Co to jest wskaźnik? Jak „wskazuje” sama nazwa to jakieś zjawisko, które ilustruje inne analizowane zjawiska, a nie cel sam w sobie. Dopiero wiele wskaźników ilustrujących danie zjawiska na różnych płaszczyznach może powiedzieć coś więcej o rzeczywistości, ale na pewno nie jeden i to na siłę podbijany.
Jeszcze na początku XXI wieku powtarzano, że Polska ma zdecydowanie mniej osób z wyższym wykształceniem niż inne kraje. Tego typu stwierdzenie napędza od razu pewien specyficzny mechanizm rywalizacji. Ja mam mniej, oni więcej, więc muszę za wszelką poprawić statystyki. Powyższy przykład tej przedziwnej wskaźnikowej tresury skończył się eksplozją szkół prywatnych kształcących magistrów na lewo i prawo. O poziom kształcenia, czy o jego gospodarczy utylitaryzm już nikt nie pyta.
Od niedawna w nauce obowiązuje inny dogmat. W wielu opracowaniach powtarza się w kółko, że nasze uczelnie generują za mało patentów. I po raz kolejny pewien podbijany z uporem maniaka wskaźnik jeszcze bardziej zniekształca rzeczywistość. Zaczyna się właśnie na uczelniach wielkie patentowanie. Ale tylko po to, aby móc pochwalić się przed interpretującym ten wskaźnik Ministerstwem Nauki. I dalej jest jak za komuny, gdy wydajność pracy mierzono w ilości zużywanego materiału. Czasy się zmieniają, a przyzwyczajenia zostają. Największym chyba z nich jest przywiązanie do myślenia za innych i typowo bolszewicka chęć zmieniania świata na siłę.
Ale co tam. Jeszcze 20 lat temu mierzono zamożność Polaków, posługując się jako jednym z jej wskaźników posiadaniem magnetowidu. Rzeczywiście było to urządzenie swego czasu symbolem bogactwa. Choć zależy jak samo bogactwo definiować. Dla mnie o wiele istotniejszym wskaźnikiem zamożności jest posiadanie lub nie środków produkcji. Analizując proces bogacenia się Polaków przy pomocy tego wskaźnika, doszlibyśmy pewnie do wniosku, że biedniejemy. Ale przecież nie można tak mówić, bo wszyscy widzą, wszyscy słyszą i pokazuje to TVN, że się bogacimy! Wskaźnik wskaźnikiem, ale wszystko zaczyna być naprawdę niebezpieczne, gdy jakoś „uczony” postanowi niezwracający uwagę na wskaźniki porównać poziom bogactwa w czasie ostaniach trzech dekad. Będziemy mieli wtedy pewnie zderzenia, posiadania syrenki, magnetowidu i plazmowego telewizora. Tylko co to ma wspólnego z bogactwem.
Mój kolega odwiedził ostatnio jedno z przygranicznych miasteczek na wschodzie Polski. Stwierdził z zainteresowaniem, że w żadnym ze sklepów tej mieściny nie ma w sprzedaży papierosów. A dlaczego nie ma? Bo nikt nie kupuje. Przyjezdnych jak na lekarstwo, a wystarczy przejść z pół kilometra aby kupić już na Ukrainie papierosy za 1/3 ceny. Nikt więc rozsądny nie myśli o tym, aby to świństwo sprawdzać do sklepów. Tylko patrzeć jak jakiś wykształcony jako podbijany wskaźnik uczony, będzie udowadniać, że regiony przygraniczne na wschodzie to istna ostoja zdrowego trybu życia. A nich udowadnia.
Rozsądni ludzie już dawno przestali słuchać tych bredni. Inaczej rzecz biorąc, myślenie wskaźnikowe z myśleniem ma niewiele w spólnego. Stanowi tylko doskonały, koleiny mechanizm manipulacji i społecznej tresury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj