I o owe „podległe terytoria”, a nie o nic nie znaczący „półwysep na północy” jak Europę miał nazywać Mao toczy się gra. Odcięty od kolonialnych korzeni i amerykańskiej protekcji uschnie grzęznąc w lokalnych konfliktach i tyle.
Co poszło nie tak? Niemców i ich sojuszników zgubiła pycha zwycięzcy. Przenieśli produkcję do Chin szczególnie w sektorze maszyn i urządzeń dla przemysłu, który to sektor pozostawała ich „rodowymi klejnotami” od XIX wieku. Odpuścili innowacyjność, której brak przełożył się w konsekwencji na konkurencyjną zapaść. Ulegli podnoszącej radykalnie koszty eko-indoktrynacji i ideologizacji – czyli polegli do własnej broni.
A na tym jeszcze nie koniec. Widać wyraźnie, że następny etap upadku będzie polegał na detonacji wielu wewnętrznych konfliktów, które przeszły już z fazy inkubacji do fazy dojrzałości. Na własną prośbę stara Europa zafundowała sobie konflikt religijno – rasowy, który dojdzie do głosu w kolejnych pokoleniach i w sytuacji radykalnego obniżenia poziomu życia. Wydaje się, że w tej kwestii zrobiono rękami postsowieckiej agentury absolutnie wszystko. Do tego wszystkiego dojedzie konflikt ekonomiczny wywołałby ekopolityką i kryzysem energetycznym na własną prośbę. Ceny energii nie tylko wywołają frustrację w nieogrzanych domach ale doprowadzą do upadłości całą masę małych i średnich firm. Trzecia zasadnicza (po kulturowej i energetycznej), ale mało omawiana kwestia to nakładająca się na powyższe procesy globalna cyfryzacja i automatyzacja, które nie tylko zmienią kraje w policyjne softotalitaryzmy, ale przede wszystkim doprowadzą do radyklanego zaniku miejsc pracy. I co najciekawsze w tej kwestii, podobnie jak w dwóch pozostałych w wyniku sprytnie i profesjonalne przeprowadzonej inżynierii społecznej jesteśmy całkowicie bezbronni. Jednak o ile energetyczne i etniczno – religijnie konflikty będziemy w stanie, szczególnie w czasach chaosu, jakoś ominąć przyjmując strategię na przetrwanie, to ta ostania kwestia może być dla zabójcza. Lektura oficjalnych polityk krajowych, europejskich i globalnych skłania do refleksji, że żyjemy nie tylko w kraju ale i w świecie ludzi uśmiechniętych. Po prostu na cyfrowe turniami nie przygotowuje się racjonalnych dalekofalowych polityk. Pewnego dnia po prostu w bezbronnych i zahipnotyzowanych ekranami społeczeństwach pojawią się instytucie zombie i absolutny zanik podmiotowości. Wszyscy w wyniku pojawiania się gwarantowanego dochodu podstawowego wprowadzonego przy powszechnym poklasku jako panaceum na problemy masowego zaniku pracy staniemy się funkcjonariuszami systemu, a więc jego obrońcami, wyzbywając się swej wolności. Polityczne gierki ponad naszymi głowami wydają się być w tym kontekście tylko zasłoną dymną autentycznych problemów.
Co więc wypada nam czynić, poza zachowaniem „bezsilnej jasności umysłu”, jak mawiał Nicolás Gómez Dávila?
Przeczekać i przetrwać. Z homogenicznego chaosu, który ma być „nowym otwarciem” nowego porządku wynurzą się jako względne całości tylko te społeczeństwa, które zachowają cywilizacyjną strukturę i nie dadzą się mentalnie zniewolić. Jako naród - wydaje się, że jesteśmy w tej kwestii wyćwiczeni jak mało kto. Ostatnie trzysta lat otwartej i skrytej walki z systemem zrobiły swoje. Dlatego jesteśmy niebezpieczni. Nie jest bowiem ważne jak powstrzymać chaos, bo tego nie jesteśmy w stanie zrobić. Ważne jest to, jak złagodzić jego skutki i jak wyłonić się z niego jako realny podmiot w świecie działającym już na innych zasadach. Podmiotem będziemy tylko wtedy, gdy owych nowych zasad nie damy sobie narzucić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj