Kiedyś pewien uczony - Błażej Pascal (to ten sam co od ciśnienia, nie mylić z telewizyjnym facetem od gotowania) wysnuł myśl, że śmierć dla człowieka nie jest żadnym zagrożeniem. Bo gdy jesteśmy my, to nie ma śmierci. Gdy z kolei ona nastanie nie ma nas. Mijamy się z nią w drzwiach, więc nie ma sensu się jej obawiać. Przypomniałem sobie o tej dość wyklepanej maksymie, jak również o słynnym zładzie Pascala. Głosi on, że opłaca nam się wierzyć w Boga, bo gdy go nie ma, to tracimy tylko niewiele inwestując wyłącznie naszą doczesność. Za to gdy Bóg jest, wygrywamy o wiele większą stawkę od tej zainwestowanej czyli życie wieczne.
Te rozważania skojarzyły mi się z rywalizacją socjalizmu i kapitalizmu o ludzkie portfele i umysły. Ludzie biedni żyjący w socjalistycznej doczesności nie mają nic do stracenia, gdyż ów opiekuńczy system skazuje ich na nędzę bez perspektyw. I tak wszystko przeżera biurokracja, a ludzie i tak nie liczą na pomoc systemu, tylko muszą radzić sobie sami.
Zaś kapitalizm (ten prawdziwy, a nie jego współczesne „mutanty”) daje nadzieję i szansę na zmianę swego losu. W najgorszym wypadku biedni nadal będą klepać swą biedę, ale nawet gdy inni odniosą sukces, pozwolą uszczknąć ze swego dobrobytu co nieco i biedakom. W takich sytuacjach zwykle powstaje spontanicznie system usług, dzięki któremu część bogactwa przechodzi na tych biedniejszych.
Tak więc masy nie mają w istocie nic do stracenia, poza przełamaniem własnego strachu. Dlatego socjalistyczna propaganda podsyca go. Kto więc traci na odejściu od socjalizmu? Tracą elity i to one broniąc swej właśnie swej elitarnej pozycji pchają ludziom do głów bolszewicką ideologię łącznie z moralną degrengoladą i konsumpcyjnym rozpadaniem na kredyt. Pierwsza rzecz jaką tego typu elity wykonały po mistrzowsku w Polsce, to wmówienie ludziom, że to w czym żyją to właśnie kapitalizm. Masy więc nie mają wyjścia. Tkwią w swym aksjologicznym zagubieniu i kredytowych szponach nie widząc na horyzoncie żadnej nadziei. A nadzieją jest powrót do korzeni i pozbycie się wszelkich biurokratycznych narośli hamujących naturalną ludzką społeczną i gospodarczą samoorganizację. Gdy inicjatywa będzie znów rękach ludzi żadna nadbudowa czy korporacyjny kolonializm nie będzie dla nas groźny.
Wczoraj po krótkiej dyskusji mój przyjaciel powiedział, że chyba jestem socjalistą. To oczywiście absurd. Odpowiedziałem mu starym dowcipem o niedźwiadku:
Idzie sobie przez Arktykę polarna niedźwiedzica z młodym. Młody pyta:
- Mamo, mamo a może ja jestem gryzli?
- Nie, jesteś niedźwiadkiem polarnym
po chwili
- Mamo, mamo a może ja jestem koala?
- Nie, jesteś niedźwiadkiem polarnym!
a on znowu
- Mamo a może ja jestem panda?
- Daj spokój! Jesteś niedźwiadkiem polarnym! Co ci przyszło do głowy?
- No bo jest mi zimno...
Nie ważne kim jestem. Ważne, że jest ci zimno i wiesz dlaczego. A to wszystko tylko etykietki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj