wtorek, 3 maja 2011

Outsourcing

Ostatnio wiodąca na naszym rynku marka polityczna ściągnęła do Polski lipnego doradcę Obamy od marketingu politycznego w Internecie (podejrzewam, że ten termin sprawdza się do jakiejś odmiany spamu, ale to tylko podejrzenie). Numer iście z „Rewizora” Gogola został wykryty i posiodła się wrzawa. A być może sam ekspert stwierdził, że nie przyjmuje tej fuchy uznając, że przekracza ona jego kompetencje i tym sprytnym sposobem postanowił wycofać się z całego interesu? Nie wiadomo. Faktem jest, że z siedemdziesięciolatki najlepszy na świecie chirurg plastyczny i wizażysta nie uczyni osiemnastoletniej dziewicy...
Jednak zastosowany model politycznego outsourcingu już przez sam fakt jego zaistnienia świadczy o tym, że zadanie przerosło kompetencje domorosłych specjalistów od politycznego marketingu, a to znaczy że jest źle. Pomóżmy więc biednej Platformie znaleźć specjalistów nie tylko od internetowego marketingu. Jest wiele obszarów ich politycznej aktywności, w których wymagają supportu rozgrzewającego publikę przed jesiennym wyborczym spektaklem.
Vincent Rostowski powinien przeto uzyskać wsparcie ze strony księgowych jakiegoś narkotykowego gangu z ameryki południowej, bo jak wiadomo oni umieją liczyć. Minister Kopacz powinna uzyskać wsparcie ze strony połączonych sił doktora House'a i całych połączonych załóg „Szpitala na peryferiach” i „Na dobre i na złe”. Nie obyłoby się także bez wsparcia Kaszpirowskiego, którego zadaniem byłoby udowodnić wszystkim chodzącym dla rozrywki do lekarza emerytom, że są zdrowi. Minister Grabarczyk uzyskałby wsparcie ze strony organizatorów wszelkich parad miłości w utwardzaniu nawierzchni pod nowe autostrady. Minister Grad mógłby poprosić ponownie o pomoc katarskich ekspertów od inwestycji w przemysł stoczniowy, aby znowu przysłali przelew. A Premier? Premier nie musi prosić nikogo o pomoc. W sztuce ściemniania przeskoczył już samego Pinokia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj