sobota, 13 kwietnia 2013

Potęga starych przysłów

Jeśli ma upaść rząd, to stanie się to już niebawem. I to nie na skutek Smoleńska, syfu w OFE, bankructwa ZUSu, czy przez inne mniej lub bardziej prawdopodobnego nieszczęścia. Rodacy za chwilę otrzymają nowe, podwyższone rachunki za śmieci i zaczną się zastanawiać: o co tu ku..wa chodzi? I co z tego, że mówią o tym media, że gazety grzmiały o skandalu już wiele miesięcy temu. To wszystko nic. Polak nie rozumie, albo nie chce rozumieć, macha na to wszystko co państwo, rządowe i polityczne ręką i ma rację. Zadłużenie publiczne nie jest jego zadłużeniem, a służba zdrowia jest za darmo, a więc jak coś jest za darmo, to nie ma się prawa do narzekania. A tymczasem za śmieci przyjdzie słony rachunek i wtedy się zacznie lament. Bo ten rachunek rodak będzie musiał zapłacić sam, to znaczy, że za te pieniądze nie kupi dodatkowego bochenka chleba, nie wypije paru piwek czy nie pojedzie na wycieczkę za miasto. Wkurzenie sięgnie zenitu, a rząd pośliźnie się na śmieciach. Tylko niczego to nie zmieni. Cokolwiek miałoby się teraz stać, to nasze publiczne finanse są w tak katastrofalnym stanie, że tylko radykalna zmiana ustroju państwa polegająca na odebraniu mu zadań, które wzięło sobie ono na swoją głowę, może przynieść jakiś efekt. Na razie trwa kombinowanie, jak owe zadania sprywatyzować, czyli przekazać je kolesiom w zarządzanie, ugruntowując pozycję towarzysko biznesowo mafijnych sitw. To rzecz jasna niewłaściwy kierunek, bo znaczna część tzw. publicznych zadań nie jest w ogóle potrzebna. Ludzie i tak płacą za to, za co płacić muszą, a więc służba zdrowia da sobie radę, a co najwyżej jakiś awangardowy artysta będzie musiał poszukać jakiegoś uczciwego zajęcia. Pytanie tylko, czy totalny bałagan, jaki wtedy na chwilę zapanuje, nie jest na rękę naszym „strategicznym partnerom”? Na pewno tak. Sposobem na zmianę jest deregulacja. Ale prawdziwa deregulacja nie taka, jaką proponuje chociażby minister Gowin, musiałaby polegać na olaniu znacznej części narzuconych nam bezsensownych unijnych przepisów, które tak naprawdę bezsensowny nie są, bo zabezpieczają interesy konkretnych koncernów i kolonizują nas. Tak więc jeśli chcemy się rozwijać, a nie zadłużać w drodze do katastrofy nie unikniemy przystanku pod nazwą suwerenność. I koło się zamyka. Strategia czekania aż samo runie nie ma racji bytu, gdyż nowy europejski porządek może oznaczać tylko niemiecką hegemonię, a więc zniknięcie demokratycznego woalu. Powinniśmy więc przygotować się nie niepodległość, ale zacząć on nią walczyć w odpowiednim momencie. Na razie mamy jednak problem śmieciowy, który może doprowadzić jedynie do tego, że znaczna część rodaków sięgając głębiej do swoich i tak już często pustych kieszeni pojmie, że była bujana i że coś tu nie gra. To już i tak dużo. Szkoda Polak jak zwykle mądry jest po szkodzie, a nie przed nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj