Dziś mijają trzy lata od chwili, gdy "państwo zdało egzamin". Gołym okiem widać, że ściągało. Dowodów na to nie trzeba szukać specjalnie daleko. Oto kilka dni temu wicepremier podpisał w imieniu rządu umowę, która powoduje, że jesteśmy jeszcze bardziej niż kiedykolwiek gaspromowym obszarem zależnym. A przecież nie tak dawno temu tenże wicepremier, gdy jeszcze nim nie był, wygrał wybory w swej partii, bo miał tak bardzo różnić się od swojego poprzednika. Ale różnice różnicami, a umowę mus było podpisać. Najciekawsze rzeczy zaczynają dziać się po tym, jak media doniosły o owym memorandum. Okazało się, że nikt nic nie wie nawet premier i że tak właściwie to się nic nie stało, bo to przecież tylko jakiś miliard z górką... Nasz kraj jest przecież bogaty i to dla niego nie lada honor i chwała móc wesprzeć biednych Rosjan w potrzebie.
Gdy wrzuci się kij do mrowiska, zaczyna panować nie małe zamieszanie, poczciwe robotnice uciekają w panice, a ich miejsce zajmują mrówki żołnierze oceniające sytuację i w imieniu królowej zaczynają przywracać porządek. Po Smoleńsku i pogazowym memorandum, nic takiego nie nastąpiło. Czyżbyśmy nie mieli mrówek żołnierzy? A może nasze polityczne robotnice to w istocie mrówcze trutnie zdolne tylko do jednego numeru i to na dodatek z królową? Wiele niestety na to wskazuje, że dysponujemy politycznymi impotentami. Nasze polityczne elity w sytuacjach trudnych zachowują się jak rasowi urzędnicy, których jedynym zmartwieniem jest to, jak zabezpieczyć swój własny tyłek kwitami, aby nikt się do nich nie przyczepił. Urzędnicy to jednak nie władza, która musi opierać się na zasadach, przyświecającej jej idei oraz racji stanu. Podobnie jak w mrowisku, po wrzuceniu kija, od razu wiadomo, kto jest kto. Podobnie i na szczycie politycznego kopca brak specjalnego poruszenia sugeruje, że nad naszymi politykami będącymi w istocie urzędnikami, ktoś ma jakąś władzę. Teoretycznie jesteśmy to my, lecz tylko teoretycznie. Ponieważ spora część naszego społeczeństwa tkwi mentalnie jeszcze w epoce pańszczyzny i mało kogo w skali całego narodu interesują publiczne sprawy, mamy zatem to, co mamy. Nie dziwmy się więc, że rolę suwerena nad nauczoną zginać kark kastą, przejęła jakaś mafijna lub bezpieczniacka klika, albo obce mocarstwa. Nie dziwmy się zatem, że prawie trzydziestomilionowy naród, wewnętrznie jest podzielony i pomimo takiej tragedii jak Smoleńsk, czy Katyń nie potrafi wykrzesać jednej wspólnej, krótkiej listy swych politycznych paradygmatów. Nauczono nas przez ostatnie kilkaset lat czuć nad sobą bat. Dopóki nie zerwiemy z tym przyzwyczajeniem, dotąd zapomnijmy o prawdziwym rozwoju, bogactwie czy chociażby dobrobycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj