Specjalnie chciałem odczekać kilka dni z komentarzem dotyczącym wizyty „przywódcy świata zachodniego” w naszym kraju, po to, aby dowiedzieć się o co w niej tak naprawdę chodziło. W czasie samej wizyty pisano o wszystkim, łącznie pewnie z kolorem prezydenckich skarpetek, ale nie o tym, o co tak właściwie chodziło. Słusznie uznałem, że wszystko przesłoniono bardziej lub mniej propagandową zasłoną dymną, objawi nam się po zakończeniu tej wizyty, gdy szefowie redakcji dostaną od swych „prowadzących oficerów” stosowne instrukcje. I oto się doczekałem.
Poza kurtuazyjnymi gwarancjami bezpieczeństwa, podkreślania naszej regionalnej potęgi (na ten komplement jesteśmy chyba szczególnie łasi) okazało się jeszcze, że głównym celem wizyty Obamy w Polsce był... gaz łubkowy. Czyli Prezydent przyleciał do naszej bananowej republiki, zwiększyć lokalnych kacyków i otworzyć drogę do ekspansji ichnich korporacji. Ciekawostką jest to, że już nawet stwierdzono, że PGNiG jest "bee", a amerykańskie koncerny "cacy". A po co wysyłać w starym stylu dywizje lub stosować szantaż? Wystarczy wysłać "murzyna", który zrobi swoje i odleci. Tym bardziej, że sytuacja ma miejsce na obrzeżach odtwarzającego się rosyjskiego imperium, więc inaczej się nie da.
Można zapytać: i tylko tyle?A czego się spodziewać? Przecież poza kurtuazją i uciszeniem tubylczego narodu nic więcej Obama w Polsce załatwić nie może. Ot, taka gospodarska wizyta Pierwszego Sekretarza w jakimś wiodącym w produkcji trzody chlewnej PGRe. Przecież nie chodzi o świnki i o wizytę, tylko o telewizję, która pokaże co trzeba. W stanach rozpoczęły się przygotowania do wyborów, więc Obama upiekł co najmniej trzy pieczenie: pokazał amerykańskiej Polonii jak bardzo się interesuje Polską i jej sprawami, pokazał organizacjom żydowskim, że upomni się o majątek polskich obywateli żydowskiego pochodzenia wymordowanych przez Niemców, no i pokazał korporacjom, że przyniesie im na tacy nowy geszeft. Innymi słowy: wyborcy i kasa na kampanię zapewniona. A że ludziska w USA coraz bardziej biedni i zdesperowani, pora poszukać nowych innowacyjnych pól wyborczej eksploatacji i sięgnąć do tych, do których do tej pory się nie opłacało sięgnąć. Jeśli moje przewidywania są prawdziwe, za chwilę Obama uda się do Portoryko i też coś tam obieca. A co? Morda nie szklanka.
A co upiekli nasi Umiłowani Przywódcy, którzy tak się napinali, jak w czasie wizyty rewizora w jakiejś prowincjonalnej guberni? Żebrali o wizy, żeby móc pojechać i dorobić na jakimś zmywaku, gdy się skończy kadencja i trzeba będzie szukać jakiegoś nowego zajęcia, albo gdy prawdziwa władza stwierdzi, że nie opłaca się już utrzymywać figurantów. A dla nas, co dała ta wizyta? Nic. Więc nie dziwmy się, że tak o niej skąpo pisano.
Dziś w prasie objawiła się Pani Minister Pitera z projektem ustawy antykorupcyjnej, która pod tym płaszczykiem jeszcze bardziej wzmacnia zręby totalitaryzmu w Nadwiślańskim Kraju. Urzędnicy będą musieli ujawniać teraz członków swych rodzin, pracujących w administracji publicznej. Rzecz ciekawa. Przyjeżdża do naszego kraju szef największego (jeszcze) światowego mocarstwa załatwiać geszefty, dla własnych firm, a u nas wprowadza się takie prawo? Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest odmienna filozofia państwa - naszego i tamtejszego. U nas jest gubernia, a tamtejszy system choć w rozsypce działa na gruzach kapitalizmu kapitalizmie w zmutowanej korporacyjnej formie. Problem tkwi w samej misji publicznej władzy, kulturowym jej charakterze, ale także w tym, że nasz system administracyjny wdziera się w obszary zarezerwowane dla organizacji powstałych spontanicznie, generując w ten sposób nowe, nieznane gdzie indziej płaszczyzny konfliktu interesów. Sytuacja, gdy nasi przywódcy jadą gdzieś reprezentować interesy naszego biznesu, wydaje się nie do pomyślenia. To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu o kolonialnym charakterze naszego kraju, lub tego co z niego pozostało.
Czym jest dobrodziejstwo gazu łupkowego, wspominałem już tutaj więc nie będę się powtarzać, ale dla tych, którzy nie widzieli polecam oglądnięcie, tego krótkiego filmiku. On najlepiej pokazuje jak daleko posuniętym praniem mózgów jesteśmy poddawani.