piątek, 14 czerwca 2013

O utopijnej naturze zbiorowości


Genialny cybernetyk profesor Marian Mazur odkrył kiedyś, zasadę ludzkiego charakteru, która głosi, że jest on tak naprawdę niezmienny. Trzeba go tylko w sobie odkryć. Można zaryzykować stwierdzenie, że podobnie jest z naturą ludzkich zbiorowości. Ta jest również niezmienna. Wszelkie działania zmierzające do takiej zmiany są pozbawione najmniejszego sensu i muszą ponieść klęskę. Ludzka natura zawsze będzie niemierzalną i nie dającą się sklasyfikować, uzależnioną od indywidualnych okoliczności, wypadkową zbiorowego instynktu i indywidualnego zysku. Dlatego można tylko z politowaniem patrzeć na wszelkiego rodzaju poczynania magików od szkoły frankfurckiej, wszelkich genderowców i wszelkiej maści innych utopistów. Założyli oni bowiem, podobnie jak ich poprzednicy z od Robespierre, Lenina, Polpota czy Hitlera, że są w stanie stworzyć nowego człowieka, a to przy pomocy gilotyny, maczety, czy zaharowania na śmierć. Założyli bowiem, że jeśli nie można zmienić indywidualnej jednostki, to można zmienić samo społeczeństwo pozbawiając go wrogiego elementu. Pewnie nie mordowaliby, gdyby mieli do dyspozycji telewizję. Co ciekawe, wielkie utopijne zbrodnie wstrzymały swą intensywność wraz z rozwojem elektronicznych mediów i mają miejsce tylko tam, gdzie ludzie nie nawykli gapić się w telewizory. Zawsze można powiedzieć, że ktoś utopistom patrzy na ręce. Można też opowiadać legendy o zbawiennym wpływie opinii publicznej. Można. Sądzę jednak, że media potraktowano jako bardziej wydajne systemy otumaniania. Rozlew krwi jest więc nikomu nie potrzebna, a ludziska i tak toczą swoje "życie zastępcze" gapiąc się w telewizory. Nie zmienia to jednak faktu, że wraz z zanikiem Telewizyjnego, czy internetowego sygnału wszystko znów wróci do normy. Może się tylko okazać, że ludzie pozbawieni moralnego gorsetu, zaczną się po prostu wyżynać. Ale aby tak się stało, wystarczy wyłączyć prąd w kilku dziennicach, aby pierwotne instynkty wzięły u niektórych górę w wypadkowej zdrowego rozsądku i moralności.
Dlaczego zatem z takim maniakalnym uporem toczy się walka o nowego człowieka? Odpowiedź jest banalna. Tylko wtedy istnienie postępowców ma jakiś sens. Gdy się kończy bowiem cel, przestaje istnieć grupa. Kończą się wpływy, przywileje i władza. W tym kontekście postępowcy są także elementem normalności, tak jak jemioła jest formą życia dostosowującą się do określonych warunków i szukającą dla siebie niszy w gęstym lesie. Wraz ze zniknięciem lasu ginie także i jemioła, więc "należy gonić króliczka", ale w taki sposób, aby mieć pewność, że się "go nie dogoni". W końcu z każdego utopisty wychodzi towarzysz Szmaciak, a kolejne pokolenia ludzi będą nabierać się na kolejne sztuczki. Chyba, że znajdziemy panaceum i nauczymy się odrzucić zmanipulowany medialny przekaz. Wtedy utopiści powrócą do starych, sprawdzonych metod, albo poszukają nowych bardziej wyrafinowanych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj