wtorek, 3 maja 2011

Meandry miłości

Nie chcę dziś pisać o Konstytucji 3 Maja, która była uchwalona przez masońską mniejszość w formie zamachu stanu. A wszystko pod wodzą króla, który nie tylko był nieudacznikiem ale i moskiewskim agentem. De facto akt ten stał się początkiem końca I Rzeczpospolitej, która poza charyzmatycznym przywództwem nie potrzebowała niczego więcej. Potem dopiero z tego "prawnego aktu" banda wszelkich postępowców i zwolenników rezolucji uczyniła symbol naszej chluby, który teraz przybrał formę owego nieszczęsnego święta.  Poza wzmocnieniem obozu pruskiego na rzecz osłabienia moskiewskiego nie miała ona także najmniejszego znaczenia i dla jej współczesnych politykierów.  Analogi do nie jest sporo. A to nasze rzekome „odzyskanie niepodległości” w 1989, a to Traktat Lizboński. Jak widać przez ostatnie kilkaset lat nasi tzw. „politycy” nie potrafią nic innego jaka tylko wisieć u cudzej klamki. Ranga naszych świat decyduje tylko o tym, jak skarłowacieliśmy, jak bardzo wypłukano nas z naszej tradycji, jak wiele moralnych i intelektualnych miernot od pokoleń tkwi w naszych salonach.

Nie tak dawno temu media emocjonowały się rywalizacją między Tuskiem a Schetyną. Obie frakcje w rządzącej koterii rywalizowały tak mocno, że wydawało się, że Grześ po tryumfalnym przejęciu premierostwa po wygranych przez Tuska wyborach miał też przecież przejąc całą Platformę. Walka trwała na całego. Ucichła na dobre po Smoleńsku, kiedy to należało wsadzić na najwyższy urząd pożytecznego dyslektyka, a między Dankiem i Grzesiem zapanowała miłość. Oczywiście tzw. afera hazardowa, której nie było, ale jeszcze nie wiedzieliśmy wtedy, że jej nie było zrobiła w ej sprawie swoje. W każdym razie dziś cisza. Czyżby w szeregach rządzącej juty świadomość przegranych jesiennych wyborów była tak oczywista, że już nie ma czasu na wewnętrzne waśnie? A może tak jak w przypadku Konstytucji 3 Maja jakiś wajchowy nakazał się wyluzować i uspokoić? W końcu 220 lat temu też ktoś wezwał do zmiany frontu i bardziej słono opłacił jurgielników niż przeciwnik. W końcu płacący poszli wspólnie po rozum do głowy i stwierdzili, że nie opłaca im się dłużej płacić figurantom, którzy ciągle mieniają fronty. Przeszli więc na ręczne sterowanie i zlikwidowali kabarecik. Czyżby świadomość możliwości powtórzenia się historii była prawdziwą przyczyną wewnątrzplatformianego pojednania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj