójdzie tak łatwo. We wszystkich krajach UE całą klasa polityczna będzie musiała popełnić coś w rodzaju harakiri poprzez samoodebranie sobie uprawnień politycznych, wpływu na sprawy, na obsadę stołków w instytucjach, o zatrudnianiu "szwagrów" nie wspominając. Sytuacja taka jest anormalną. Jedyna analogia jaka mogłaby mi przyjść do głowy to głosowanie szlachty gołoty, która poza uprawnieniami politycznymi nie miała nic innego nad pozbawieniem siebie tych uprawnień. Żeby je odebrać tej warstwie społecznej potrzebny był upadek państwa - legalny, bo uchwalony przez parlament o czym milczą nasze historyczne podręczniki. Tak, to przedstawiciele narodu zagłosowali za utratą najpierw terytoriów, a później państwowości. Ale to były "tłuste koty", a reszta politycznego plebsu, która nie załapała się na frukty i jurgiel musiała obejść się smakiem albo organizować straczeńcze i durne powstania.  

I za chwilę parlamenty państw członkowskich będą musiały dokonać aktu autokanibalizacji. Pytanie, czy w ich gremiach znajdą się wyłącznie ludzie, którzy bezrefleksyjne poprą zabranie sobie politycznych przywilejów, a więc podetną gałąź na której siedzą? Jeśli się znajdą, to znaczy, że w sam plan federalizacji wpisany jest mechanizm upadku UE jako takiej, plan jest przygotowany w pośpiechu i jak w przypadku konstytucji nic z niego nie wyjdzie. Siły odśrodkowe pobudzone bodźcem federalizacji pogrzebią ideę integracji raz na zawsze. Europa tonie. I nie zostanie dobita przez azjatycki rozwój lecz przez amerykańską kumulację zasobów. Centralne planowanie nic tu nie do. Co więcej, doprowadzi do zaniku resztek innowacyjności i konkrecyjności biznesu na półwyspie. Tak więc niemiecki plan poza doraźną koniecznością konsolidacji na potrzeby militarne jest przyśpieszeniem upadku niemieckiego snu o potędze.  

Ale jeśli się nie znajdą wojownicy o niezawisłości państw w federalizacji przejdzie przez parlamenty jak po maśle? To będzie oznaczać, że plan był przygotowywany od dawna, solidnie przedyskutowany, tylko utrzymywany w ścisłej tajemnicy. Wszyscy zostali już wcześniej odpowiednio ogłupieni, przekupieni lub przekonani w innymi sposobami. Jeśli tak, to znaczy, że w przypadku rodzimej sceny politycznej mamy do czynienia wyłącznie z maskaradą, która ma jedynie na celu odciągnięcie uwagi ludów tubylczych od realnych problemów i zagrożeń. Jeśli wszystko pójdzie gładko to znaczy, że jesteśmy rozgrywani na dobrego i złego policjanta, a karawana pomimo ujadania i tak będzie dalej. Akurat ja jestem o tym wariancie dość głęboko przekonany, w czym utrwala mnie zawodowe doświadczenie.  

W każdym razie sprawdzian przyjdzie już nie długo. Pytanie tylko, czy wtedy nie powtórzy się sytuacja opisana w książce Rymkiewicza "Wieszanie", w której lud dał upust swojej frustracji przeciwko elitom, które doprowadziły do upadku państwa polskiego pod koniec XVIII w. Tylko lud dał upust, i co z tego?

Polityczna maskarada ma na celu przypieczętować to co już dawno przedsięwzięto w siedzibach wielkich korporacji i inwestycyjnych banków: sprzedaż ludów tubylczych w niewolę i uczynienie z nich pół zwierząt dających się dowolnie tresować w takt kolejnych przebojów propagandy. I tu będzie przebiegać nowa płaszczyzna walki o niepodległość. Tylko czy ten wymiar niepodległości doczeka swego święta? 

czwartek, 2 listopada 2023

Masz baco placek

Ktoś pytał jak oceniam wyniki wyborów. Gdybym miał spróbować dokonać ich oceny, to według mnie doskonale całą sytuację ilustruje je stary dowcip z PRLu, w którym baca przychodzi do siedzimy PZPR w Zakopanem i oświadcza, że chętnie zapisze się do partii. Towarzysze mocno podekscytowani, pytają co skłoniło go do takiej decyzji. Na to baca zaczyna swą opowieść:
Wracam ci ja z hali do chałupy głodny jak pies i widzę, że moja baba śpi z jakimś chłopem. To ja idę do córki. Mówię od progu: "zobacz córko matka śpi z gachem". Patrzę, a córka też śpi z jakim chłopem. To ja staje w progu chałupy i mówię: "to ja wam teraz ku.wy wstydu narobię".

Rzecz w tym, że spora część z baców dopiero po wyborach zdała sobie sprawę co zrobiła. Przecież wszyscy w miarę rozgarnięci wiedzieli, że PO ciągnie do komunistów, a PiS nie ma koalicyjnej zdolności bo skutecznie likwidował wszelkie zalążki niezależności poza swym obozem. Stara i nowa komuna, której sojusz można spokojnie nazwać "daleko od szosy" natychmiast dogadała się z PO miast całkowicie nowej jakości wróciło stare. I teraz zacznie się cyrk. 

Dlaczego w oczach wyborców PiS tak nagle podupadł wizerunkowo? Za dużo było żon w spółkach skarbu państwa, sióstr na lewych etatach, szwagrów powpychanych gdzie się da i zwykłych przewałek na kasę, tak bezczelnych, że nawet starym komunistom, którzy tworzyli miliardowe mechanizmy przewału grantów było po prostu u wstyd. Nie to, że komuniści wszelkiej maści byli wcześniej w tych zawodach lepsi. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Tylko oni nie szli do wyborów w hasłami odbudowy i naprawy państwa. Według mnie PiS najbardziej stracił na chorobie zwanej C19. Ślepa realizacja głupot płynących zza oceanu doprowadziła do tak wielu nieszczęść, że aż trudno je zliczyć. Najgorsze jednak było to, że PiS z ruchu odbudowy państwa zmienił się w strukturę mafijną, w której frakcje jawnie lub otwarcie zwalczały się na śmierć i życie rywalizując o dostęp do fruktów. Rywalizacja ta pochłonęła je tak bardzo, że zapomnieli o ideałach. Ale wyborcy o tym pamiętali, bo zaważyło to na ich życiu i wybrali jak wybrali nie do końca pojmując, że nowy rządzący będzie tym, który wyrazi zgodę na likwidację państwa. 

Ale to i tak by nic nie zmieniło. Wszystko co miało być przyklepane zostanie przyklepane jak dotychczas. PiS w polityce zewnętrznej szczególnie od przejścia steru władzy przez Morawieckiego różnił się od PO tylko tym, że groźnie ruszał palcem w bucie, zaś PO próbował sobie i innym wytłumaczyć, że afirmacja aprobaty dla decyzji zmniejszających nasza suwerenność jest cool i trendi. Tylko, że nic nie jest cool i trendi.

Zasadniczy problem polega na tym, że nie mamy wpływu na własny los o czym większość uczestników demokratycznej zabawy po prostu nie wie. Za chwilę UE przeprowadzi desperacką i bezczelną próbę likwidacji państw narodowych i wiadomo jak to się skończy. Tylko zaczęło się to już w momencie podpisania Traktatu Lizbońskiego o czym pisałem na tym blogu dawno temu, więc wiadomo było co się gotuje. I teraz bezczelna próba federalizacji UE nie byłaby możliwa bez wiedzy i zgody amerykańskich służb specjalnych. Ameryka po prostu potrzebuje europejskiej armii z milionem żołnierzy na konflikt z Chinami, a to w tempie ekspresowym są tylko w stanie przeprowadzić Niemcy, więc dano im wolną rękę. No i hulaj dusza. W Niemczech występują dwa polityczne nurty. Odwieczna silna pokusa sojuszu z Rosją dla budowy układu euroazjatyckiego to pierwszy z nich. Drugi to amerykański protektorat wymuszający określone zachowana i ślepe wykonywanie poleceń. Do niedawna Niemcy miotali się między tymi dwoma nurtami paląc nieco głupa i na tym paleniu zarabiając pieniądze. Z jednej strony polityka przyjaźni z Rosją gwarantowała im tanie surowce, z drugiej strony bezpłatna obecność US Army gwarantowała bezpieczeństwo. Niskie koszty pozwalały na rozwój gospodarki, produkcję wciąż tego samego topornego chłamu i powolne podbijanie terytoriów zależnych między innymi przez tzw. fundusze europejskie.

Teraz nasz sojusznik zza oceanu postanowili trochę namieszać , bo w obecnej sytuacji straszak na Niemcy w postaci przyzwolenia na międzymorze jest niepotrzebny.

Nie wiadomo tylko, czy skomunizowana Europa jest świadoma tego, że właśnie na starcie przegrała wyścig, w którym bierze udział. Po wysłaniu „europejskich sił stabilizacyjnych” na front i ponownym spustoszeniu Europy projekt wspólnego rynku od Lizbony po Władywostok i tak będzie bez sensu i ten "półwysep na północy" jak Europę nazywał Mao stanie się w istocie tylko zapyziałym kalifatem. Dlaczego? Bo Chińczycy myślą na swój sposób pragmatycznie. Kto będzie chciał kupić ich chłam na spustoszonym i pozbawionym czegokolwiek półwyspie? 

No i masz baco placek. Czy jakikolwiek wybór w tej sytuacji coś zmienia? Czy mięso armatnie pójdzie bronić ojczyzny czy europejskich idei nie ma znaczenia. Pójdą nasi chłopcy ginąć z flagami korporacji na sztandarach jeśli będzie taka mądrość etapu i propagandowy przekaz dnia. Dla ich bielejących na polach kości nie będzie miało to najmniejszego znaczenia.

P.S.
W sytuacji gdy wszyscy - za wyjątkiem komunistów - powinni myśleć o utworzeniu rządu ocalenia narodowego nowopowstała koalicja próbuje uklepać jakiś program, bo do tej pory jedynym ich celem było odsunięcie PiSu od władzy. Miejsce nieudolności zastąpi chaos. No chyba, że w sejmowej zbieraninie znajdą się ludzie, którzy mają jeszcze trochę oleju w głowie i potrafią oprzeć się podszeptom agentury.

poniedziałek, 25 września 2023

Spiralizm

Jak nazwać zjawisko, w której wszystko systematycznie zjeżdża w dół, ale nie po równi pochyłej lub wprost spada lecz krąży tworząc niewidoczną przypominającą gwint spiralę? Dzięki temu na pierwszy rzut oka nie widać upadku lecz wydawałoby się krążenie przypominające obroty planet wokół gwiazdy czyli coś trwałego, wieczystego i jednostajnego. 

Wydaje się, że sytuacja taka ma miejsce w wielu obszarach, gdzie pozorne trwanie zastępowane jest w istocie powolnym upadkiem. Wtedy instytucje i twory materialne podlegają systematycznej erozji. Proces ten nazwałem spiralizmem. Czy otaczanie się przez polityków ludźmi głupszymi od siebie w nadziei, że nie zagrożą w przyszłości jego pozycji, a ci podświadomie dobierają wokół siebie jeszcze większych kretynów nie jest w istocie tym zjawiskiem? Czy mało bystry utytułowany naukowiec dobierający sobie za asystentów ludzi małych, niezdolnych i nie ambitnych nie jest wyznawcą spiralizmu? Przecież nim uzyskał swój naukowy tytuł był także podobnym swym asystentom. Gdzie podziali się ludzie dumni z tego, że ich uczniowie przewyższają ich i dzięki tej obserwacji czują się spełnieni. Stare hasło: mierny, bierny ale wierny było niczym innym jak ilustracją spiral tworzących się w strukturach jedynie słusznej partii w czasach PRL. Gdy poparzymy na wszelkiego rodzaju instytucje, a nawet przedsiębiorstwa tworzące złożone struktury, to zdamy sobie sprawę, że spiralizm i jego skutki może stanowić jeden z głównych polskich problemów rozwojowych, a także nie wyplenione w żadnym aspekcie dziedzictwo komunizmu. Byłoby proste gdyby to zjawisko specyficznej destrukcji dotyczyło wyłącznie instytucji. Poszukiwanie coraz to tańszych zamienników w miejsce bardziej skomplikowanych konstrukcji kończy się wytwarzaniem nietrwałych produktów, które pomimo niskiej ceny należy zastąpić kolejnymi bublami. Dążenie do redukcji kosztów, wzrostów sprzedaży i cała krótkowzroczna polityka rynkowego auto kanibalizmu korporacji to też przejaw tej samej cywilizacyjnej choroby. Ludzie przestając mieć w sercach dobro, piękno i sprawiedliwość przestali tworzyć dobre jakościowo, piękne i sprzedawane za sprawiedliwą cenę (stosowną do nakładów pracy) przedmioty. Wyparli się więc dawnych wartości zastępując je współczesną miarą wszystkiego – pieniądzem. A co jeśli ten pieniądz jest fałszywy i tylko z pozoru stanowi nośnik wartości. Ludzie wtedy rządni dóbr zadłużają się lub stają się jeszcze bardziej bezwzględni w spiralnym wyścigu szczurów. 

Jak odwrócić te trendy? Jak zmienić kierunki spiral? Jak sprawić, by znów piękno, dobro i prawda stały się filarami naszego życia? Nie wiem. Patrzę tylko z przerażeniem jak świat pogrąża się w coraz większym chaosie, a pozorne innowacje wdrażane w dobrych intencjach stają się zalążkiem kolejnych systemowych problemów całego świata. Być może powinniśmy sięgnąć dna aby się odrodzić? Warto jednak nie zapomnieć czym jest prawda, piękno i dobro.

środa, 2 sierpnia 2023

Ogród i twierdza

Domena tego bloga została zainspirowana pewnym wierszem pewnego niesamowitego poety. Postanowiłem za jego wzorem w sowiej głowie uprawiać ogrody. Ogrody te to mój bastion, moja twierdza, do której nie wpuszczam prawie nikogo. Kiedyś zapisywałem uprawianie tam myśli i ich owoce ale w pewnym momencie gdzieś podświadomie uznałem, że jest mi to do niczego nie potrzebne. Myśli i idee rodzą się i giną. Ostatni fragment mojej fortecy to jej nieprzenikalność. Aby zaznać ukojenia trzeba porzucić wszelkie ziemskie przyzwyczajenia i nawyki. Unieść się wraz ze swym ogrodem ponad ziemski świat przyzwyczajeń i pokus. Wejść w swojego rodzaju ascezę. Dzięki tej glebie roślinność na grządkach mej wyobraźni i intuicji być może wystrzeli jeszcze bardziej. Kto wie? Czas jest nieubłaganym żniwiarzem, który wiąże nasze życia w snopy – to myśl pewnego pilota, który wyhodował w swej głowie księcia zakochanego w róży – nie moja. Nie zmienia to faktu, że każda chwila przybliża nas to pełni. 
"Bóg sprawia, że rodzisz się, rośniesz, że wypełniają cię kolejno pragnienia, żale, radości, cierpienia, wściekłość i przebaczenie - a potem bierze cię do siebie z powrotem. Nie jesteś jednakże ani uczniem, ani małżonkiem, ani dzieckiem, ani starcem. Jesteś tym, który szuka swojej pełni. A jeżeli będziesz umiał zobaczyć, że jesteś gałązką kołysaną wiatrem, ale mocno wszczepioną w drzewo oliwne, poruszany powiewem zakosztujesz wieczności. I wszystko dookoła ciebie stanie się wieczne. Wieczne będzie śpiewające źródło, co poiło twoich przodków, wieczny blask oczu, kiedy się będziesz uśmiechał do ukochanej, i wieczny chłód, i rześkość nocy. Czas nie jest wtedy klepsydrą przesypującą piasek, ale żniwiarzem, co wiąże snopy.” 
Antoine de Saint-Exupéry, Twierdza 
przekład Aleksandra Olędzka - Frybesowa,

wtorek, 1 sierpnia 2023

O tym co najważniejsze

Odeszła Sinéad O'Connor. Artystka - niespokojny duch zagubiony w meandrach swojej duszy. Pamiętam jako dzieciak zakochałem się w jej drapieżności wyrażonej na pierwszej płycie. Potem bywało różnie, tak jak różne były jej duchowe fascynacje. Fantastyczne śpiewała o swoim synku, gdy się urodził i wypełnił jej poszarpaną duszę szczęściem. Gdy to szczęście odeszło zaczęła gasnąć i ona. Dla mnie szczytem jej artystycznych możliwości nie są wyświechtane przeboje z lat 90-tych, ale płyta „How About I Be Me (And You Be You)?”, którą nagrała w 2011 roku i którą przechowuję niczym relikwię. Obok wielu kapitalnie wykonanych i zaaranżowanych utworów znajduje się tam najcudowniejsza piosenka o miłości jaką słyszałem. Obłożnie chora kobieta przeklina i obraża swojego mężczyznę próbując zmusić do tego aby ją zostawił i ułożył sobie życie. Utwór zwie się „Queen of Denmark” autorstwa Johna Granta wydanym 2 lata wcześniej na płycie pod tym samym tytułem. Kawałek stał się przebojem, ale nie wszystko musi być przebojowe.

Przychodzimy na ten świat na chwilę i chyba tylko po to aby kochać. Gdy miłość ginie giniemy i my. Gdy trwa – jest silniejsza od śmierci.

wtorek, 11 lipca 2023

Jak ten czas leci

Jedenastego lipca 2008 roku czyli dokładnie 15 lat temu opublikowałem na tym blogu pierwszy post. Była to historia opisująca jak to mój wówczas niespełna czteroletni syn Wojtek wyrwał kanarkowi ogon i szedł w zaparte, że to nie on. Dziś Wojtek właśnie zdał maturę, idzie na studia i wyciska setkę na klatę. W każdym razie te 15 lat minęło nie wiadomo kiedy. 

Gdy powiedziałem mu o tym co było 15 lat temu stwierdził, że pora wyznać prawdę i że to on jednak wyrwał ogon kanarkowi... Lepiej późno niż wcale.

Co będzie za kolejne 15 lat? Może te strzępki moich myśli to jedyne co po mnie pozostanie? No chyba nie. Mam jeszcze poza Wojtkiem jeszcze jego starszego brata i córeczkę, która pomimo zaledwie dziesięciu lat na tym świecie wydaje się z całej trójki najbardziej dojrzała. Oby następne 15 lat przyniosło mi tyle samo powodów do refleksji nad światem co te właśnie minione. Co ciekawe, jest to też dokładnie 1400 wpis na tym blogu. Mam nadzieję, że jeszcze poprawię znacząco ten wynik. 

niedziela, 25 czerwca 2023

Oni wiedzą jak to się robi

Jak afera FOZZ jest nazywana matką wszystkich afer, tak samo Operacja Trust to matka wszystkich operacji dezinformacyjnych. Dezinformacja podniesiona do rangi sztuki. Więcej na jej temat można poczytać w sieci i w wielu publikacjach ale tylko dla przypomnienia i krótko opowiem histerię jeszcze raz przepraszając jednocześnie za skróty i uogólnienia. Chwiejący się na krawędzi przepaści Związek Radziecki w latach dwudziestych XX w. musiał zrobić wszystko aby odwlec lub wręcz odwieść kraje zachodu przed ewentualną interwencją militarną. Wymyśli oni więc piętrową, diabelska manipulację w którą uwierzyli wszyscy łącznie ze strukturami wywiadu krajów zachodnich. „Nie do niczego nie doszło” - powtarza sobie nagi facet budzący się po sutej alkoholowej libacji w łóżku ze swoim nagim kumpem. Wywiady zachodu (w tym nasz) uwierzyły w ściemę do tego stopnia, że jak okazało się jak bardzo zostali nabrani, woleli o tym czym prędzej zapomnieć. Na czym polegała ta mistrzowska gra? Wysyłano na zachód emisariuszy - agentów bezpieki, z których cześć nawet pewnie nie wiedziała, że nimi są. Owi emisariusze przekonywali wszystkich dookoła, a szczególnie rosyjskich emigrantów i elity danego kraju, że w Rosji jest taka lipa, że za chwilę ten kraj rozpadnie się sam. Co więcej, w całym kraju prawie jawnie działają organizacje powstańcze i wyzwoleńcze, które wymagają wsparcia i przywództwa. I tak drenowano kasę z biednych emigrantów i nawet część dała się namówić na wycieczki do ojczyzny. Kilku w nim zostało, bo uwierzyli, że trzeba tam jechać i objąć dowództwo nad krajem, w którym za chwilę wybuchnie antybolszewickie powstanie. Wszyscy to łyknęli, żadnej interwencji militarnej nie było, a niemal wszystkie organizacje emigracyjne zostały do szpiku zinwigilowane przez radziecki wywiad stając się wręcz jego organami. Czy to nie diabelsko wspaniałe? Numer ten powtarzano wielokrotnie także w Polsce i aż dziw bierze, że jeszcze się, wielu na niego nabiera. 

Oto przywódca armii najemników się buntuje i wali na Moskwę. Ktoś tam strzela, coś tam huczy. Chłop zdobywa duże miasta bez wystrzału. Moskwa szykuje się do obrony, no i wtedy chłopina się uspokoja i wszyscy tańczą wesołego oberka. 

Po pierwsze udało się przekonać wszystkich dookoła, że Rosja to taka kupa łajna, że nie opłaca się jej atakować. Być może opłaca się wspierać opozycję, ale marsz na Moskwę miał przede wszystkim zbadać lojalność administracji i lokalnych elity wobec Kremla. Gdyby część z nich wyłamała się i poparła buntowników, to po „przedstawieniu” zmieniono by ich na „lepszy model”. Rzecz w tym, że gdyby przyszła realna interwencja to zlikwidowano niepewne chwiejne elementy. Tak więc same korzyści. 

Czy nikt nie zauważył, że najemnik bierze kasę i robi co mu się rozkazuje? Ktoś rozkazał iść na Moskwę - poszli. Tak więc Putin obawiający się wewnętrznego tąpnięcia najprawdopodobniej właśnie umocnił swoją władzę, a chłopaki wzięli kasę, pojadą na Białoruś, a stamtąd do afrykańskich kurortów. Zachód i nasi „mężykowie stanu” właśnie albo cieszą się jak przysłowiowy „głupi jajcami”. Jeśli ktoś zdał sobie sprawę z tego co zaszło to pewnie siedzi cicho i woli o wszystkim zapomnieć niczym goły gość na kacu sprawdzający stan swych miejsc intymnych.

Pytanie kiedy nauczymy się rozumieć Rosję? Kiedy nauczymy się rozumieć Azję? Gdy w latach osiemdziesiątych stało się jasne że komunizm upadnie KGB wpadło na pomysł, że to oni go obalą. Gdy w Polsce trzeba było zrobić Okrągły Stół i dogadać bezpiekę i agenturą to nagle wystrzeliła fala strajków chociaż nikt nie chciał strajkować i nagle okazało się, że skaczący przez płot wąsacz zakłada od początku Solidarność olewając stare struktury czego też specjalnie nikt nie zauważył. 

Operacja Trust 3.0 udała się w pełni. Prawdopodobieństwo przewrotu zostało pałacowego zminimalizowane do niemal zera, bo niby kto ma go teraz przeprowadzić skoro właśnie rozpoczynają się czystki „chwiejnych elementów”, a zachód jest przekonany, że w Rosji za chwilę dokona się implozja więc nie ma co sobie nią zawracać głowy. Po co w końcu wysyłać kasę i broń Ukrainie, jak widać gołym okiem, że przerażony Putni odlicza dni i godziny w sowim bunkrze do nieuchronnego upadku? Tylko żadnej implozji nie będzie, a jeśli tak, to będzie tylko zmiana Putina na „lepszy model”, bo Maskowia wie jak to się robi.


Edit 1.07.2023:
Po kilku dniach od publikacji powyższego wiadomo nieco więcej. USA zatwierdziło dostawy rakiet dla Ukrainy. Jeśli ta - opisana wyżej - namiastka operacji Trust była nią w istocie, to znaczy, że się nie powiodła. Z drugiej strony, jeśli sięga się po takie metody to znaczy, że wszystkie inne drogi wpływu są zamknięte, a to oznacza, że rosyjska agentura wpływu na amerykański deep state zostatała zmarginalizowana jeśli nie zlikwidowana całkowicie. Rzecz w tym, że dalej nie wiadomo co począć. Po mistyfikacji Prigożyna rewolta w Rosji jest mało prawdopodobna, podobnie jak zwycięstwo Ukrainy. Czeka nas więc długa wojna na wyniszczenie, która przy dobrze prowadzonej przez Polaków polityce może być na naszą korzyć. Ale to zupełnie inny temat.

poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Moja mała prywatna Wielkanoc

Po przeszło 23 latach pracy w układach w „systemach” administracyjno – korporacyjnych udało mi się z nich wyrwać. Ciekawe na jak długo? Mam jednak nadzieję, że na zawsze. Teraz mam zamiar poświęcić się temu co kocham, tym którym kocham i … być szczęśliwym. 

Ostatnie miejsce były dla mnie szczególnie trudne, gdy miotałem się między poczuciem obowiązku, a pogardą do otaczającego mnie „układu”, który niczym burza gradowa coraz bardziej rozwijał się nad moją głową, a ja nie mogłem nic poradzić. Teraz gdy „wrzód pękł” jestem wolnym człowiekiem. Dlatego ostatnimi dniami poczułem ogromną wdzięczność dla wszelkiej maści utopistów i popaprańców, którzy doprowadzili do tego stanu rzeczy. Jak w przypadku Chrystusa bez łotrów, zdrajców i rzymskiego prokuratora nie dokonałoby się to, co stało się fundamentem czegoś wielkiego. Żeby była jasność, nie śmiem nawet porównywać się ze Zbawicielem, ale czasami Pan Bóg wskazuje ci drogę, tę jedyną, jasną, którą musisz kroczyć. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem, że ta droga którą obrałem jest tą właściwą. Jeszcze nigdy nie miałem tak silnego przeświadczenia, że stoję po stronie dobra i że nie mogą pozwolić siłom zła zbliżyć się nawet o centymetr do fosy otaczającej moje ogrody. Te kwitnące w mojej głowie są bowiem nie do zdobycia. Dzięki mistrzu Herbercie.

Wszystkich, którzy mają jeszcze ochotę tu zaglądać składam serdeczne życzenia przeżycia chrystusowego odrodzenia i zyskania świadomości, że za zmianą otwierają się nowe szanse. Bo nawet za pozorem śmierci kryje się zbawienie.

Bądźcie zdrowi i nie ustawiajcie w poszukiwaniu swojej pełni. 

wtorek, 7 lutego 2023

Triumf Machiavella

Montaigne w Próbach opisuje jak oblegający pewne miasto władca w swej łaskawości pozwala opuścić je kobietom i dzieciom pozostawiając w grodzie tylko broniących go mężczyzn. Co więcej, pozwala także owym kobietom wynieść na swych barkach tyle wszelkiego dobytku ile dadzą rady. Jakież było zdziwienie i wzruszenie monarchy, gdy ujrzał wychodzące z miasta kobiety dźwigające na plecach swych mężów. Księżna wyniosła księcia, a karczmarka karczmarza. Wzruszony król zapłakał szczerze i wybaczył swym wrogom wszystkie winy.

Gdzie dziś są tacy królowie? Nie ma ich. Wyparli ich zwykli łajdacy. Ale w istocie nie chodzi nawet o samo łajdactwo lecz o wiarę w siłę obietnicy. Przecież mieszkańcy grodu uwierzyli królowi, że dotrzyma danego słowa. Gdzież jest ta wiara? Umarła wraz z narodzinami powszechnego przekonana, że fortel oszustwo czy łamanie praw jest zwykłą podobną do innych metodą osiągania celów. Triumf machiawelicznego świata oznacza w istocie klęskę wszystkiego.

Ale jak to się dzieje, że ład społeczno - polityczny z jakim mamy do czynienia promuje psychopatów i tych którzy z założenia przyzwyczajeni są do chodzenia na skróty? Demokratyczni mężykowie stanu, ludzie śliscy i oślizgli, mali gracze wspinający się po drabinach intryg korumpując, szantażując lub zwyczajnie strasząc. Dysponują przy tym całą masą oddanych miernot i innych psychopatów, którzy wiedzą, że swój los zawdzięczają tylko powodzeniu swego pana, więc są mu wierni, ale do czasu jego potknięcia. Gdy ono wystąpi pierwsi rzucają się swym panom do gardeł, a ci nieufni w owo zaplecze robią w nim czystki pozbywając się potencjalnych zagrożeń dla swego przywództwa. Potem z tych kawałków bylejakości konstruowana jest nowa piramida zależności dla kolejnego uzurpatora. A gdzie są ludzie prawi? Stoją na uboczu z etykietką frajera. Ale to oni w istocie niczym kobiety w opowieści Montaigne dźwigają na swych barkach cały konstrukt tego diabolicznego świata. A wszystko pod pozorem demokracji, w której szary frajer przekonywany jest, że ma wybór, że to on decyduje. Tymczasem dobrze, że nie ogląda zaplecza tej menażerii podobnie jak nie ogląda zaplecza masarni.

Jakie jest panaceum na tą zarazę, która w połączeniu z powszechnym droczeniem pęta współczesność? Według mnie prostota praw, prostota życia, lokalne społeczności, prosty dialog, jak najmniej procedur i wyłączone telewizory. A przede wszystkim odejście od świata roszczeniowego i likwidacja możliwości zadłużania się przez rozbudowane hordy władczyków na różnych szczeblach. Jednak kto ma to wprowadzić? Mężykowie stanu i ich zaplecza? Inni twierdzą, że to walka z wiatrakami i że „musi się wypełnić”. Tylko co potem? Prawdziwa niewola? Może i tak, ale jako fundament do prawdziwego odrodzenia.