Muszę się do czegoś przyznać i coś wyznać. Ostatnio nieco zaniedbałem blogowanie. A to za sprawą książki, którą spłodziłem swymi palcami. Działo to nieokreślonego gatunku jest właśnie czytane przez mojego najsurowszego krytyka – moją żonę. Potem jak trochę dzieło, poleży, odpocznie zostanie poddane surowej autokrytyce. Wtedy zdecyduję czy ową powieść wydać czy nie. A każdym razie obiecuję blogerską poprawę, ale nie na długo. W planach mam już dwie następne książki.
Ponieważ, jak śpiewał Jerzy Stuhr: „Czasami człowiek musi, inaczej się udusi.” Ja także musiałem. Nie chodzi mi o pisanie, ale o zakup jakiego ostatnio dokonałem. Jestem szczęśliwym posiadaczem czarnego pudła zawierającego całą, zremasterowaną dyskografię zespołu The Beatles. Nie wiem czy większym arcydziełem są same nagrania czy ich odnowiona jakość. Ktoś wykonał niesamowitą, niemalże benedyktyńską pracę. Utwory zyskały dynamikę, przestrzeń no i w przypadku pierwszych trzech LP na CD – stereo. Docenić to może tylko ten, kto zna tę muzykę na pamięć. To tak jakby całe życie oglądać swój ulubiony film, nie wiedząc, że został nakręcony w kolorze, a do nas jakimś dziwnym zrządzeniem losu trafiła czarno-biała kopia. Jakość edytorska też powala. Zadbano o najdorodniejsze szczegóły pierwszych analogowych wydań, łącznie z reklamami preparatów do czyszczenia czarnych krążków umieszczonymi z tyłu. Są oczywiście skrupulatne opisy i nieoblikowane zdjęcia.
Ale idzie nowe. Na każdym krążku, także pieczołowicie naśladującym stylistykę analogowych pierwowzorów jest napis: „Made in EU”. Tak. The Beatles to już nie zespół brytyjski dokonujący „brytyjskiej inwazji” i odznaczony przez Królową. To nie przedstawiciel britpopu lecz europopu, a piosenka „All You Need Is Love” wcale nie reprezentowała Wielkiej Brytanii w pierwszym telewizyjnym przekazie satelitarnym w 1967 roku, była oczywiście głosem Europy! Tak właśnie się tworzy historię; cicho, niepostrzeżenie ale skutecznie.
Spotkałem ostatnio dawno nie widzianego starego znajomego. Zaczęliśmy nieco politykować. Oceniając sytuację w kraju stwierdził, że dobrze by było, aby ten cały polski syf w końcu posprzątać i pogonić tych figurantów. Pełna zgoda - przytaknąłem. Potem stwierdził, że jak już się ich pogodni, to trzeba będzie cały rząd przenieść do Brukseli, bo nie stać nas na utrzymywanie tej prawdziwej władzy i tej figuranckiej. Po tych słowach poczułem się lekko zaniepokojony. Powiedziałem, że ludzie tak łatwo na to się nie zgodzą, bo zostali oszukani, no chyba, że wejdzie Bundeswehra i zrobi porządek. On odparł, że być może tak będzie, przy czym to jest też już nasza Bundeswehra, więc problemu nie ma. Rację miał Sun Tzu. Szczytem wojennej strategii jest wygrać nią bez walki, a można osiągnąć to, gdy twój wróg przyjmie twój punkt widzenia i nie będzie już wrogiem. Ciekawe ilu jeszcze jemu podobnych chodzi po ulicach? Wysokie notowania PO pokazuj, że wielu. Widocznie od pewnego czasu manifestowanie głupoty stało się „trendi”.
Mamy więc europejski zespół The Beatles i europejską armię Bundeswehrę. Co jeszcze? Czas pokaże. Na pewno mamy jeszcze typowo polską głupotę.
Jak widać tematy na książki przychodzą same.
p.s.
Polecam tekst pani prof. Barbary Fedyszak - Radziejowskiej z Rzepy z przed kilku dni. Przebija przezeń nadzieja, że być może nie wszyscy w tym kraju zgłupieli do cna.
p.s.
Polecam tekst pani prof. Barbary Fedyszak - Radziejowskiej z Rzepy z przed kilku dni. Przebija przezeń nadzieja, że być może nie wszyscy w tym kraju zgłupieli do cna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj