piątek, 14 czerwca 2013

Cinkciarze

Pamiętam doskonale opartą na faktach przypowieść Kapuścińskiego o jednym z postkolonialnych krajów, gdzie tubylczy ruch narodowo - wyzwoleńczy pognał niedobrych Francuzkach ciemiężycieli. I co się zmieniło? A no niewiele. W przeciągu jednego dnia opustoszały kolonijne instytucje. Francuzy urzędnicy wrócili do domów. Następnego dnia ich miejsce zajęli tubylcy. W ten sposób powstała jednego dnia sowicie opłacana rodzima klasa aparatu, której nawet do głowy nie przyszło zmieniać zastany porządek. 
PO doszła do władzy pod szczytnymi hasłami rozmontowania biurokratycznej hydry i unormowania polskich spraw. Miała być demokratyzacja w kraju już przecież demokratycznym czyli jednomandatowe okręgi, praca, powroty, autostrady. Skończyło się na mieleniu podpisów obywatelskich inicjatyw łącznie wraz z wyborczymi obietnicami i pomysłami na reformę. Jak do tego doszło? Wbrew pozorom nie mamy do czynienia jedynie z cynicznymi oszustami nastawionymi na własny zysk i po mistrzowsku uprawiającymi PR. Sprawa wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Oni naprawdę chcieli i nadal chcą zmienić ten kraj. Więc gdzie jest problem? A no w tym, że nie mamy w przypadku rządzących do czynienia z herosami pracy czy idei. Mamy do czynienia ludźmi o mentalności cinkciarzy, którzy wdarli się do zarządu sieci kantorów i zamiast jak deklarowali wcześniej uwolnienia rynku obrotu walutą, zdali sobie sprawę, że z nowej ich pozycja stare cele są już nie aktualne. Nagle ich dawni sterczący przed kantorami koledzy po fachu okazali się przeszkadzającym i godnym pogardy konkurencyjnym planktonem, który należy zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami. Punkt widzenia zależy bowiem od punktu siedzenia. „Sorry Winnetou. Biznes is biznes.” - mawiał w starym dowcipie chłopiec, który na pytanie: kto jest twoim ulubionym bohaterem literackim, wygłosił mowę pochwalną na cześć Lenina. Oni naprawdę nie wyparli się swoich ideałów. Dla cinkciary bowiem ponad ideałami są wartości ważniejsze. I to jest najprawdopodobniej praprzyczyna sytuacji w jakież znalazła się PO i jej wybawcy, którym można z dużym powiedzeniem porównać do reszty cinkciarskiej populacji, która nie załapała się do zarządu sieci kantorów i jest sfrustrowana. W opinii tych, którzy się jednak załapali na synekury, cinkciarska ciżba staje się bandą frajerów, których należy doić. I to elektorat może frustrować w sposób dodatkowy.
Dlaczego spisek cinkciarzy przechodzi niemal niezauważalnie? Bo reszta ludzie nie mają złudzeń i nie są zorganizowani. Aby się zorganizować, potrzebne jest poczucie wspólnoty i w ramach nich określenie gdzie leżą zbiorowe interesy. A do tego niezbędny jest nie tylko zdrowy rozsądek, ale i określony aparat pojęciowy pomagający w zrozumieniu i interpretacji rzeczywistości. Sądzę, że cały problem polega na tym, że narzucony nam kulturowo model klasyfikacji na lewicę i prawicę jest pewną intelektualną i historyczną pułapką, która miast interpretować świat jeszcze bardziej zaciemnia jego obraz, a przez to już na wstępie paraliżuje nasze poczynania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj