Odkąd pamiętam referenda zawsze były narzędziem legitymizacji władzy i niczym więcej. Zapominane dziś referendum z 1987 miało na celu uzyskanie właśnie społecznej legitymacji przez rządzących do radykalnych reform, które nie były możliwe bez zaangażowania części środowisk opozycyjnych. Dziś warto przypomnieć tamte dwa referendalne pytania:
- Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-trzyletni okres szybkich zmian?
- Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?
Formalne fiasko referendum oraz rychłe wymuszone wycofanie się Rosjan z krajów satelickich wynegocjowane już z USA w Rejkiawiku sprawiły, że konieczne było uruchomienie tzw. Okrągłego Stołu. Inny scenariusz budowy frontu jedności narodu nie był po prostu możliwy.
Teraz rządzący potrzebują także legitymacji, ale treść pytań nie ma tu najmniejszego znaczenia. Liczy się samo poparcie. Oglądając wczorajszą konferencję prasową z udziałem pani premier odnosiłem wrażenie, że ruch jedności narodu powstaje właśnie na naszych oczach. Dorn i Napieralski na listach „floty zjednoczonych sił” ma wprowadzić tubylców w takie właśnie przeświadczenie. Czy to znaczy, że wisi nad nami katastrofa? Niewątpliwe tak. Kolosalne i skrzętnie ukrywane zadłużenie wywołane między innymi katastrofą systemu emerytalnego i unijnymi dobrodziejstwami w połączeniu z całą serią problemów europejskiego wielkiego brata, wśród których fala uchodźców z Afryki to małe piwo może składać się na konieczność powtórki starych sprawdzonych metod. Obecny Wielki Brat podobnie jak ten poprzedni stoi na krawędzi katastrofy więc przechodzimy najprawdopodobniej do etapu okopywania się władzuchny tak jak miało to miejsce z uwłaszczeniem elit postkomunistycznych.
A co potem?
Pewnie nowy Okrągły Stół, którego efekt i dobór aktorów będą uzależnione od tego komu w geopolitycznej układance przypadnie nasz kawałek Europy.
Co zatem należy robić?
To co zwykle: bogacić się zw wszelką cenę, kształcić dzieci i mieć w domu karabin nawet z wypadającym zamkiem lub co najmniej dwa granaty w świątecznym ubraniu. Nie wolno też zwracać specjalnej uwagi na demokratyczne coraz bardziej kolorowe piórka i coraz większy festiwal obietnic. Wszystko, bowiem co obiecują nam politycy jest opłacane naszymi pieniędzmi, potem i wysiłkiem. To ostatnie wydaje się banałem, ale należy go powtarzać do znudzenia. Może więcej ludzi zrozumie, że tak naprawdę to oni płacą za to całe przedstawienie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj