Gdy okazało się, że "spontaniczna" rewolucja w Libii nie pójdzie tak łatwo jak w innych krajach tego regionu, postanowiono bez owijania w bawełnę wprowadzić tam nowy porządek. Pułkownik Kadafi nie tylko się, nie poddał czy uciekł, ale zaczął odzyskiwać zajęte przez rebeliantów terytoria. A że sponsorowanie spontanicznych rebeliantów jest dość kosztowe, tym bardziej postanowiono przyspieszyć krach despoty. Zadziwiające jest to, że już nikt nawet nie próbuje udawać, że chodzi tu o coś innego niż tylko o roponośne pola, bo tylko wyjątkowy idiota kupi historyjkę o obronie ludności cywilnej przed tyranem.
A sytuacja dopiero się zaczyna stawać wyjątkowo ciekawa. Już na wstępie konkwistadorzy poinformowali, że nie zamierzają nawet schodzić na ląd tylko ostrzeliwać kraj z powietrza. Za chwilę okaże się, że tubylcza ludności stanie murem za Pułkownikiem czując o co w tym wszystkim od początku chodziło. I skończy się fiaskiem pokraszą i figą z makiem z kontroli nad libijskimi roponośnymi polami.
Oby tylko kryptonim całej tej "militarnej interwencji" nie był proroczy. W końcu Odyseusz podróżował do swej Itaki przez 10 długich lat, a tu dopiero mamy do czynienia ze "Świtem Odysei".
Był taki jeden facet z Wrocławia i on twierdził, że wojna to polityka tylko innymi środkami prowadzona, więc proszę się nie dziwić.
OdpowiedzUsuńPo drugie Jankesi cwani są po lekcjach w Iraku, Somalii i Afganistanie, więc wynik trudny do przewidzenia na chwilę obecną, ale obstawiam, że dadzą sobie radę.