środa, 4 maja 2011

XXX lat z "Misiem"

Dziś przypada 30 rocznica premiery filmu „Miś” Stanisława Barei. Dzieło podobnie jak jego twórca wyszydzane i nie traktowane poważnie od dziwo wytrzymało próbę czasu w odróżnieniu od innych (zwłaszcza tych wczesnych) filmów. Dlaczego dla mnie ten film jest ciągle źródłem inspiracji? Bo jest ponadczasowy i dziwnie współczesny. Dotyka on sedna tego czym była pierwsza komuna i czym jest ta druga - nam współczesna. Mechanizmy pozostały te same i sposób myślenia też. A to, że pojawiły się przeróżne zasłony dymne zacierając ten obraz to już inna sprawa. Sam Bareja użył po mistrzowsku szeregu zasłon dymnych aby w ogóle zrobić ten film. Bo parafrazując słowa z filmu: „Po co jest ten miś?” można zapytać: „O czym jest ten film?” Można odpowiedzieć: „No właśnie nikt nie wie, więc nikt nie zapyta!” - cenzura pytała, ale widać sama nie wiedziała. A właśnie, o czym właściwie jest ten film? Była żona pewnego partyjnego kacyka, łajdaka, drania, oszusta i złodzieja znajduje sobie znacznie potężniejszego protektora w osobie byłego ministra w podeszłym wieku - rzecz jasna z tej samej stajni. Jest jeden problem oboje dawni małżonkowie mają wspólne konto w jednym z londyńskich banków, na którym gromadzą ukradzione pieniądze. Rzecz w tym, że pieniądze może odebrać ten kto pierwszy dotrze do banku. Rozpoczyna się wyścig do bankowego kota w którym wszystkie środki są dozwolone. To staje się podstawą do wyrywania kratek w paszporcie, poszukiwania sobowtóra, desperackiej próby ślubu z kobietą o tym samym nazwisku. A zasłonę dymną dla całości stanowi cały zastaw gagów i pobocznych wątków, na które przeważnie widz zwraca uwagę. Barokowa konstrukcja filmu skutecznie uśpiła cenzurę, która dokonała tylko kilku cięć i zmian. Ochódzki miał nazywać się Nowohudzki, zamiast słów „Chcą zrobić ze mnie Filipskeigo” bohater mówi, że Fronczewskiego, Wycięto scenę wycinana choinek itp. Całości dopełnia bardziej przerażający obraz rzeczywistości. W filmie wszyscy się okłamują, Co chwila pojawiają się sugestie, że kraj jest pod okupacją, a z kranów płynie brudna woda. Ale to jeszcze nie wszystko. W filmie ważna jest ostatnia scena, w której autor bierze wszystko w nawias. W scenie tej jeden z węglarzy opowiada czym jest naprawdę tradycja. Mówi także, że to co nas otacza to tylko taka nasza codzienność. Bareja sugeruje nam, że jeszcze wszystko może wrócić do normalności, bo im ten świat jest bardziej fałszywy i popaprany, tym bardziej je pragniemy. Jest gdzieś świat wartości. I to moim zadaniem poza złodziejstwem i panoszącą się obłudą najbardziej nadaje temu filmowi ponadczasowy charakter i zbliża nas do współczesności. 

Za rok 31 - okrągła rocznica premiery filmu. 

PS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj