środa, 25 lutego 2009

Mętny wywód o kryzysie czyli źródło i co dalej?

Widoczny jest brak jasnej strategii walki z kryzysem gospodarczym w Unii jak i w Polsce. Nasi politycy najwyraźniej czekają "na wytyczne" z góry. One nie nadchodzą. Ten kryzys nazywano kryzysem zaufania – bo baki nie chcą dawać kredytów, kryzysem globalnym – więc jak przed tsunami nie ma przed nim ratunku, kryzysem koniunkturalnym itp.

Jedno jest pewnie. Takie kryzysu jeszcze nie było więc porównywanie go do czegokolwiek jest słabe. Dla mnie ten kryzys powinien nosić miano kryzysu filozoficznego. Dlaczego?

A no po kolei. Na początek – co to jest wartość?
Georg Simmel napisał kiedyś, że wartość czegokolwiek zależy tylko od dwóch czynników: ilości tego czegoś i zapotrzebowania na to coś. Np. piasku jest wszędzie pod dostatkiem występuje na niego stosunkowo niewielkie zapotrzebowanie biorąc pod uwagę ilość więc cena jego nie jest wygórowana. Ale gdy w okolicy zacznie powstawać nowa dużo budowa – ceny skoczą – bo wzrosło zapotrzebowanie. Gdy ten fakt zbiegnie się z koniecznością zamknięcia kilku działających w okolicy kopań piasku cena może być nawet znacząca.
Podobnie jest z diamentem i grafitem – choć są de facto tym samym pierwiastkiem osiągają skrajnie różnie ceny.

A co jest wyrazicielem wartości? Pieniądz. To on usprawnił już w starożytności wymianą towarową. Kończąc z handlem wymiennym. Stał się uniwersalną miara i standardem w jakim dokonujemy zakupów i osiągamy dochód. Przyzwyczailiśmy się do tego tak bardzo, że wato jest o tym przypomnieć.
To nie rząd amerykański jest wydawcą dolara amerykańskiego lecz FED, który jest instytucją prywatną. Pierwotnie dolar miał pokrycie w złocie i był jedynie potwierdzeniem wpłacenia do określonego banku określonej ilości złota. Po jakimś czasie zastąpił je całkowicie, aż w latach 30-stych ubiegłego wieku postanowiono zerwać związki dolara ze złotem. I tu są źródła naszego kryzysu! Gdy dodamy do tego możliwości udzielania kredytów znacznie przewyższających wartość bankowych depozytów i informatyzację procedur bankowych (lata 80-te , 90-te) mamy już pełen obraz: Pieniądz stał się czym oderwanym od rzeczywistości, nie istniejącym realnie (tylko jako impulsy elektroniczne) i nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością – a jednocześnie będą nadal uniwersalnym standardem wyznaczającym wartość. I nagle krach. Bo jak nikt nie kontroluje – (FED jest prywatny), a pieniędzy możemy sobie na wpuszczać do systemu ile chcemy. To hulaj dusza! Dawajmy a masę kredyty kto chce i ile chce. I nagle domino zaczęło się wywracać. Ale to już znamy z Medów.

Dlaczego kryzys filozoficzny?
Bo nagle okazało się, że pieniędzy nie ma, nie istnieją i generalnie nie odzwierciedlają żadnej wartości. Ot i cała prawda!

Walka z takim kryzysem obecnymi metodami jest z góry skazana na niepowodzenie.
Wszyscy zastanawiają się dlaczego nie jeżdżą pociągi:
- Bo wyłączyli prąd.
- Więc pchajmy lokomotywy póki jeszcze nie stanęły a między czasie prąd się pojawi.
Nie, nie pojawi się. I w tym jest różnica. Należy jak najszybciej podłączyć starą ciuchcie, lać wodę sypać węgiel i nie oglądać się na prąd.

Sposób walki z kryzysem w sakli globalnej jest jeden: Radykalna reforma systemu finansowego. Trzeba wyemitować nową – mającą realne odzwierciedlenie np. w złocie walutę i puścić ją w obieg. I tu pojawia się hipoteza: Czy przypadkiem ten kryzys nie został wywołany i pokierowany właśnie po to aby tak się stało? Wtedy każdy impuls w systemie bankowym będzie odzwierciedlał realną wartość. Ale pytanie: kto ma złoto? Ten kto ma złoto będzie miał za chwilę instytucję pod nazwą Globalny Bank Świata!
To oczywiście tylko hipoteza.

Jest jeszcze jedne sposób, trwale rozwiązujący problem, a jednak nie mieszczący się w głowach ekonomistów „przyzwyczajonych” do świata wyglądającego tak a nie inaczej. Należy wzorem pierwszej ameryki, pozwolić różnym przedsiębiorstwom emitować własny pieniądz. Skoro mogą to robić banki i państwa? Dlaczego maja nie robić tego przedsiębiorstwa? Jeszcze nie tak dawno temu uśmieszek na twarzy wywoływała informacja że w ukraińskiej fabryce biustonoszy w wyniku braku zbytu zaczęto wypłacać robotnikom pensie w biustonoszach właśnie. Patrząc z punktu wiedzenia logiki kryzysu nie jest to wcale takie głupie. W takiej Polsce pojawiłoby się wiele różnych walut (Tak zresztą jest i było przez wieki) a wyspecjalizowane instytucje przeliczałyby jej wartość, ustalały wzajemne kursy itp. Prawo pozwalałoby na to i ustalało zasady obrotu i emisji. Czy świąteczne talony nie są formą pieniądza?
To rozwiązanie jest oczywiście możliwe tylko wtedy gdy będzie totalna „padaczka”. Na razie jeszcze lokomotywa się toczy.

Niezbędny jest plan rozwoju lokalnych systemów gospodarczych, które w oparciu o struktury klastrowe, wzajemne lokalne zarwanie będą w stanie tworzyć produkty i usługi powodujące samo wystarczalność pewnych obszarów. Samo wystarczalność energetyczną, żywnościową, itp.
To długofalowa polityka wychodzenia z kryzysu.

A doraźnie?
Jak najszybciej opracować system poręczeń kredytowych i radykalnie ograniczyć podatki dal przedsiębiorstw kosztem sektora publicznego. Niestety nie ma wyjścia.


Stąd być może panika wśród elit polityczny Europy i Polski. Ten świat się już kończy za chwile rozbuchane socjalistyczne instytucje unijne nie będą nikomu potrzebne. Zmienią się zasady gry. Chcieliście globalizacji – będziecie ją mieli.


P.S.
Kiedyś moja babcia zapytała mnie:
- Co ja właściwe takiego robię?
- Pracuje przy komputerze – powiedziałem
- Człowiek pracuje jak zrobi cegłę albo pójdzie w pole – odparła
Teraz wiem, że generalnie miała rację

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj