wtorek, 17 lutego 2009

Lekcja historii najnowszej czyli konflikt pokoleń

- Chodzicie dzieci opowiem wam bajkę. – mówi Dziadek do garstki maluchów. Był wyraźnie zakłopotany tym pomyłem. Córki kazały mu zająć dzieci przez może godzinę do czasu aż nie wrócą. Wyraźnie czuł się wrobiony. Gdy te zasiadły w kółeczku ten zaczął snuć swoją opowieść:
- Dawno, dawno temu w pewnym kraju, rządziła jedynie słuszna junta, realizująca jedynie słuszny program. Ludzie tyrali tam niemiłosiernie. A za swoją pracę dostawali kupę pieniędzy. Problem był jeden za te pieniądze nie można było nic kupić. Aby dostać coś w sklepie trzeba było stać w długich kolejkach, albo mieć układy.
- Kolejką się jedzie a nie się w niej stoi – zauważył poniekąd słyszenie Piotruś
- Kolejka jest też wtedy jak ludzie ustawią się jeden za drugim – odpowiedział Dziadek
- Dziadku, a co to układ? Czy to smok? Bo widziałam w TV jednego małego rycerza co chciał walczyć w układem. – rzekła Hania
- To był Wołodyjowski głupia! - wtrącił się Tomek
- Dziadku, on powiedział, że jestem głupia! Poza tym Wołodyjowski nie miał brata tylko Azję. A ten rycerz ma braciszka! Dziadku! – ciągnęła Hania ze łzami w oczach.
- Azję to miał Czyngis-Chan! – wtrącił Tomek
- Cicho dzieci! – krzyknął Dziadek. - Tomku przeproś Hanię. Mam opowiadać czy nie?
- Tak! – powiedziała chórem gromadka.
- No więc na czym to ja stanąłem?...
- Na smoku – przypomniała Hania.
- Nie! Nie na smoku, na układach scalonych! – odezwał się po raz pierwszy mały Wojtuś.
- No tak trzeba było mieć układy. To znaczy trzeba było kogoś znać. Na przykład: kierownika sklepu, albo jego teściową, albo znać kogoś kto ją zna i mieć coś co ona by chciała mieć albo kupić. Wtedy można było coś załatwić spod lady...
- A co to znaczy "spod lady"? -Zapytał Tomek wyraźnie już znudzony surrealizmem bajki.
- To znaczy że można było kupić tak, żeby inni nie widzieli, że to coś jest. – powiedział Dziadek, ale wyraźnie niezadowolony ze swojej odpowiedzi.
- To znaczy kupić czarodziejsko! Ojej, a jak można kupić coś niewidzialnego? To ten pan w sklepie musiał być czarodziejem. – Powiedziała Hania wciągając się w fabułę.
- No w pewnym sensie tak – przyznał z uznaniem dla bystrości dziecięcego umysłu Dziadek.
- Jak się nie udało kupić tego co się chce bo wcześniej zniknęło ze sklepu, to można było kupić to co jest a potem zamienić na to co by się chciało mieć.
- Czyli wystawić na Allegro! To dobre, teraz też tak jest. Tylko jak to co się chciało znikało ze sklepu? Powiedz Dziadku, czy to czary?
- Nie, tam żadne czary! Mojemu staremu zniknęły z konta pieniądze, bo ktoś mu kartę zajebał! - Wtrącił teatralnym szeptem mały Wojtek.
- Nie ładnie tak mówić! – Pozwiedzał dziadek nie mogąc powstrzymać śmiechu. – No ale dobrze. Co to było dalej? A już wiem! No więc wtedy, jak byłem młody to wystałem kolorowy telewizor...
- Dziadku to ty też byłeś w tej bajce? Jak to "wystałeś"? – Wtrąciła Hania
- A co to jest kolorowy telewizor? – Spytał Tomek
- To taka wypasiona plazma z kolorową obudową. Widziałem "u Idiotów". – Powiedział to tej pory milczący Maciek – A to prawda, że kiedyś był tylko jeden program w telewizji? Ja to bym nie mógł, chyba, że miałeś dużo filmów na kompie…
Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli. Trzeba było szybko coś wymyśleć.
- To był taki Rabin. – paplał już bez sensu i wiedział o tym - Komputerów wtedy nie było wcale. No, ale mniejsza z tym. Jak jest kryzys to wszystko działa nie tak jak trzeba nawet w telewizji prowadzący mieli mundury. Ludzie dostawiali pieniądze nie mogli za nie nic kupić… Pieniądze nie miały wartości, ale można było wyprodukować sobie trochę waluty. - Uśmiechnął się marzycielsko - Mój tata miał aparaturę, i czasami jak był dobry dzień to i liter nakapało. A wtedy to można było iść i coś załatwić. Gorzej jak złapali, bo tylko junta mogła walutę produkować, ale była okropna w smaku i nikt za nią nic nie chciał sprzedać. Ale mój tatuś to umiał zrobić pieniądz pierwsza klasa! Najgorzej to było z cukrem bo był za bony… Co ja wam opowiadam!?
- Teraz też jest kryzys! To nie żadna bajka! – powiedział Maciek
- No dobra dzieciaki – warknął poirytowany dziadek – jak nie chcecie słuchać to nie!
- Chcemy! – odpowiedziały dzieci dyplomatycznie, ale znudzone zaczęły się rozglądać za innym zajęciem.
- No dobra. Dawno, dawno temu za górami, za lasami mieszkała dziewczynka i wszyscy wołali na nią Czerwony Kapturek bo miała taki czerwony moherowy berecik...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj