Skuszony recenzjami obejrzałem ostatnio szeroko reklamowany film „Dom Zły” Wojciecha Smarzewskiego. Na plakacie promującym film pojawiła się informacja, że to: „polskie Fargo” i że film w stylu Tarantino. Nic bardziej mylnego. Rzecz, która uderzyła mnie od razu to podobieństwo do rosyjskiego filmu „Ładunek 200” Aleksieja Bałabanowa.
Nie chodzi o fabułę ani o to, że te filmy są do siebie po prostu podobne. Mają do tego prawo. W Hollywood kręci się praktycznie kilka filmów od 70 lat i nikt jakoś nie rozdziera szat. Niech któryś z polskich filmowców podejmie się w niebanalny sposób próby nakręcenia filmu podobnego do „Wyspy” Pavla Lugina. Byłbym bardzo szczęśliwy. Ale pewnie i tak „towarzystwo leśnych dziadków” z Instytutu Sztuki Filmowej nie da na to grosza.
Inspiracja polskich twórców rosyjskim obrazem jest ewidentna. Dlatego nikt pewnie do tego się nie przyznaje. Poza tym widać wyraźnie blokadę kulturalną Rosji w Polsce, której nie da się wytłumaczyć tylko wstrętem do pierwszej komuny.
Jeśli kogoś bardzo zaszokuje „Dom Zły” to niech „Ładunku” raczej nie ogląda. O ile „Dom” to obraz przygnębiający, o tyle „Ładunek” wali pięścią między oczy i przez kilka dni ciężko się z tego ciosu otrząsnąć. O ile polski obraz jest małpka wypita duszkiem, o tyle ten rosyjski to szklanka spirytusu na pusty żołądek, po którym nie można złapać tchu. Alkoholowe analogie są tu jak najbardziej wskazane.
Co łączy oba filmy? Wizerunek bezgranicznego wpisanego w system zła, totalitaryzmu bez zasad, gdzie przewagę biorą zwierzęce instynkty. Prowincja, władza, korupcja i szaleństwo. Do życia w syfie człowiek może się przyzwyczaić do tego stopnia, że zaczyna go aprobować, bo nie ma punktu odniesienia. Warto obejrzeć oba filmy aby się o tym przekonać.
Nie chodzi o fabułę ani o to, że te filmy są do siebie po prostu podobne. Mają do tego prawo. W Hollywood kręci się praktycznie kilka filmów od 70 lat i nikt jakoś nie rozdziera szat. Niech któryś z polskich filmowców podejmie się w niebanalny sposób próby nakręcenia filmu podobnego do „Wyspy” Pavla Lugina. Byłbym bardzo szczęśliwy. Ale pewnie i tak „towarzystwo leśnych dziadków” z Instytutu Sztuki Filmowej nie da na to grosza.
Inspiracja polskich twórców rosyjskim obrazem jest ewidentna. Dlatego nikt pewnie do tego się nie przyznaje. Poza tym widać wyraźnie blokadę kulturalną Rosji w Polsce, której nie da się wytłumaczyć tylko wstrętem do pierwszej komuny.
Jeśli kogoś bardzo zaszokuje „Dom Zły” to niech „Ładunku” raczej nie ogląda. O ile „Dom” to obraz przygnębiający, o tyle „Ładunek” wali pięścią między oczy i przez kilka dni ciężko się z tego ciosu otrząsnąć. O ile polski obraz jest małpka wypita duszkiem, o tyle ten rosyjski to szklanka spirytusu na pusty żołądek, po którym nie można złapać tchu. Alkoholowe analogie są tu jak najbardziej wskazane.
Co łączy oba filmy? Wizerunek bezgranicznego wpisanego w system zła, totalitaryzmu bez zasad, gdzie przewagę biorą zwierzęce instynkty. Prowincja, władza, korupcja i szaleństwo. Do życia w syfie człowiek może się przyzwyczaić do tego stopnia, że zaczyna go aprobować, bo nie ma punktu odniesienia. Warto obejrzeć oba filmy aby się o tym przekonać.
Dla mnie film rosyjski jest po prostu lepszy i ma przesłanie. Mówi o dnie i o tym, że można się od niego odbić. Jak? „Klękaj i módl się.” Czy w Polsce znękanej polityczną poprawnością pojawiłby się twórca potrafiący coś takiego powiedzieć?
Widać wyraźnie, że gdy rosyjska kultura filmowa idzie nadal swoim własnym oryginalnym szlakiem, nasze filmowe towarzystwo wzajemnej adoracji miota się we wtórności i banałach. Bo choroba naszego życia publicznego nie ogranicza się wyłącznie do polityki i dotyczy wielu przejawów życia. Prawdziwym panaceum na to jest mobilność społeczna. Niech adwokatami zostaną ci, którzy chcą, filmy niech kręcą zdolni i ci, którzy przyciągną ludzi do kin. Potrzebne nam jest rozwalenie starego i zastąpienie go... niczym. Wszystko się samo poukłada. To takie proste i trudne za razem.
Widać wyraźnie, że gdy rosyjska kultura filmowa idzie nadal swoim własnym oryginalnym szlakiem, nasze filmowe towarzystwo wzajemnej adoracji miota się we wtórności i banałach. Bo choroba naszego życia publicznego nie ogranicza się wyłącznie do polityki i dotyczy wielu przejawów życia. Prawdziwym panaceum na to jest mobilność społeczna. Niech adwokatami zostaną ci, którzy chcą, filmy niech kręcą zdolni i ci, którzy przyciągną ludzi do kin. Potrzebne nam jest rozwalenie starego i zastąpienie go... niczym. Wszystko się samo poukłada. To takie proste i trudne za razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj