Naprawdę nie potrzebujemy banków centralnych. Człowiek to "zwierzę społeczne" i zawsze sobie poradzi. Bitcoin jest tego najlepszym przykładem.
... czyli wyższy poziom abstrakcji.
Staram się pisać o rzeczach ważnych i fundamentalnych (przynajmniej dla mnie) ale także o tych, które ze względu na swą ulotność mogą przepaść w odmętach zapomnienia.
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Przerażające i porażające
Istnieją na świecie rzeczy, które nawet pisarzom SF się nie śniły. Zajęci Sawickimi, Gowinami i Tuskami, nie zauważamy nawet jak na naszych oczach sypie się ład zachodniego świata. Ta pani pewnie także zostałaby uniewinniona.
sobota, 27 kwietnia 2013
Anatomia oszustwa
Mój synek zapytał mnie
dziś jak działa znajdujący się w tak zwanej „farmie iluzji”,
do której jaką ze szkolna wycieczką, pewien osobliwy przedmiot.
Chodzi o kran zwieszony w powietrzu, z którego cieknie
nieprzerwanie strumień wody. Teorii dzieciaki miały kilka: cienkie
druciki, specjalna podpórka, albo nawiew od dołu utrzymujący całą
konstrukcję. Innymi słowy, wiadomo, że coś nie tak, ale do końca
nie wiadomo co. Bo pozostawał jeszcze jeden problem: skąd bierze
się cieknąca woda? Odpowiedziałem mu, że najprawdopodobniej w
środku strumienia wody umieszczona jest szklana rurka, przez którą
woda dostaje się do kranu, a potem ścieka po jej ściankach,
skutecznie ją maskując sam zaś kran, który w moim przekonaniu
jest atrapą wykonaną z lekkiego materiału.
- „I to wszystko?” - zapytał
- „A czego się spodziewałeś?” -
odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Ale poszedł uradowany. Będzie
mógł zaimponować kolegom.
Zacząłem myśleć o
tym kranie i zadałem sobie pytanie dlaczego nasza psychika daje się
tak łatwo oszukać na tak prostą sztuczkę. Kluczem do wszystkiego
jest sam kran. On sugeruje nam znany z autopsji system, bo to z niego
leje się woda, co traktujemy jako normę i oczywistość, a to na
czym jest on zaczepiony, pozostaje intrygującą zagadką. Zatem
większość oszustw opiera się w dużej mierze naszych
przyzwyczajeniach, na wzięciu jakiegoś elementu oszustwa za
oczywistość bez jej kwestionowania. Konieczny jest też element
odwracający naszą uwagę.
Przywiązanie sporej
części naszego społeczeństwa do unijnej frazeologii opiera się
na prostym paradygmacie, że w nowej, zjednoczonej Europie „wszyscy
ludzie będą braćmi”. Gdy tymczasem gołym okiem widać, że
dzieli się ona na równych i równiejszych. Ale raz założoną
oczywistość ciężko jest zweryfikować i poddać krytyce.
Ciągle wierzymy w
praworządność i w to, że funkcjonujemy w ramach pewnego ładu. W
przeciwnym razie nikt przy zdrowych zmysłach nie wzywałby policji,
albo kierował sprawy do sądu. Tymczasem ostatnia seria
spektakularnych uniewinnień i zwolnień z aresztu prominentnych
polityków byłych i obecnych pokazuje, że przynajmniej u części
rodaków powinien uruchomić się mechanizm dysonansu poznawczego.
Nawet ostatni przebój kinowy, film „Układ Zamknięty”, pokazuje
jak wygląda nasza rzeczywistość. Innymi słowy, niczym w przypadku
latającego kranu wiemy, że coś jest nie tak, a mimo wszystko
akceptujemy ten stan, bo lubimy być bujani.
Co jest zatem nie tak? O
akceptowalności decyduje oparta na naszym doświadczeniu lub
wyidealizowanym medialnym poglądzie wiara w system i współzależność
jego elementów. Tak jak jesteśmy absolutnie przekonani, że z kranu
płynie woda nie mając tylko wiedzy, skąd ona się bierze, tak samo
wierzymy, mimo paradoksów, że każde inne systemowe rozwiązanie
musi działać w sposób oczywisty. Lubimy też dobre historie i
szczęśliwe zakończenia, a kwestionowanie oczywistości może
skończyć się wyśmianiem i ostracyzmem. Bo jeśli wersja o
maskaradzie Okrągłego Stołu jest prawdziwa jak szklana rurka, to
znaczy, że cały nasz system władzy jest jedynie odwracającym
uwagę plastikowym kranem. Ta jednak wersja jest zbyt mało
optymistyczna. My za to wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi tak samo
kochamy latające krany co zielone wyspy.
niedziela, 21 kwietnia 2013
Post o słowie „post”
Słowo post robi w naszych czasach oszołamiającą karierę. A to "postmodernizm", a to "postkomunizm", a to "postpunck". Tak jakbyśmy byli świadomi faktu, że coś już minęło, a to nowe jeszcze nie nadeszło, a jeśli nawet to nie potrafimy go nazwać. Czy na pewno nadeszło nowe? Czy to nie sam język nie interpretuje świata w okrężny sposób? Zacząłem zastanawiać się ostatnio nad słowem "postpolityka". Termin ten oznacza sytuację, w której klasyczna polityka polegająca na rywalizacji wizji i politycznych programów minęła. Ze wszystkich terminów z przedrostkiem „post”, ten wydaje się najbardziej trafny. Bo czy niej jest tak, że wszystkie partie głównego nurtu mają niemal takie same programy, zaś konkurs piękności zwany demokracją polega na przymilaniu się do nic nierozumiejącego wyborcy, gdyż ten na ogół nic nie rozumie? Czy nie jest tak, że postpolitycy za wszelką cenę chcą przedstawić najbardziej optymistyczną interpretację rzeczywistości? Taka widać w postpolityce jest ich rola, a prawdziwa polityka jest ukryta i realizowana poza telewizyjnymi kamerami.
Ale słowo „post” ma jeszcze jedno znaczenie, które w przypadku słowa "postpolityka" sprawdza się doskonale. Post to przecież także dobrowolne powstrzymanie się od spożywania pokarmów. Zatem post to celowy deficyt czegoś. A zatem być może należy zerwać z narzuconym nam światem znaczeń i inaczej zacząć interpretować słowa? Wtedy "postpolityka" okaże się po prostu deficytem prawdziwej polityki. Celowym wstrzymaniem się od jej uprawiania, ale jednocześnie uczuciem głodu za prawdziwymi liderami i nowym, choć starym jak świat, myśleniem. Czy można przyzwyczaić się do głodu do tego stopnia, że przestaje się go odczuwać? Tak. Tego rodzaju reakcja organizmu zwiastuje chroniczne niedożywienie, a w połączaniu z utratą wzroku i opuchlizną wieści śmierć głodową. Tymczasem wcale nie musimy pościć i się umartwiać.
sobota, 20 kwietnia 2013
środa, 17 kwietnia 2013
Proces wylewania się szamba - rozpoczęty
Wątpliwości dotyczące Smoleńska zaczynają przebijać się do głównego nurtu zachodnich mediów. Ściemy nie da się już dłużej utrzymać. Oto Discovery Chanel wyemitował wywiad z prof. Wiesławem Biniendą - ekspertem Macierewicza. Za chwilę może okazać się, kto jest oszołomem, a kto zwykłym kłamcą.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Strategiczny paradoks optymalizacja
Ostatnio wyspecjalizowałem się w odkrywaniu oczywistych prawd. Otóż przysłuchując się ostatnio przypadkiem rozmowie dwóch rodaków, z przerażeniem odkryłem, że jeden z nich niestety może mieć rację. Pierwszy z rozmówców zaczął narzekać na rząd i to co się dzieje dookoła, wymieniał nawet konkretne nazwiska i stanowiska i co by z tymi nieszczęśnikami zrobił, gdyby mógł. Drugi natomiast spokojniejszy lekko się uśmiechał wysłuchując obelg i lamentów, po czym zabrał głos. Powiedział, że to wszystko prawa, ale on jest już na wyższym etapie. Nie potrzeba diagnozy, ani nerwów. Wygrażanie też nic nie da poza chwilową poprawą samopoczucia. Stwierdził, że gdyby żył sto lat temu, to bez zmrużenia oka bogaciłby się za wszelką cenę nie zwracając uwagi na burdel dookoła. Ale nasze czasy są bardziej przewrotne. Nie opłaca się być bogatym. Po co tyrać, gdy i tak przyjdzie ZUS, rząd albo inny komisarz i opróżni ci kieszenie albo konto w banku. Nie jest ważne kto, ale wiadomo co się stanie. Bogacenie się zdaniem mądrali w Polsce jest teraz bez sensu. W takiej sytuacji należy obserwować co robią inni bo opłaca się być dziadem. Maksimum zysku - przy minimum ryzyka i zaangażowania w skali mikro, to zdaniem tegoż człowieka sposób na przetrwanie kryzysu. Bo gdy nawet nazbierasz więcej, nie masz najmniejszej pewności, że ktoś nie wymieni pieniędzy pozostawiając cię z bezwartościową makulaturą, a gdy rozniesie się, że jesteś bogaty, zaraz przyjdzie jakaś prywatna inicjatywa i zabierze wszystko, albo każe płacić haracz.
Doznałem olśnienia, które wydaje się być oczywiste, Oto spora część wyznawców socjalu postępuje dokładnie w taki sposób, dostosowując się do warunków niczym kameleon do otaczającego go tła. Postępują rynkowo w nierynkowym środowisku. A że pierdzielenie, to pierdzielenie, po co martwić się sprawami, na które i tak nie masz wpływu? Dają – to trzeba brać, jak przestaną – to coś się wymyśli. Podjęcie jakiejkolwiek aktywności, aby poprawić swój los jest nieopłacalne, bo prawdopodobieństwo jego poprawy jest znikome przy dużym ryzyku. Walka z systemem to walka z wiatrakami. Bo aby być Don Kiszonem niezbędna jest odrobina szaleństwa, a poza tym trzeba chcieć walczyć z wiatrakami. Jeśli się nie chce, można przecież stanąć obok wiatraka i oferować swoją fizis i Rosynanta do robienia pamiątkowych zdjęć na tle wiatraku. Sancho ma aparat, a Rufio posłuży za statyw. Wystarczy na tyle, aby zarobić na obiad i piwo w pobliskiej karczmie. Czy trzeba czegoś więcej? Młynarz, gdyby to wiedział pewnie dawno sam wszedłby do spółki, ale nie wie więc opłaca się jeszcze bardziej bo nie trzeba mu płacić doli za wiatrak.
Wielu publicystów (ja też, o ile moje zapiski można nazwać publicystyką) rozpisuje się nad fatalną kondycją Polaków. A tu niespodzianka. Ze społeczeństwem jest wszystko w najlepszym porządku. Ludzie postępują logicznie i prawidłowo. To świat oszalał i dopóki nie wróci on do normalności jakimś sposobem, nikomu nie będzie się chciało i opłacało go naprawiać. Należy oczywiście wziąć poprawkę na sytuację w której zabraknie chleba lub opału i ludzie wyjdą na ulicę tłuc kogo popadnie, a najlepiej sami siebie. Ale to już są reakcje fizjologicznej samoobrony, w której racjonalna, strategiczna kalkulacja wymięka. Na razie jednak – jak mawiał klasyk – rodacy grają tak, na ile im przeciwnik pozwala, w pełni zdając sobie sprawę z faktu, że zmiana przepisów na w czasie trwania meczu, albo kontestacja decyzji sędziego jest bez sensu. Inna sprawa, że mecz się kończy, ale wtedy także przyjdzie potrzeba dostosowania się do nowej sytuacji.
Tak więc przemiany nie nastąpią oddolnie. Oddolnie może nastąpić tylko optymalizacja ich skutków. Od zmian lub od trzymania danego kurs są elity, a gdy ich brak to już inny problem.
sobota, 13 kwietnia 2013
Potęga starych przysłów
Jeśli ma upaść rząd, to stanie się to już niebawem. I to nie na skutek Smoleńska, syfu w OFE, bankructwa ZUSu, czy przez inne mniej lub bardziej prawdopodobnego nieszczęścia. Rodacy za chwilę otrzymają nowe, podwyższone rachunki za śmieci i zaczną się zastanawiać: o co tu ku..wa chodzi? I co z tego, że mówią o tym media, że gazety grzmiały o skandalu już wiele miesięcy temu. To wszystko nic. Polak nie rozumie, albo nie chce rozumieć, macha na to wszystko co państwo, rządowe i polityczne ręką i ma rację. Zadłużenie publiczne nie jest jego zadłużeniem, a służba zdrowia jest za darmo, a więc jak coś jest za darmo, to nie ma się prawa do narzekania. A tymczasem za śmieci przyjdzie słony rachunek i wtedy się zacznie lament. Bo ten rachunek rodak będzie musiał zapłacić sam, to znaczy, że za te pieniądze nie kupi dodatkowego bochenka chleba, nie wypije paru piwek czy nie pojedzie na wycieczkę za miasto. Wkurzenie sięgnie zenitu, a rząd pośliźnie się na śmieciach. Tylko niczego to nie zmieni. Cokolwiek miałoby się teraz stać, to nasze publiczne finanse są w tak katastrofalnym stanie, że tylko radykalna zmiana ustroju państwa polegająca na odebraniu mu zadań, które wzięło sobie ono na swoją głowę, może przynieść jakiś efekt. Na razie trwa kombinowanie, jak owe zadania sprywatyzować, czyli przekazać je kolesiom w zarządzanie, ugruntowując pozycję towarzysko biznesowo mafijnych sitw. To rzecz jasna niewłaściwy kierunek, bo znaczna część tzw. publicznych zadań nie jest w ogóle potrzebna. Ludzie i tak płacą za to, za co płacić muszą, a więc służba zdrowia da sobie radę, a co najwyżej jakiś awangardowy artysta będzie musiał poszukać jakiegoś uczciwego zajęcia.
Pytanie tylko, czy totalny bałagan, jaki wtedy na chwilę zapanuje, nie jest na rękę naszym „strategicznym partnerom”? Na pewno tak. Sposobem na zmianę jest deregulacja. Ale prawdziwa deregulacja nie taka, jaką proponuje chociażby minister Gowin, musiałaby polegać na olaniu znacznej części narzuconych nam bezsensownych unijnych przepisów, które tak naprawdę bezsensowny nie są, bo zabezpieczają interesy konkretnych koncernów i kolonizują nas. Tak więc jeśli chcemy się rozwijać, a nie zadłużać w drodze do katastrofy nie unikniemy przystanku pod nazwą suwerenność. I koło się zamyka. Strategia czekania aż samo runie nie ma racji bytu, gdyż nowy europejski porządek może oznaczać tylko niemiecką hegemonię, a więc zniknięcie demokratycznego woalu. Powinniśmy więc przygotować się nie niepodległość, ale zacząć on nią walczyć w odpowiednim momencie. Na razie mamy jednak problem śmieciowy, który może doprowadzić jedynie do tego, że znaczna część rodaków sięgając głębiej do swoich i tak już często pustych kieszeni pojmie, że była bujana i że coś tu nie gra. To już i tak dużo. Szkoda Polak jak zwykle mądry jest po szkodzie, a nie przed nią.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Matrix według Philipa K. Dicka
Ten legendarny pisarz opowiada na paryskim spotkaniu z czytelnikami w 1977 fragmenty fabuły filmu, który będzie nakręcony kilkadziesiąt lat później. To się nazywa hołd dla geniusza.
W poszukiwaniu straconego szczęścia
Socjalizm jak i inne systemy totalitarne posługuje się szczęściem ludzkości i jednostki jako swym sztandarowym hasłem. O tym, co naprawdę znaczną tego typu frazesy najdobitniej świadczą miliony ofiar kolejnych mutacji tej ideologii. Nie można myśliwego - zbieracza, którym byliśmy zamknąć w klatce codziennych nawyków i przyzwyczajeń. Znaczy można, ale zawsze będzie to działanie utopijne, bo setki milinów lat ewolucyjnych dostosowań nie dadzą o sobie tak łatwo zapomnieć. Trzeba zatem kilkuset tysięcy lat, aby z człowieka uczynić komórkę w takiej społecznej konstrukcji jak to wyobrażają sobie ideologowie. Tylko po co się męczyć? Przez te wszystkie lata powstaną i upadną imperia, a idiologiczna zmiana musi trwać. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zmieniono strategię. Wystarczy więc wymyślić ideę, która opanuje ludzie umysły niezależnie od powodzenia doraźnym politycznych projektów. Ostatnim takim powszechnie akceptowanym tworem wydaje się idea postępu. O ile do komunizmu nie udało się powszechnie zaaprobować, o tyle idea postępu, mimo że równie utopijna jest jednak powszechnie akceptowana. Nauczono nas wierzyć, że rozwój człowieka to proce linearny, a kolejnym pokoleniom dzięki zmianom w technice i nauce żyje się coraz lepiej. Jeśli tak, to skąd wzrastająca liczba samobójstw, dewiacji i psychicznych chorób na świecie, niedająca się jedynie wytłumaczyć wzrostem ludności? Można powiedzieć, że myśliwy - zbieracz daje o sobie znać. Można także twierdzić, że wszelka kultura jest źródłem cierpień. Można też powiedzieć, że lepiej nauczyć się żyć pośród paradoksów i instynktów, bo są one tak samo ludzkie, jak kultura. Najprościej jest jednak uświadomić sobie, że nic na siłę w materii ucywilizowania człowieka zrobić się już nie da. To, co dla niego wartościowe i korzystne - człowiek przyjmuje, to co utopijne, bolesne i przeideologizowane - odrzuci. Dlatego być może, wszyscy postępowi totalniacy kombinują w tej chwili, jakim sposobem zmienić kryteria, którymi kierujemy się przy ustaleniu, co jest dla nas dobre, a co nie. Tak więc we współczesnym świecie hierarchia wartości stała się główną areną działań wojennych o naszą przyszłość. Gdy walka o zmianę człowieka i jego natury nie wyjdzie (bo wyjść nie może), będą trwały kolejne poszukiwania klucza do naszej duszy. A wszystko to ma swoje praźródło w prastarym instynkcie, nakazującym ludziom poszukiwania przewagi nad innymi.
Czy zatem aby osiągnąć szczęście człowiek musi znów zacząć zbierać i polować? Wydaje się, że tak, bo jeśli alternatywą jest wyparcie się swej ludzkiej natury w wyniku tresury, to chyba w poszukiwaniu szczęścia nie mamy wyjścia.
środa, 10 kwietnia 2013
Egzamin
Dziś mijają trzy lata od chwili, gdy "państwo zdało egzamin". Gołym okiem widać, że ściągało. Dowodów na to nie trzeba szukać specjalnie daleko. Oto kilka dni temu wicepremier podpisał w imieniu rządu umowę, która powoduje, że jesteśmy jeszcze bardziej niż kiedykolwiek gaspromowym obszarem zależnym. A przecież nie tak dawno temu tenże wicepremier, gdy jeszcze nim nie był, wygrał wybory w swej partii, bo miał tak bardzo różnić się od swojego poprzednika. Ale różnice różnicami, a umowę mus było podpisać. Najciekawsze rzeczy zaczynają dziać się po tym, jak media doniosły o owym memorandum. Okazało się, że nikt nic nie wie nawet premier i że tak właściwie to się nic nie stało, bo to przecież tylko jakiś miliard z górką... Nasz kraj jest przecież bogaty i to dla niego nie lada honor i chwała móc wesprzeć biednych Rosjan w potrzebie.
Gdy wrzuci się kij do mrowiska, zaczyna panować nie małe zamieszanie, poczciwe robotnice uciekają w panice, a ich miejsce zajmują mrówki żołnierze oceniające sytuację i w imieniu królowej zaczynają przywracać porządek. Po Smoleńsku i pogazowym memorandum, nic takiego nie nastąpiło. Czyżbyśmy nie mieli mrówek żołnierzy? A może nasze polityczne robotnice to w istocie mrówcze trutnie zdolne tylko do jednego numeru i to na dodatek z królową? Wiele niestety na to wskazuje, że dysponujemy politycznymi impotentami. Nasze polityczne elity w sytuacjach trudnych zachowują się jak rasowi urzędnicy, których jedynym zmartwieniem jest to, jak zabezpieczyć swój własny tyłek kwitami, aby nikt się do nich nie przyczepił. Urzędnicy to jednak nie władza, która musi opierać się na zasadach, przyświecającej jej idei oraz racji stanu. Podobnie jak w mrowisku, po wrzuceniu kija, od razu wiadomo, kto jest kto. Podobnie i na szczycie politycznego kopca brak specjalnego poruszenia sugeruje, że nad naszymi politykami będącymi w istocie urzędnikami, ktoś ma jakąś władzę. Teoretycznie jesteśmy to my, lecz tylko teoretycznie. Ponieważ spora część naszego społeczeństwa tkwi mentalnie jeszcze w epoce pańszczyzny i mało kogo w skali całego narodu interesują publiczne sprawy, mamy zatem to, co mamy. Nie dziwmy się więc, że rolę suwerena nad nauczoną zginać kark kastą, przejęła jakaś mafijna lub bezpieczniacka klika, albo obce mocarstwa. Nie dziwmy się zatem, że prawie trzydziestomilionowy naród, wewnętrznie jest podzielony i pomimo takiej tragedii jak Smoleńsk, czy Katyń nie potrafi wykrzesać jednej wspólnej, krótkiej listy swych politycznych paradygmatów. Nauczono nas przez ostatnie kilkaset lat czuć nad sobą bat. Dopóki nie zerwiemy z tym przyzwyczajeniem, dotąd zapomnijmy o prawdziwym rozwoju, bogactwie czy chociażby dobrobycie.
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Odeszła na zawsze
Margaret Thatcher - autorka jednego z moich ulubionych cytatów:
"Unia Europejska jest skazana na niepowodzenie, gdyż jest czymś szalonym, utopijnym projektem, pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów."
sobota, 6 kwietnia 2013
Let's stay together
Ostatnio daje się zaobserwować poszukiwanie na siłę przez pewne środowiska idologiczno - polityczne homoseksualnych wątków w naszej historii. A to Maria Konopnicka – matka sporej gromadki dzieci - miała być pono lesbijką, a to chłopcy z Szarych Szeregów mieli uprawiać sodomię.
Jeśli ktoś szuka historycznego uzasadnienia dla legitymizowania zboczeń, niech poszuka na własnym podwórku. Nie trzeba szukać specjalnie daleko, aby znaleźć wiele przypadków „ekstrawagancji” i to na najwyższych szczeblach władzy „partyjnej i państwowej”. W końcu „wszyscy ludzie będą braćmi” i „każdemu wedle potrzeb”. Prosimy zatem o kolejny zestaw tematów zastępczych.
piątek, 5 kwietnia 2013
Globalne ocieplenie
Od lewicy aż po prawice,
wieściły światłe Wernyhory,
że lud wyjdzie nam na ulice,
gdy blisko do wiosennej pory.
wieściły światłe Wernyhory,
że lud wyjdzie nam na ulice,
gdy blisko do wiosennej pory.
Nie ścisłe to wróżebne mary,
bo mimo że wiosenne chwile,
lód jak już wszedł na trotuary,
to zejść z nich nie chce no i tyle.
bo mimo że wiosenne chwile,
lód jak już wszedł na trotuary,
to zejść z nich nie chce no i tyle.
Wszak pisywali dawni wieszcze,
że mimo wierzchniej lodu tkanki,
lud jak lawa gorący jeszcze,
ze skostnieniem stanie we szranki.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Stan elit
Co by nie mówić, wybitny ekonomista, ale nie wolnorynkowy prof. Grzegorz Kołodko, zaczyna swą nową książkę od rozdziału pt.: Dlaczego ekonomiści tak często nie mają racji? Prof. Gwiazdowski ekonomistą nie jest, tylko prawnikiem i dlatego pewnie ma rację. Czy zatem panom ekonomistom dobry Bóg w jakimś niepojętnym dla nas maluczkim celu odebrał rozumy?
Problem wydaje się jednak znacznie szerszy. Stan umysłowy naszych elit można porównać do historii o Cyganie (przepraszam, Romie), który dla dobrego towarzystwa dał się powiesić. Według tej logiki nie jest ważne co się dzieje, ważne aby być w dobrym towarzystwie. Jest to logika karierowicza i dorobkiewicza, który za wszelką cenę chce awansować w stratyfikacyjnej drabinie i dla tego awansu jest w stanie popełnić każdą niegodziwość. Przywrócenie kontroli społecznej wdaje się więc wręcz niezbędne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)