piątek, 30 marca 2012

Referendum

Pamiętam doskonale, jak tuż przed Magdalenką i Okrągłym Stołem pierwsza komuna próbowała jeszcze zreformować system bez jego przepoczwarzania. Towarzysze zorganizowali wtedy referendum w ramach którego zapytali ludzi, czy chcą zdecydowanych, radykalnych reform kosztem obniżenia poziomu życia obywateli. Wynik plebiscytu był negatywny. Czym obecna władza różni się od tamtej? Chyba tylko tym, że obecni włodarze nauczeni doświadczeniem sprzed ćwierć wieku nie zamierzają już bawić się w żadne referenda. Można zatem zadać pytanie na które odpowiedź może być co najmniej kłopotliwa: czy pierwsza komuna była bardziej demokratyczna od tej obecnej?
Propozycja przeprowadzenia referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego rozsierdziła salon do tego stopnia, że po raz pierwszy bez zbędnego kamuflażu postanowiło wyciągnąć dotychczas ukrywanego w rękawie asa w postaci Palikota. W jakim fatalnym stanie muszą być zatem realne finanse tego co kiedyś było państwem, skoro przedłużenie o kilka lat obowiązku pracy przed wypłaceniem jałmużny staję się być albo nie być obecnego układu. Oczywiście winę za ten stan rzeczy ponowi stara jak i neokomuna, która w poczuciu populistycznego instynktu odkładała trudne decyzje, na zasadzie: „jakoś to będzie” lub „po nas choćby potop”. Gdy katastrofa jest już realna i z pewnością odbędzie się w czasie tej, a nie następnej kadencji, „wadza” postanowiła zrobić z tym porządek. Nie dziwię się w tej sytuacji ani władzy, ani protestującym związkowcom. Władza ma w rękach granat bez zawleczki. Z drugiej strony nikt przecież ze sprawy podwyższenia wieku emerytalnego nie czynił kwestii w czasie jesiennych wyborów. Ludzie mają prawo więc czuć się oszukani tym bardziej, że gdy szli do pracy umawiali się z „systemem” na określonych warunkach.
Ale ja nie o tym. W całym tym zamieszaniu wszyscy zapomnieli o kwestii zasadniczej: jakie ma prawo jedna czy druga partia polityczna, a nawet cały parlament do odmówienia obywatelom prawa do organizacji referendum? Przecież to oni zostali wybranie w demokratycznych wyborach przez tych ludzi. Tak więc zabiegi zmierza jace za wszelką cenę do uniknięcia kwestii referendum bez względu na jego sens czy zasadność, to atak na samą demokrację. Teraz dopiero widać jakim jest ona tylko wyświechtanym frazesem. Jak bardzo układ polityczny przesiąknięty jest do szpiku kości hipokryzją.
A wystarczy sięgnąć do nieco zapomnianej Konstytucji aby się przekonać, że suwerenem w Polsce jest naród, że władza spoczywa w rękach obywateli, i że to oni rządzą tak naprawdę pośrednio i bezpośrednio. Władza pośrednia to wybór parlamentu i Prezydenta. Władza bezpośrednia to referendum właśnie. Sytuacja zatem, w której reprezentacji suwerena blokują mu dostęp do sprawowania przez niego bezpośredniej władzy jest nie tylko niepokojąca ale i patologiczna.

5 komentarzy:

  1. Przeciwnicy referendum mają masę argumentów i wszystkie w sumie słuszne.
    1. Co roku sejm uchwala setki ustaw i one nie są poddawane referendum. Dlaczego akurat ma być ta?
    2. Po to Polacy wybrali ten sejm aby podejmował za nas decyzje. Jak nam się nie podoba, to wybierzmy sobie przy następnej okazji inny.
    3. O wyniku referendum decyduje sformułowane pytanie. Gdyby np. zadać pytanie "czy jesteś za wyższymi i gwarantowanymi emeryturami w przyszłości?", to by 90% odpowiedziało, że tak, a rząd by powiedział "ach czyli jesteście za podwyższeniem wieku emerytalnego do 67 lat".
    4. Gdyby np. postawić w referendum pytanie "czy jesteś za zlikwidowaniem PiS i zakazem brania udziału Kaczyńskiego w życiu politycznym?", to jaki byłby wynik? 60% czy 70% czyż nie tak?

    itd. itp.

    Szczęśliwie w konstytucji mamy zapisane, że rządzą ci co wygrywają demokratyczne wybory, a nie ci co głośniej krzyczą.

    pozdrawiam serdecznie
    Andrzej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest kwestia słuszności, ale podmiotowości.

      Król (suweren) wybiera sobie namiestnika. Namiestnik podejmuje w imieniu króla decyzje - bez względu na to czy jedynie słuszne, słuszne czy całkiem kretyńskie. Ale w chwili, gdy suwerenem mówi namiestnikowi, że chce inaczej - ten musi posłuchać. W przeciwnym razie jest zdrajcą lub buntownikiem. Osobliwość sytuacji z jaką mamy w tej chwili do czynienia polega na tym, że namiestnik nie pozwala suwerenowi dojść do głosu.
      Ale hipokryzja systemu jest znacznie poważniejsza, bo nawet w Konstytucji mamy wpisane, że Sejm może na wniosek pół miliona obywateli może podjąć decyzję o referendum, ale referendum to nie może dotyczyć podatków. Czyli, to że pies kręci ogonem jest istotą tego systemu.

      Jeśli moja intuicja mnie nie zawodzi i jesteś tym Andrzejem, którym myślę, że jesteś, odczuwam silną potrzebę spotkania jak za starych dobrych czasów.

      Usuń
    2. Nie masz, Anonimowy, racji z przyczyn ściśle konstytucyjnych. Otóż obowiązująca konstytucja (art. 104 ust. 1 zd. drugie) uchyla związanie posłów wolą ich wyborców. To obiektywnie umożliwia posłom faktyczną alienację względem tych, którzy ich wybrali i względem tego, po co ich wybrali. Ta alienacja prowadzi do poselskiej samowoli, a nie do demokracji.

      Nie ma sporu, że sprawa emerytur jest sprawą o szczególnym znaczeniu dla państwa. Zatem referendum nie można negować argumentem polemicznym, że ta akurat, to jest sprawa o hiper znaczeniu. Taki argument sam w sobie narusza art. 125 ust. 1 konstytucji.

      Jeżeli wniosek o referendum upada w głosowaniu pod argumentem, że "nie można narażać sprawy, bo naród nie zrozumie", to znaczy tyle, co uprzedzająca odmowa przez posłów wykonania zdania pierwszego z art. 104 ust. 1 konstytucji.

      Nie po to wybraliśmy ..., itd.? To co w konstytucji robią przepisy o referendum?

      Decyduje pytanie ..., itd.? Ten argument jest wyłącznie erystyczny. Uprzejmie oceniając.

      itd. syfu nie da się przypudrować.

      Usuń
  2. No dobra, wyobraźmy sobie taki oto scenariusz:
    1. Jest zgoda na referendum
    2. W referendum odpowiadamy na pytanie, czy chcemy dłużej pracować.
    3. W wyniku referendum otrzymujemy odpowiedź "nie" (chyba nikt nie będzie nas teraz przekonywał że odpowiedź będzie inna)
    4. Nie robimy reformy.

    Uprzejmie proszę o odpowiedź co rząd (taki czy inny) powinien w podobnej sytuacji zrobić?

    I moja refleksja: sądzę - jako prawnik - że referendum pomyślane zostało po to, aby dowiedzieć się od społeczeństwa czegoś, czego o nim nie wiemy, w sytuacji gdy ta wiedza może być dla nas rządzących użyteczna.

    W sytuacji gdy dokładnie wiemy jaka będzie odpowiedź (niech pseudoprawicowe środowiska skupione przede wszystkim wokół PiS i lewicowe wokół SLD [ależ zastanawiająca zgodność] udają że może być inaczej - przecież to hipokryzja) referendum do niczego nie jest potrzebne.

    Tusk wie jakie jest poparcie dla tej reformy i podejmuje absolutnie świadomą decyzję, mając też świadomość politycznych jej konsekwencji.

    O co więc cała hucpa? Otóż dla opozycji jest to świetna okazja do politycznego wykorzystania sytuacji. Osobiście to rozumiem, choć nie jest to idealny model zachowania, jakiego oczekiwałbym od opozycji. Pytam tylko (szczególnie zwolenników PiSu) czy to jest wyraz odpowiedzialności za państwo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi mi o sprawę wieku emerytalnego ale o pewną zasadę. To po pierwsze.
      Po drugie, tak się złożyło, że właśnie przygotowuję posta z odpowiedzią na pytanie: co rząd powinien zrobić?
      Cierpliwości.

      Usuń

Jak masz ochotę to skomentuj