czwartek, 21 sierpnia 2008

Refleksje przy myciu samochodu

Trzeba było umyć grata. Po powrocie z wakacji trochę się przybrudził. Nie to co bym narzekał. W końcu spisał się dobrze; do pełnoletności jeszcze ho ho, aż dziw mnie brał jak zobaczyłem ile można w niego wpakować. Od dawna odgrażałem się, że zrobię "przepyrkę" w zabieranych rzeczach osobistych niektórych członków rodziny. I nie zdziwiłbym się gdyby w czasie przeszukania znalazł encyklopedię, albo hantle... (bo może przyjdzie coś sprawdzić albo z nudów poćwiczyć...)
W każdym razie się trochę przybrudził i trzeba go było umyć. Był jeszcze jeden powód: ślub w rodzinę. To, że ktoś zgłupiał to jego sprawa ale co mam ja do tego. Niby nie wypada jechać na ślub brudnym samochodem, ale to chyba ja bylem zaproszony a nie on. Wiadomo; stanie kilku cwaniaków i będzie porównywać... Okropnie tego nie lubię!
Nic to. Myję, go i myję i tak sobie myślę: po jaka cholerę jak kupiłem samochód musiałem zmieniać tablice rejestracyjne? Podobno nie trzeba, ale jakoś nie czułem się poinformowany. Od pewnego czasu obowiązują ponoć przepisy likwidujące obowiązek meldunku. To wielka sprawa! Dwieście lat po nadaniu wolności osobistej chłopom wreszcie ktoś oderwał obywatela od miejsca! Aby tak dalej to podpis elektroniczny razem z dokumentem tożsamości pojawi się za następne 100! Inna sprawa, że są kraje, gdzie dokumenty tożsamości w rodzaju dowód osobisty nie są nikomu do niczego potrzebne. Ale za nim nasi urzędnicy zrozumieją, że gdzieś jest inaczej i może u nas by coś ułatwić miną następne lata świetlne. Ułatwianie procedur administracyjnych stało się kolejną procedurą administracyjną, tak jak nie wiadomo jaka metoda wybrać metodę głosowania...
Co do klucza publicznego w dokumencie tożsamości to:
albo stanie się to szybko, bo ktoś zda sobie sprawę, że jest kolejny pretekst do wymiany dokumentów czyli geszeftu,
albo nie stanie się nigdy, bo światowym standardem identyfikacji stanie się analiza DNA albo oka.
I tak zarobi ten kto ma zarobić... Co do tablic rejestracyjnych. Zerwanie z przypisaniem auta do ziemi - co ma w tej chwili miejsce (nie umieszczanie liter na tablicach z kodem miejscowości) spowodowałaby znaczące ograniczenie ich produkcji, bo nikt nie byłby zainteresowany ich wymianą... Policja czy inne służby mogłyby bez trudu i tak zlokalizować właściciela, a innych użytkowników ruchu nie powinno interesować skąd pochodzi właściciel, bo to jego prywatna sprawa.
Ale obywatel to przecież z założenia oszust i krętacz! Inna sprawa, że znaczną część zaświadczeń wymaganych przy różnego rodzaju formalnościach można by było zastąpić oświadczeniami. Zamiast zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami ZUS nie wystarczyłoby moje oświadczenie, że nie zalegam?
Stosując takie drobne kroki powoli, bardzo powoli przestaniemy być państwem policyjnym, którym jesteśmy prawie od zawsze. No chyba, że w przypadku tablic rejestracyjnych obowiązują kolejne kretyńskie przepisy unijne. A wtedy to przepraszam!!! :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj